Konkurencyjność naszego przemysłu pod presją wysokich cen energii

Konkurencyjność naszego przemysłu pod presją wysokich cen energii

Koszty transformacji energetycznej przerzucono w Polsce na przemysł, inaczej niż w UE, gdzie gospodarstwa domowe ponoszą większe koszty opłat przesyłowych i podatków. Żaden polski rząd w ostatnich dwóch dekadach nie prowadził eksperckiej dyskusji w sprawie cen energii i transformacji energetycznej – stwierdził serwis CEO.com.pl.

Polski model gospodarczy nieźle funkcjonował przez 35 lat. Nasze firmy znalazły sobie solidne miejsce w łańcuchu tworzenia wartości dodanej dużych firm międzynarodowych i globalnych. Wprawdzie była to dolna część tego łańcucha, ale robiliśmy to na tyle dobrze, że zapewniło to Polakom bezprzykładny wzrost zamożności, a Polska szybko nadrabiała dystans dzielący ją od najbogatszych krajów Europy Zachodniej.

Ważnym elementem naszego modelu był relatywnie wysoki udział przemysłu w wartości dodanej całej gospodarki. Jeszcze w 2022 r. wynosił on w Polsce 22,6 proc. wobec średniej dla UE na poziomie 20 proc, a dla Niemiec i Czech 25 proc. Żeby ten poziom utrzymać, jeśli nie zwiększyć, musimy zachować konkurencyjną strukturę kosztów produkcji.

Jednym z elementów konkurencyjności kraju jest poziom cen energii. Jeszcze 10 lat temu miały one niewielki wpływ na konkurencyjność sektora przemysłowego w Polsce. W 2014 r. średni udział energii w kosztach przedsiębiorstw przemysłowych wynosił 2,2 proc., a tylko dla 10 proc. przemysłu przekraczał 5 proc. (dane Forum Energii).

Szybki rozwój naszej gospodarki po 1989 r. był bezsprzecznie związany z procesem budowy nowoczesnego przemysłu. Wejście Polski do UE w 2004 r. spowodowało głęboką integrację gospodarki z rynkiem unijnym, co dało naszemu przemysłowi silny bodziec rozwojowy. Mimo wzrostu w latach 2003-2013 cen energii o ponad 80 proc., wartość dodana przemysłu przetwórczego wzrosła w tym okresie o 115 proc., a produktywność o 97 proc.

Polscy przedsiębiorcy nie musieli się – jak widać – martwić cenami energii. Podobnie zresztą jak politycy. Wstępując do UE wyraziliśmy zgodę na unijny system handlu certyfikatami CO2, znany jako ETS. Wszyscy zatem byliśmy świadomi, że istnieje w UE system, który w długim okresie będzie penalizował producentów wysokoemisyjnej energii, a mimo to kolejne rządy podejmowały decyzje o budowie nowych elektrowni węglowych. W międzyczasie cena certyfikatów ETS znacznie wzrosła, co od 2004 r. było dla wszystkich oczywiste. Na początku kwietnia 2025 r. kształtowała się ona na poziomie poniżej 70 euro za tonę CO2, ale w lutym 2025 r. jej poziom przekraczał 80 euro, a wcześniej nawet 100 euro.

Na sprzedaży uprawnień do emisji CO2 Polska zarobiła w latach 2013-2024 prawie 110 mld zł. Te pieniądze trafiły do budżetu państwa, ale tylko w niewielkim zakresie (poniżej 10 proc.) zostały wydane na działania związane z transformacją energetyczną. Według Banku Pekao, koszty emisji CO2 stanowią od 59 proc. (stare bloki na węgiel kamienny) do 68 proc. (bloki na węgiel brunatny) kosztów wytwarzania energii elektrycznej. W przypadku bloków gazowych to tylko 25 proc., lecz koszt gazu jest o ok. 80 proc. wyższy niż węgla.

Dyskusja o cenach energii jest trudna i skomplikowana; w Polsce dodatkowo jest źle prowadzona, a nasi politycy jej bynajmniej nie ułatwiają. Generalnie najtańszym źródłem jest energia z OZE, której koszty krańcowe są praktycznie nieistotne, skoro za słońce, wiatr czy wodę nie musimy płacić.

Sam koszt wytworzenia energii stanowi w przypadku Polski zaledwie 1/3 wysokości rachunków, które otrzymujemy od jej dostawców. Resztę stanowią różne pozycje, których mało kto jest w stanie zrozumieć, ukryte są w nich podatki, opłaty przesyłowe, opłaty jakościowe, koszty utrzymania elektrowni węglowych wynikające z rynku mocy, etc. System przesyłu energii przy dużym udziale OZE musi być bardziej elastyczny, gdyż w przeciwieństwie do źródeł stabilnych (węgiel, gaz, niskoemisyjny atom), czyli dyspozycyjnych, OZE pracują inaczej, a system integracji energii ze źródeł odnawialnych musi być inaczej skonstruowany. Jego istotnym elementem muszą być np. magazyny energii, które dopiero teraz zaczynają być u nas budowane.

