Straty polskiej gospodarki w świetle afery wizowej

Straty polskiej gospodarki w świetle afery wizowej

Już od początku roku pracodawcy podejrzewali, że przy przydzielaniu wiz cudzoziemcom mogło dochodzić do naruszania prawa i świadczyło o tym wiele rozmaitych poszlak. Wybuch afery spowodował natomiast efekt mrożący – biznes już od dłuższego czasu czekał na napływ nowych pracowników, a po ujawnieniu skandalu rozpatrywanie niezbędnych wniosków utknęło w martwym punkcie – podał serwis Businessinsider.com.pl

Prokuratura w ubiegłym tygodniu potwierdziła doniesienia o śledztwie dotyczącym płatnej protekcji przy przyspieszaniu procedur wizowych. Sprawa miała dotyczyć ok. 260 cudzoziemców. Z kolei Onet donosił, że wiceminister spraw zagranicznych Piotr Wawrzyk miał wymuszać na polskich dyplomatach wydawanie wiz wskazanym przez niego imigrantom. „ Do konsultantów trafiały listy z dziesiątkami i setkami nazwisk” – podano w treści.

Biznes o szybkim tempie rozpatrywania spraw pracowników, których chcieliby zatrudnić, może tylko pomarzyć - stwierdzono.

— Znamy przypadki, w których np. firma z branży IT stara się o zagranicznych pracowników już od stycznia. Na razie wciąż bezskutecznie – przyznała Nadia Kurtieva, starsza specjalistka ds. zatrudnienia w Konfederacji Lewiatan.

Co więcej, już w styczniu pracodawcy zauważyli, że system wizowy nie działa tak, jak powinien, i może dochodzić do działań niezgodnych z prawem – czytamy.

— Nam trudno było ocenić skalę nieprawidłowości, ale od początku roku dostawaliśmy sygnały, że z systemem wizowym jest coś nie tak. Nie mieliśmy bezpośrednich dowodów, ale z doniesień z wielu firm można było wywnioskować, że najprawdopodobniej dochodzi też do działań budzących zastrzeżenia w świetle przepisów. Lewiatan prowadził z MSZ merytoryczne rozmowy o poprawieniu systemu – opowiadała ekspertka.

Częstokroć firmy musiały miesiącami czekać na wizy dla swoich pracowników, bo system był zdominowany przez firmy, które hurtowo rezerwowały terminy w systemie, by potem najprawdopodobniej nimi handlować – podano dalej.

— Samo MSZ zdiagnozowało zjawisko polegające na blokowaniu terminów w konsulacie przez nieuczciwych pośredników, którzy włamywali się na serwis e-konsulat. A za odstąpienie terminów mogli otrzymywać pieniądze. W teorii, by usprawnić i uczynić wnioskowanie o wizy bardziej sprawiedliwym, w wybranych państwach wprowadzono tzw. loterie wizowe – chętni do otrzymania wizy biorą udział w losowaniu terminów. Problem jednak w tym, że zapotrzebowanie na wizy znacznie przewyższa liczbę udostępnianych przez konsulat terminów, w rezultacie niemożliwe jest przewidzenie czy ostatecznie dojdzie do złożenia wniosku – dodała Kurtieva.

— Nie ma wątpliwości, że w niektórych krajach — np. w Indiach czy Nigerii — proceder ten był bardzo rozwinięty. W efekcie np. specjaliści, którzy mieli trafić do Polski, czekali na swój termin miesiącami albo musieli korzystać z usług właśnie takich pośredników. Wiemy, że np. kupno terminu w Indiach to koszt ok. 50 tys. rupii, a więc ok. 2,5 tys. zł. A dziś dowiadujemy się także o tym, że prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie procederu – stwierdziła ekspertka.

Mówiła, że problemy biznesu widoczne były też "po drugiej" stronie, a więc już w Polsce. Wielu doświadczonych i działających od lat pracodawców musi czekać, a sprawy znacznie szybciej załatwiają nieznane nikomu przedsiębiorstwa.

— Często bywa tak, że o zezwolenia na pracę dla potencjalnych pracowników ubiegają się "firmy-krzaki", które właściwie wyspecjalizowały się tylko w tej praktyce. A niestety obecnie system działa tak, że są wówczas w takiej samej sytuacji, jak przedsiębiorstwa, które od lat działają i faktycznie potrzebują tych pracowników. Często te uczciwe firmy muszą rywalizować właśnie z podmiotami quasi-fikcyjnymi i mają duży problem z uzyskaniem niezbędnych dokumentów – wskazała ekspertka.

I wymieniła też inne bolączki. — Występuje duża różnica między liczbą wydanych zezwoleń a liczbą wydanych wiz pracowniczych. To sprawia, że gołym okiem widać, iż coś z tym systemem jest głęboko nie tak – opowiedziała. I dodała, że dziś dane o liczbie wydanych zezwoleń na pracę zupełnie nie pokrywają się też np. z danymi o składkach ZUS – czytamy dalej.

