Inwestorzy na większości rynków liczą straty poniesione w 2022 r. i z niepokojem spoglądają na kolejny rok. Ale inwestujący na Catalyst nie powinni narzekać. Oprocentowanie wzrosło, tak jak i oferowane marże, a rynek pierwotny zaproponował najbogatszą ofertę prospektowych emisji od 2017 r.
Wartość publicznych emisji przeprowadzonych na podstawie prospektów emisyjnych i skierowanych do inwestorów indywidualnych sięgnęła 865 mln zł wobec 338 mln zł w 2021 r. Wzrost wartości ofert był więc bardzo wyraźny. W rzeczywistości pod tym względem był to rok najlepszy od 2018, ale w roku naznaczonym wybuchem afery GetBack, trzy emisje warte razem 600 mln zł przeprowadził PKN Orlen. Bez nich emisje z 2018 r. byłyby warte 310 mln zł.
Zatem oferta dla inwestorów indywidualnych nawiązała do najlepszego roku w historii (w 2017 r. wartość prospektowych emisji publicznych sięgnęła 1,85 mld zł, ale bez banków i PKN Orlen byłoby to 965 mln zł), zaś zgłoszony przez inwestorów popyt (ponad 1,5 mld zł) był nawet wyższy niż w rekordowym roku (jeśli pominąć emisje banków i Orlenu z 2017 r.).
Mimo dobrych statystyk, trudno nie odczuwać niedosytu. Naprawdę udane były tylko dwa pierwsze miesiące roku, napaść Rosji na Ukrainę najpierw wprowadziła zrozumiały niepokój, a w drugiej połowie roku oferta depozytowa banków stała się na tyle atrakcyjna, że zdemobilizowała inwestorów. Mimo, że emitenci podnieśli marże i przy stawce WIBOR przekraczającej 7 proc., wszystkie emisje z czwartego kwartału oferowały dwucyfrowe odsetki, niewiele z nich zakończyło się pełnym powodzeniem. Inwestorzy czują w kościach nadchodzący kryzys. W takich warunkach grono chętnych do inwestycji topnieje, a koszty finansowania idą w górę, co z kolei ogranicza zainteresowanie jego pozyskaniem.
Sukcesy osiągnęli jednak tylko inwestorzy działający samodzielnie. Kupony wypłacane przez emitentów na Catalyst wzrosły, a w cenach pojawiło się dyskonto. To z kolei konsekwencja pustoszejących aktywów funduszy dłużnych. Trwająca ponad rok fala umorzeń zmusiła je do użycia poduszek płynnościowych, w tym sprzedaży obligacji skarbowych, także tych indeksowanych do WIBOR, co wpłynęło na ich notowania i ostatecznie przełożyło się także na rentowność papierów korporacyjnych.
Inwestorzy indywidualni mogą być także zadowoleni z wyników inwestycji w obligacje oszczędnościowe indeksowane inflacją. Te, które weszły w nowe okresy odsetkowe jesienią i wejdą na początku roku uzyskają 18-19 proc. odsetek, a być może przekroczona zostanie nawet bariera 20 proc. I to w roku, w którym większość ekonomistów spodziewa się spadku inflacji.
Inwestujący w dług za pośrednictwem funduszy powodów do świętowania nie mają. Rentowność dziesięciolatek przekracza 6,7 proc. wobec 3,5 proc. przed rokiem, a w październiku było to nawet 9 proc. To oznacza potężne straty na wycenie obligacji, których nie pokrywają niskie odsetki. Być może jednak przyszły rok będzie lepszy, odbicie na rynku obligacji w końcu przecież nadeszło. Jednak jego kontynuacji nie warto brać za pewnik. Rentowność niemieckich obligacji już jest niemal tak wysoka jak w październikowym szczycie, wspinają się także rentowności papierów amerykańskich. Powszechne oczekiwania na korektę mogą zostać rozwiane, kiedy inwestorzy uświadomią sobie, jak wielki bagaż długów czeka na zrefinansowanie po wyższym koszcie, w roku prawdopodobnej recesji i być może także mniejszych wpływów z podatków. A przecież rządy chciałyby pożyczać jeszcze więcej niż do tej pory.
Foto: Gazeta Bankowa