Przyjrzyjmy się, jak wygląda struktura kosztów energii z różnych źródeł. Najniższy jest koszt energii z nowych, najbardziej sprawnych i relatywnie niskoemisyjnych (ale nadal istotnie przekraczających emisyjność na poziomie 550 g/kWh) elektrowni węglowych, który wynosi 358 zł/MWh (z czego sam koszt produkcji to 133 zł, a reszta to zakup uprawnień do emisji CO2). Dalej są elektrownie gazowe z kosztem produkcji na poziomie 405 zł/MWh, z czego tylko 77 zł to koszt ETS, a większa część to zakup gazu. Cena energii generowanej przez elektrownie na węgiel brunatny to 479 zł, z czego koszt certyfikatów CO2 to aż 326 zł (węgiel brunatny jest najbardziej emisyjny). Ale najdroższa jest produkcja ze starych bloków węglowych (tzw. 200 MW), gdzie koszt emisji CO2 to 286 zł. Dla porównania, gwarantowana cena dla instalacji OZE w ramach kontraktów aukcyjnych to 316 zł (są one zatem zdecydowanie najtańsze), a dla morskich farm wiatrowych (powstaną za kilka lat) w kontrakcie różnicowym to 444 zł – wskazał serwis.

To są same koszty produkcji, ale w przypadku systemu elektroenergetycznego dochodzą jeszcze takie koszty jak opłata dystrybucyjna czy mocowa. Moc stała się „produktem” oddzielonym od samej produkcji energii. Stabilne elektrownie: gazowe, węglowe czy w przyszłości jądrowe, dostarczą odpowiednią moc wtedy, kiedy tej brakuje, gdy uzależnione od pogody OZE nie produkują energii bądź produkują jej zbyt mało. Dlatego w Polsce docelowo potrzebujemy zarówno najtańszych, choć niestabilnych OZE, jak również źródeł stabilnych.

Ceny prądu w Polsce drastycznie wzrosły w 2022 r. Miały na to wpływ zarówno czynniki globalne (wojna na Ukrainie, która zakłóciła dostawy surowców energetycznych, głównie gazu, i podbiła ceny na rynkach europejskich), jak i lokalne. Dodatkowo nastąpił nie nieoczekiwany wzrost cen uprawnień do emisji CO2. Swoje tez zrobiły skutki pandemii Covid-19, która zakłóciła globalne łańcuchy dostaw i dodatkowo wpłynęła na koszty energii – napisano dalej.

Hurtowe ceny energii w Polsce należą obecnie do najwyższych w Europie. To skutek tego, że przespaliśmy kilka dziesięcioleci, kiedy Zachód realizował transformację energetyczną swoich gospodarek. Teraz musimy nadgonić wieloletnie opóźnienia - zaznaczono.

W krajach takich jak Szwecja czy Finlandia rachunki za energię elektryczną są znacznie niższe: w 2023 r. wynosiły ok. 20 euro/MWh. Niskie ceny prądu są tam możliwe dzięki dużemu udziałowi energii wodnej i jądrowej, które są mniej podatne na wahania cen surowców i nie są obciążone opłatą za emisję CO2. We Francji ceny energii też są stosunkowo niskie (65 euro/MWh w 2023 r.), głównie dzięki rozbudowanej energetyce jądrowej, której koszty krańcowe nie są duże. Natomiast w krajach Południa, takich jak Hiszpania i Portugalia, ceny są wyższe (ok. 95 euro/kWh), co jest wynikiem dużych kosztów związanych z importem gazu oraz inwestycji w OZE - wskazano.

Odnawialne źródła wywołują w Polsce spadek cen na rynku hurtowym, ale nie przekłada się on na wysokość rachunków za energię. Dla przemysłu w Polsce ceny energii są najwyższe w UE, ale w przypadku gospodarstw domowych już tak nie jest. To efekt decyzji politycznej: koszty transformacji energetycznej przerzucono w Polsce na przemysł, inaczej niż w UE, gdzie gospodarstwa domowe ponoszą większe koszty opłat przesyłowych i podatków. Żaden polski rząd w ostatnich dwóch dekadach nie prowadził eksperckiej dyskusji w sprawie cen energii i transformacji energetycznej.

Mrożenie cen energii dla gospodarstw domowych jest decyzją stricte polityczną. Tylko w ostatnim roku kosztowała ona budżet 5,5 mld. zł, a w ostatnich latach – ponad 100 mld zł. Opłaty za energię stanowią tylko 4 proc. kosztów gospodarstw domowych. Realnym problemem jest natomiast koszt ogrzewania mieszkań (to już 8 proc. budżetów gospodarstw domowych) – zauważa serwis.

Koszty energii elektrycznej są problemem tylko dla najuboższej części społeczeństwa polskiego (10-15 proc.), co oznacza, że mrożenie cen miało sens wyłącznie w jej przypadku i powinno stanowić element polityki socjalnej państwa. Piszę o tym, by uzmysłowić czytelnikom, że ceny energii w Polsce powinny wprawdzie spadać (ze względu na niższy koszt wiatraków na lądzie i paneli fotowoltaicznych), ale ze względu na politykę państwa trudno zakładać, że tak się stanie. Dodatkowo dopłaty do węgla kosztują polski budżet kilkanaście miliardów złotych rocznie - podano.