Po wybuchu afery wizowej Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało, że zrezygnuje z outsourcingu w procesach wizowych i postawi na własną sieć placówek. To pomysł, który ma uciąć spekulacje na temat korupcji, ale reakcja MSZ niepokoi biznes.

— Teraz pojawił się efekt mrożący. W tej chwili w wielu miejscach wstrzymano proces wydawania wiz, a tworzenie własnych punktów przez MSZ zajmie kilka lat i pochłonie zapewne ogromne koszty z kieszeni podatników – mówił Maciej Wroński.

— Zator, z jakim borykamy się od dłuższego czasu, jest bardzo dolegliwy. Procedury wizowe się przedłużają, a my musimy czekać na pracowników. Od lat mieliśmy ogromne problemy z otrzymaniem tylu wiz dla swoich pracowników, ilu potrzebowaliśmy – dodano.

Nadia Kurtieva potwierdziła, że zaraz po wybuchu skandalu de facto wstrzymano wiele procedur wizowych. W efekcie do kraju nie wjedzie w najbliższym czasie nie tylko wielu pracowników, ale nawet… studentów.

— Spływają do nas sygnały, że afera wizowa spowoduje jeszcze większe utrudnienia w procesie ubiegania się o wizy nie tylko pracownicze, ale też studenckie — problem z ich uzyskaniem mają np. doktoranci. To bardzo zła sytuacja dla polskiej gospodarki. System zdecydowanie wymaga uporządkowania – zaapelowała.

Jak czytamy dalej - do momentu publikacji materiału serwis nie otrzymał w tej sprawie odpowiedzi z MSZ.

— Najprawdopodobniej nic nie zostanie z zapowiedzi centrum wizowego, na które mocno liczyliśmy, w łeb wzięło też rozporządzenie, które wskazywało na branże, w których najbardziej potrzeba pracowników z zagranicy — dodał ze smutkiem Maciej Wroński.

Tymczasem, jak wskazał, potrzeby polskiej logistyki są ogromne. — Kilka lat temu w branży transportu międzynarodowego pracowało ok. 20-30 tys. pracowników spoza Unii Europejskiej. Obecnie to ponad 160 tys. To dobrze ilustruje, jak bardzo zwiększyło się nasze zapotrzebowanie. A jednocześnie liczba placówek konsularnych, które wydawały wizy, wcale się nie zwiększyła – mówił Wroński.

— Problemów z polskim systemem wizowym jest więcej. Wciąż nie ma systemu monitorującego to, co dzieje się potem z pracownikiem, który otrzyma wizę. Nie wiemy, jakie są jego losy, czy decyduje się na pracę w Polsce, czy też ostatecznie trafia do innych krajów UE. A bez tej wiedzy tak naprawdę nie wiemy, jak projektować politykę migracyjną – wyliczała z kolei przedstawicielka Lewiatana.

Sytuacja z wizami napawa niepokojem również branżę budowlaną - napisano.

— Zawirowania związane z wydawaniem wiz wpływają bardzo negatywnie na funkcjonowanie polskiej branży budowlanej — stwirdził dr Damian Kaźmierczak, członek zarządu Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa (PZPB)

Jak wyliczał przedstawiciel PZPB, przed wybuchem wojny w Ukrainie w rodzimych firmach budowlanych pracowało 350-500 tys. pracowników z Ukrainy. W ubiegłym roku w następstwie inwazji Rosji na Ukrainę liczba ukraińskiej kadry skurczyła się o ponad 60 proc., co nie pozostało bez wpływu na działalność polskich przedsiębiorstw - podał.

— Firmy musiały w trybie awaryjnym uzupełniać braki kadrowe pracownikami z Białorusi, Mołdawii, Gruzji, Turcji, Uzbekistanu, Indii i Bangladeszu — wskazał.

Jak czytamy dalej, rozmówcy serwisu byli zgodni — polska gospodarka potrzebuje skutecznej polityki dotyczącej pracowników z zagranicy.

— Bez mądrej polityki migracyjnej polskie budownictwo nie będzie w stanie normalnie funkcjonować i mówimy tu już o najbliższych kwartałach, a nie o perspektywie długoterminowej. W nadchodzących latach czeka nas bowiem wysyp inwestycji drogowych i kolejowych, a przede wszystkim jesteśmy zmuszeni przeprowadzić transformację naszej energetyki w kierunku niskoemisyjnym i niskokosztowym. Chroniczny deficyt pracowników z zagranicy sprawi, że ambitny proces inwestycyjny po prostu się w Polsce nie powiedzie – mówił serwisowi Damian Kaźmierczak.

— Polska z kraju emigracyjnego staje się imigracyjnym. Negatywne skutki zmian demograficznych są nieuniknione. Potrzebujemy długofalowej, racjonalnej polityki. Inaczej przegramy w rywalizacji o wykwalifikowanych pracowników spoza UE. Widzimy bowiem, jak inne kraje np. Kanada czy Niemcy próbują się otwierać na zagranicznych pracowników – spuentowała Nadia Kurtieva. (jmk)

Foto: Gazeta Prawna //
Źródło: Businessinsuider.com.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.