Przybywa pytań dotyczących finansowania przyszłorocznego budżetu. Ekonomiści Santandera wyliczyli, że nawet licząc optymistycznie po stronie popytu zabraknie 60 mld zł. Tymczasem potrzeby brutto to 420 mld zł, czyli aż jedna trzecia obecnego zadłużenia.
Przyszły rok nie będzie łatwy dla resortu finansów, a wybory wprowadzają dodatkową niepewność. Po ewentualnym zwycięstwie opozycja zapewne przedstawi własny obraz finansów państwa i można się domyślać, że nie będzie to laurka. Ale nawet utrzymanie politycznego status quo nie oznacza, że zarządzanie finansami budżetu będzie zadaniem łatwym. Według ostrożnych wyliczeń przedstawionych przez analityków Santandera, po stronie popytu może zabraknąć nawet 60 mld zł i to przy założeniu, że krajowe banki i zagraniczni inwestorzy kupią znacznie więcej obligacji niż w tym roku. A w przyszłym roku potrzeby budżetowe brutto to 420 mld zł, czyli jedna trzecia obecnego zadłużenia. Zdaniem analityków banku, lukę może udać się załatać przez emisję bonów skarbowych, ale będzie to rozwiązanie tymczasowe, odsuwające problem w czasie, a więc stwarzające ryzyko, bo nie wiadomo, czy w przyszłości warunki rynkowe okażą się bardziej sprzyjające niż obecnie. Chwilowo rynek sprzyja dłużnikom poszukującym krótkoterminowego finansowania.
Piątkowe dane z amerykańskiego rynku pracy (wzrost stopy bezrobocia, ale przy wzroście etatów, lecz wolniej rosnących płacach) umocniły właśnie krótkoterminową część rynku obligacji. Rentowność obligacji dwuletnich spadła od poniedziałku o 30 punktów (rynek spodziewał się słabszych danych już wcześniej), ale już dziesięcioletnie papiery zgubiły w tym czasie 5 punktów, a trzydziestoletnie zyskały 1 punkt. Rentowność tych ostatnich silnie wzrosła w reakcji na piątkowe dane. Inwersja rentowności kurczy się, co może być odbierane jako przejście od fazy teorii do praktyki (wcześniejsza głęboka inwersja zapowiadała recesję, do której nie doszło, a rynek spodziewa się utrudnień w plasowaniu długoterminowych obligacji).
W tym kontekście pozytywnie możemy ocenić rewizję planów resortu finansów dotyczącą pozyskiwania finansowania z emisji obligacji oszczędnościowych. Początkowo – na fali ubiegłorocznego sukcesu z wprowadzenia papierów powiązanych ze stopą referencyjną – resort zakładał pozyskanie w tym roku aż 41,3 mld zł netto (75,3 mld zł brutto). W znowelizowanej ustawie budżetowej na 2023 r. plany te zrewidowano w dół, a w projekcie na 2024 r. zakładane wykonanie to 14,9 mld zł, a w przyszłym roku ten kanał miałby przynieść 7 mld zł. Równolegle MF postanowiło o zakończeniu promocji polegającej na obniżeniu cen emisyjnych obligacji dla inwestorów przedłużających swoje inwestycje w papiery oszczędnościowe.
Nie ma wątpliwości, że zmieniona ustawa o obligacjach zmierza w kierunku zmniejszenia ryzyka dla inwestorów indywidualnych. Obligacje, które nie wejdą do obrotu na Catalyst, od 1 października muszą mieć nominał ustalony na równowartość co najmniej 40 tys. euro i będą musiały być oferowane za pośrednictwem firmy inwestycyjnej (obecnie emitenci mogą oferować emisje o niewielkiej wartości samodzielnie). Takie rozwiązanie oznacza, że emisji takich jak organizowanych przez Prefa (KNF wciągnęła spółkę na listę ostrzeżeń publicznych) po prostu już nie będzie. Rynek został więc ponownie uszczelniony.
Emil Szweda, Obligacje.pl
Foto: Bankobranie //