Model transformacji polskiej nie jest bynajmniej kontrowersyjny nie tylko dla fachowców, ale wszystkich racjonalnie myślących osób zajmujących się gospodarką, trudno zatem zrozumieć, dlaczego politycy mają z jego wdrożeniem takie kłopoty? Zastanawia ekstremalnie długi okres uchwalania ustawy wiatrakowej, która miała być DNA polityki energetycznej nowego rządu - czytamy.

Dzisiaj nie można wyobrazić sobie systemu, który całkowicie zrezygnuje z energetyki konwencjonalnej, bo takie jednostki pełnią konieczną funkcję stabilizacyjną. Muszą być uruchamiane, gdy nie świeci słońce i nie wieje wiatr, a podaż najtańszej dostępnej energii (o najniższych kosztach krańcowych) jest niewystarczająca. Jednostki konwencjonalne zapewniają wprawdzie bezpieczeństwo energetyczne, ale nie mogą funkcjonować wyłącznie w oparciu o sprzedaż energii, gdyż są zbyt drogie - zaznaczono w informacji.

Część starych elektrowni węglowych klasy 200 MW będzie mogła działać tylko do 2028 r., korzystając ze wsparcia z rynku mocy. Istnieje możliwość wydłużenia działania tego rynku, ale tylko wtedy, gdy te bloki zostaną skonwertowane na paliwo inne niż węgiel (np. gaz czy biomasę), co obniży ich emisyjność. Takie projekty są obecnie rozważane – napisano dalej.

Specjaliści zakładają, że w dłuższej perspektywie system energetyczny w Polsce będzie stabilizowany przez dwie lub trzy duże elektrownie jądrowe (jeden projekt w oparciu o technologię amerykańskiego Westinghouse jest już realizowany, niestety trudno dzisiaj określić koszt energii z te elektrowni jądrowej, ze względu na nieprofesjonalnie podpisaną umowę z partnerem amerykańskim), SMR-y (czyli małe modułowe projekty jądrowe, które już dzisiaj realizowane są w Polsce przez konsorcjum Orlenu i prywatnego Synthosu w technologii amerykańskiego GE Hitachi), biogazownie, czy gazowe „peakery”, które będą włączane w czasie szczytowego zapotrzebowania na energię (dlatego ze względu na koszty też będą potrzebowały wsparcia w postaci rynku mocy) oraz wspomniane magazyny energii - zaznaczono.

Wraz ze wzrostem udziału OZE w systemie należy spodziewać się spadku kosztów energii elektrycznej, ale aby tak się stało, polityka energetyczna państwa powinna być spójna, a prawo energetyczne napisane praktycznie od nowa. Do sektora musi wrócić konkurencja, tymczasem wszystkie największe spółki energetyczne zostały znacjonalizowane i niestety nie słychać, by to się miało zmienić – napisano w informacji.

Krytycznym czynnikiem transformacji i niższych cen energii jest też optymalne łączenie profilu produkcji z profilem konsumpcji energii. Takie bilansowanie może być regulowane na kilka sposobów, np. poprzez taryfy dynamiczne, czy usługę DSR (w razie zagrożenia niedoboru mocy, odbiorcy energii dobrowolnie na pewien czas obniżają zapotrzebowanie na energię). Ważne, by OZE były zintegrowane w spójny model z magazynami energii, zarówno wielkoskalowymi, które już buduje PGE (zapowiadają to też inni), jak i rozproszonymi. Ceny energii będą się różnić w zależności od pory dnia i roku, co spowoduje opłacalność nawet małych magazynów energii - podkreślono.

Polski model gospodarczy musi zakładać wzrost zużycia energii elektrycznej (innowacyjne technologie o największej wartości dodanej, np. centra danych czy sztuczna inteligencja, są bardzo energochłonne), dlatego popyt na energię ze strony naszego przemysłu będzie rósł w kolejnych dekadach, pomimo poprawy efektywności energetycznej - stwierdzono.

Krytycznym elementem transformacji naszej energetyki będzie cena energii. Dlatego potrzebujemy otwartej dyskusji publicznej o mechanizmach wsparcia najbardziej innowacyjnych projektów inwestycyjnych, by cena energii nie była zabetonowana na wysokim poziomie na wiele lat. Polska ma potencjał, by stać się liderem OZE w Europie. Kompletna transformacja energetyczna z pewnością okaże się rozwiązaniem problemu wysokich cen energii w Polsce, ale konieczne będzie tu podejście wieloaspektowe. Zamiana drogiego i nieekonomicznego węgla na czyste źródła energii, takie jak wiatr i fotowoltaika jest jedynym wyjściem. Inwestycje w instalacje odnawialne oraz rozwinięcie infrastruktury elektroenergetycznej pomogą zrównoważyć Krajowy System Elektroenergetyczny, obniżyć koszty produkcji energii i zwiększyć konkurencyjność polskiego przemysłu, a wręcz umożliwić mu przetrwanie – zaznaczono w podsumowaniu.  (jmk)

Foto: Pixabay.com
Źródło: CEO.com.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.