Sejmowe komisje energii, klimatu i aktywów państwowych, oraz samorządu o polityki regionalnej mają w czwartek kontynuować prace nad rządowym projektem ustawy dot. zmian w tzw. ustawie odległościowej. Pozostałe projekty zgłoszone przez opozycję zostały odrzucone – podał serwis Bankier.pl
Połączone sejmowe komisje we wtorek przeprowadziły pierwsze czytania w sumie ośmiu projektów ustaw mających na celu liberalizację zasady 10H. Ostatecznie w przeprowadzonych głosowaniach komisje zdecydowały o odrzuceniu siedmiu zgłoszonych przez opozycję projektów poselskich i senatorskich, przyjmując za podstawę dalszych prac projekt rządowy. Nie był on jednak głosowany – napisano w informacji.
Przewodniczący komisji energii poseł Marek Suski (PiS) podkreślał, że odrzucenie siedmiu innych projektów nie oznacza, że do rządowej propozycji nie zostaną wprowadzone niektóre zapisy, które się w nich znajdowały.
Suski poinformował, że komisje mają ponownie się zebrać w czwartek, by kontynuować prace nad rządowym projektem nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych oraz niektórych innych ustaw wraz z autopoprawką. Celem tego projektu jest liberalizacja tzw. zasady 10H w przypadku wiatraków na lądzie.
Obowiązująca obecnie ustawa o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych, przyjęta w maju 2016 r., a zgłoszona jako projekt poselski grupy posłów PiS, zakazuje budowy turbin wiatrowych w odległości mniejszej niż 10-krotna wysokość wieży i łopaty wirnika w najwyższym położeniu (tzw. 10H) od zabudowy mieszkalnej oraz form ochrony przyrody - parków narodowych i krajobrazowych, rezerwatów, obszarów Natura 2000, leśnych kompleksów promocyjnych. Jednocześnie przepisy zabraniają budowy budynków mieszkalnych bliżej, niż w odległości 10H od istniejących turbin wiatrowych – przypomniał serwis.
Ministra klimatu i środowiska Anna Moskwa tłumaczyła podczas debaty, że przygotowany przez rząd projekt przewiduje, że odległość wiatraków od zabudowań wynosić będzie pomiędzy 500 m a 10H. Zwróciła jednak uwagę, że o ostatecznej odległości zdecyduje społeczność lokalna. Poza standardowymi procedurami projekt wprowadza obowiązek dodatkowych konsultacji i spotkań zarówno w gronie mieszkańców gminy jak i gmin ościennych z obowiązkowym udziałem wójta, burmistrza, prezydenta miasta oraz inwestora – czytamy w informacji.
Zgodnie z projektem, nowe turbiny wiatrowe będą mogły być lokowane tylko na podstawie Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP). Plan będzie mógł określić inną, ale nie mniejszą niż 500 m odległość, biorąc pod uwagę zasięg oddziaływań elektrowni wiatrowej. Określona w planie odległość będzie też dotyczyć budowy budynków w pobliżu turbiny. Podstawą dla określania odległości będą m.in. wyniki przeprowadzonej strategicznej oceny oddziaływania na środowisko (SOOŚ), wykonywanej w ramach MPZP. W SOOŚ analizuje się m.in. wpływ emisji hałasu na otoczenie i zdrowie mieszkańców. Władze gminy nie będą mogły odstąpić od wykonania SOOŚ dla projektu MPZP, który uwzględnia elektrownię wiatrową. Rządowy projekt zachowuje zasadę 10H w przypadku parków narodowych, a w przypadku rezerwatów przyrody - 500 m.
Ministra zapewniła, że rządowy projekt był szeroko konsultowany przez kilka miesięcy. W ich wyniku pojawiła się autopoprawka, która przewiduje że inwestor zaoferuje co najmniej 10 proc. mocy zainstalowanej elektrowni wiatrowej mieszkańcom gminy, którzy korzystaliby z energii elektrycznej na zasadzie prosumenta wirtualnego. Każdy mieszkaniec tej gminy będzie mógł objąć udział nie większy niż 2 kW i odbierać energię elektryczną w cenie, wynikającej z kalkulacji maksymalnego kosztu budowy.
Szefowa resortu przekonywała, że projekt przygotowany przez rząd jest o wiele szerszy od innych zaproponowanych m.in. przez posłów rozwiązań i odnosi się do społeczności lokalnych, procedur środowiskowych, czy elementów bezpieczeństwa funkcjonowania farm wiatrowych. W kwestii bezpieczeństwa chodzi m.in. o obowiązek serwisowania wiatraków przez certyfikowane podmioty, które będą akredytowane przez Urząd Dozoru technicznego (UDT).
