Kolejne emisje obligacji zakończyły się sukcesem. Kruk poinformował o redukcji zapisów o 56 proc. w trzeciej ofercie, w której zaproponował inwestorom dług w euro, Kredyt Inkaso na razie poinformowało o „znacznej nadsubskrypcji”. A jednak warunki kolejnych emisji nie są zmieniane.
Kruk zamierza wykorzystać popularność własnych obligacji do ponowienia oferty. Po uplasowaniu 10 mln euro, w przyszłym tygodniu sięgnie po 14 mln euro. Wynik wydaje się z góry znany, nie wiadomo tylko jaka będzie skala redukcji. Oszczędności Polaków w walutach przekraczają 130 mld zł, więc korporacyjne emisje obligacji w euro są tylko ziarenkiem piasku na plaży. Tym razem Krukowi wprawdzie sekunduje deweloper komercyjny DL Invest, który ubiega się o 2,5 mln euro (na taką kwotę pozwalają regulacje dotyczące oferowania obligacji na podstawie memorandum; to druga taka typu emisja DL
Invest w ostatnich 12 miesiącach, w kwietniu ub.r. także oferował 2,5 mln euro), ale to wciąż niewiele na tle pozbawionych odsetek lokat walutowych w bankach. Ponieważ wielu deweloperów komercyjnych rozlicza się z najemcami we wspólnej walucie, raz otwarty rynek na emisje w euro szybko się nie zamknie. To wygodne źródło finansowania dla przedsiębiorstw, które otrzymują przychody walutowe, a z drugiej strony posiadacze oszczędności walutowych sfrustrowani ofertą banków, mogą przerzucić część środków na rynek papierów dłużnych i to z nadzieją, że kiedy dojdzie do wykupu obligacji, kurs walutowy znajdzie się w innym miejscu, a przynajmniej trendzie, niż obecnie.
Warto zwrócić uwagę, że mimo kolejnych udanych emisji, emitenci nie zacieśniają jak dotąd warunków emisji. A popyt jest naprawdę olbrzymi, nie tylko ze strony inwestorów indywidualnych. Jak wynika z naszych obliczeń, OFE zwiększyły zaangażowanie w dług korporacyjny o ponad 4 mld zł w ubiegłym roku (częściowo kosztem obligacji BGK i listów zastawnych), choć oczywiście OFE to inny kaliber inwestora. Fundusze potrzebują dużych emisji, żeby ulokować w nich 50 czy 100 mln zł w jednym ruchu, a jednocześnie taki zapis nie może obejmować zbyt wielkiej części oferty. Stąd mimo apetytów dużych graczy, emisje dla inwestorów indywidualnych, cokolwiek mniejszych rozmiarów, nie wydają się zagrożone. Oprócz emisji Kruka, zwiększone apetyty wykorzystuje też Echo, które proponuje papiery warte 70 mln zł w miejsce 50 mln zł oferowanych jesienią.
Jednocześnie dopisuje także popyt na obligacje skarbowe, ale znaczący wzrost zainteresowania długiem nie ściąga nadpłynności z portfeli konsumentów. Na takie wnioski nie można sobie pozwolić z kilku przyczyn. Po pierwsze skala rynku jest wciąż zbyt mała wobec oszczędności Polaków w bankach (to grubo ponad 1 bln zł), po drugie w obligacje nie inwestują jednak typowi klienci dyskontów. Średni zapis rzędu 100 tys. zł (w publicznych emisjach obligacji korporacyjnych) wskazuje na ludzi majętnych, którzy nie czekają na podwyżkę pensji z zaspokojeniem konsumenckich potrzeb. Na powodzenie korporacyjnych emisji obligacji należy raczej patrzeć z pozycji obserwatora tego, co robią „smart money”. Jest wiele powodów, by lokować środki w papierach korporacyjnych właśnie teraz, a jednym z nich jest także wzrost podaży ze strony emitentów, po całych latach posuchy. Dość powiedzieć, że w samym tylko styczniu wystartowało więcej emisji niż w całym 2021 r. Najgorszym dla rynku, ale jednak całym roku, teraz pobitym w jednym miesiącu.
W rzeczywistości pierwszy raz spotykamy się na rynku z taką skalą popytu i podaży i dopiero za jakiś czas będzie można powiedzieć, czy jest to właśnie tylko efektem odłożonego w czasie rozwoju rynku przyblokowanego przez szereg niekorzystnych okoliczności minionych lat, czy może raczej nowa normalność najbliższych lat, w których przedsiębiorstwa chcą nadrabiać zapaść inwestycyjną.
Foto: wGospodarce.pl // Fratria / AS