Podczas posiedzenia poseł Krzysztof Tchórzewski (PiS) przyznał, że dobrze się stało, że MKiŚ przygotował projekt, który ma ułatwiać inwestycje w wiatraki na lądzie. Jednocześnie podkreślił, że Polska inwestuje w OZE m.in. w offshore, który ma efektywność od 45 do 55 proc., a wiatraki na lądzie to między 18 a 25 proc.
Według Tchórzewskiego na energetykę wiatrową na lądzie powinno patrzeć się racjonalnie. Wskazywał m.in. na problemy z utylizacją turbin, czy fundamentów na których są one budowane. Poseł dodał, że jego oczekiwaniem jest to, by na rozwoju wiatraków na lądzie nie stracili obywatele – napisano dalej.
Jego kolega partyjny Piotr Król wskazywał na mniejszą dyspozycyjność farm wiatrowych na lądzie. Pytał ponadto, czy wiatraki będą nadzorowane przez UDT. Także poseł Grzegorz Lorek (PiS) wskazywał na relatywnie małą dyspozycyjność lądowych źródeł wiatrowych. Zwrócił ponadto uwagę, że Polska ma bardzo istotne dochody z turystyki i nie można doprowadzić do sytuacji, że kraj będzie "zastawiony" wiatrakami, dlatego muszą zostać określone warunki ich sytuowania.
W trakcie debaty posłowie opozycji zwracali uwagę, że rząd chcąc zliberalizować zasadę 10H, idzie w dobrą stronę.
Urszula Zielińska (KO) powiedziała, że rządowy projekt to krok we właściwym kierunku, ale powinniśmy już myśleć o przyspieszeniu tempa rozwoju wiatraków na lądzie. Jej zdaniem uwolnienie energetyki wiatrowej może przyczynić się do stabilizacji cen energii, które skokowo rosną przy wykorzystaniu obecnych źródeł.
Paweł Poncyljusz (KO) dodał, że środowisko PiS "wraca na dobrą stronę mocy", ale jednocześnie zwracał uwagę, że projekt zmian w ustawie wiatrakowej wynika z presji KE i nadziei na wypłatę środków z KPO. Dodał, że rząd wraca do rozwiązań sprzed 6 lat kiedy podobne rozwiązania były sugerowane przy ustawie, która wprowadziła ostatecznie zasadę 10h.
Aneta Sowińska z Lewicy przekonywała, że kluczem do sukcesu wiatraków na lądzie będą korzyści z takiego rodzaju energetyki dla społeczności lokalnych. W jej opinii zaproponowane przez rząd rozwiązania w tej sprawie są "dość rozczarowujące". Pytała m.in. dlaczego w projekcie określono, że każdy mieszkaniec gminy będzie mógł objąć udział nie większy niż 2 kW.
Jej kolega klubowy Maciej Konieczny odnosząc się do propozycji rządu podkreślił, że choć nie jest ona idealna, to większość posłów zgadza się z tym, iż energetykę wiatrową na lądzie trzeba odblokować. Podkreślił jednak, że ustawa nie zadziała od razu i na jej efekty trzeba będzie czekać kilka lat - podano.
Na spodziewane efekty odblokowania inwestycji wiatrowych zwrócił również uwagę Tomasz Nowak (KO), który ocenił, że kwestia przygotowania planów zagospodarowania przestrzennego oraz inwestycji może spowodować, że rządowa ustawa zacznie działać dopiero ok. 2029 roku. Wskazywał, że po 2025 r. kiedy zniknie rynek mocy może pojawić się niebezpieczna luka i niedobór mocy. Pytał zatem, jak ją wypełnimy.
Poseł Robert Winnicki (Konfederacja) przekonywał z kolei, że cel liberalizacji zasady 10H przez rząd jest dość prosty i oczywisty. Wynika on - jak mówił - z konieczności pozyskania kilkudziesięciu miliardów złotych z KPO, które mają pozwolić ekipie rządowej "kupić sobie czas w następnej kadencji Sejmu". Zwracał ponadto uwagę, że niemiecka polityka energetyczna i transformacja, która polegała m.in. na budowie wiatraków na lądzie - to przykład porażki. Poseł wskazał, że z powodów ideologicznych w Niemczech zrezygnowano z czystego źródła jakim jest atom i uzależniono się od Rosji, a obecnie "na gwałt" wraca się tam do paliw kopalnych – stwierdzono w podsumowaniu. (jmk)
Foto: Infor
Źródło: Bankier.pl