Ceny energii są jednym z kluczowych tematów w debacie politycznej przed zbliżającymi się wyborami i wywołują sporo kontrowersji. Jedni mówią, że mamy prąd najdroższy w Europie, inni — że jeden z tańszych. Wszystko to prawda, bo zależy, o jakich cenach mówimy. Eksperci zastrzegają, że nawet stosunkowo niskie stawki dla gospodarstw domowych nie są powodem do optymizmu.
— Jeśli ktoś mówi, że mamy tanią energię, to powinien zastanowić się, jakim kosztem — podkreśliła Joanna Maćkowiak - Pandera, prezeska Forum Energii. Jej zdaniem bez kolejnych dotacji ceny prądu mocno wzrosną.
Rząd zamroził rachunki za prąd Polaków na poziomie z 2022 r., dzięki czemu nie odczuliśmy w tym roku wzrostu cen energii. Stawki dla gospodarstw domowych są zresztą u nas od lat stosunkowo niskie, bo nad ich wysokością czuwa Urząd Regulacji Energetyki. Ostatnie dane Eurostatu pokazują, że w drugiej połowie 2022 r. Polska plasowała się wśród krajów o najniższych stawkach dla tej grupy odbiorców – przypomniano w treści.
Uwzględniając podatki, a także państwowe dopłaty, jakie już w ubiegłym roku swoim obywatelom przyznały niektóre kraje, Polska zajęła odległe 22. miejsce pod względem wysokości ceny energii dla tej grupy odbiorców ze stawką 0,16 euro/kWh. To znacznie poniżej średniej unijnej, która sięgnęła 0,284 euro/kWh - czytamy.
Niższe rachunki od nas płacili jedynie mieszkańcy Chorwacji (0,148 euro), Holandii (0,135 euro), Malty (0,128 euro), Bułgarii (0,115 euro) i Węgier (0,108 euro). Natomiast najwyższe — Duńczycy (0,587 euro), Belgowie (0,449 euro) i Czesi (0,384 euro) - wskazano.
Jeśli natomiast uwzględnimy parytet siły nabywczej, a więc weźmiemy pod uwagę, ile realnie energii może kupić mieszkaniec danego kraju za przeciętne wynagrodzenie, to polski prąd już nie jest tak tani - stwierdzono.
Eurostat grupuje kraje UE w sześciu kategoriach cenowych, a Polskę umieścił w grupie z najwyższymi cenami prądu według parytetu siły nabywczej. W całym zestawieniu zajęliśmy 13. miejsce (im wyższe miejsce, tym wyższa cena prądu), a więc znaleźliśmy się w połowie stawki. Na czele pojawiły się Rumunia i Czechy, a na dole listy — Malta i Holandia, które miały najniższe ceny – wskazano dalej.
Jeszcze inaczej ceny energii wyglądają na giełdach. Na rynku spotowym decyduje aktualna sytuacja w energetyce w każdym z krajów, a więc uruchomione źródła wytwarzania (udział OZE, węgla, gazu, atomu) oraz ceny surowców. I w tej kategorii Polska wypada blado. Według analizy firmy Energy Solution w czerwcu średnia stawka w Polsce za 1 MWh wyniosła niemal 120 euro i była to najwyższa cena w UE. Unijna średnia sięgnęła 90,92 euro – podał serwis.
Powyżej unijnej średniej utrzymują się także ceny polskiego prądu w kontraktach rocznych. To właśnie te notowania przekładają się w największym stopniu na ceny dla odbiorców końcowych, w tym gospodarstw domowych. W czerwcu w kontraktach na 2024 r. stawki sięgały niemal 150 euro/MWh, przy średniej unijnej na poziomie 131 euro/MWh. Nie byliśmy tu liderem, bo więcej płacili np. Francuzi, ale wciąż mieliśmy ceny wyższe od naszych sąsiadów — Niemców czy Czechów - podano.
— W tym roku ceny energii dla gospodarstw domowych są relatywnie niskie, ale tylko dzięki potężnym dopłatom, sięgającym 28 mld zł. Jeśli więc ktoś mówi, że mamy tanią energię, to powinien zastanowić się, jakim kosztem — zauważyła Joanna Maćkowiak-Pandera, prezeska Forum Energii. — W rzeczywistości mamy duży problem z cenami i kosztami CO2, dlatego obawiam się tego, jak będą wyglądały stawki w 2024 r. dla poszczególnych grup odbiorców — gospodarstw domowych, firm, branż energochłonnych. Niewykluczone, że bez kolejnych dopłat rachunki mocno wzrosną — oceniła.
Tłumaczy też, dlaczego ceny energii na rynku hurtowym są tak wysokie. — Polska energetyka wciąż w dużym stopniu opiera się na węglu, dlatego jest obciążona wysokimi kosztami CO2. Mamy więc strukturalnie wysokie ceny energii, a jednocześnie brakuje jasnej wizji, jak można w przyszłości je obniżyć. Problemem jest to, że nasz rynek energii jest nietransparentny — z niejasną polityką marżową koncernów energetycznych i z cenami polskiego węgla, które wyraźnie odbiegają od tego, jak wyglądają stawki na globalnym rynku — podsumowała Maćkowiak-Pandera.
W ubiegłym roku z inicjatywy rządu zniesiono tzw. obligo giełdowe, a więc elektrownie nie muszą już wyprodukowanej energii sprzedawać na giełdzie. To zaburzyło dotychczasowy model handlu energią. Dotychczas giełdowe kontrakty roczne stanowiły podstawę dla kształtowania się cen dla gospodarstw domowych. Po zniesieniu obliga handel przeniósł się jednak w większym stopniu na rynek spotowy. Doskonale widać to w statystykach Towarowej Giełdy Energii w Warszawie: w II kwartale 2023 r. obroty na rynku kontraktów rocznych spadły o niemal 30 proc. rok do roku, a na rynku spotowym wzrosły o 75 proc. Według niektórych ekspertów docelowo obroty na TGE spadną tak mocno, że kształtowane tam ceny nie będą już żadnym punktem odniesienia - stwierdzono.
Co zrobić, aby realnie obniżyć ceny energii w przyszłości? — W pierwszej kolejności trzeba zmniejszać udział węgla na rzecz bezemisyjnych źródeł, ale też zwiększać konkurencyjność rynku energii. Polska powinna też wpływać na zmianę sposobu kształtowania się cen w UE. Rynek jest źle skonstruowany, bo dziś to najdroższe elektrownie wyznaczają cenę na giełdzie. To trzeba zmienić i toczy się już w tej sprawie debata na forum unijnym — zaproponowała szefowa Forum Energii.
Optymistyczniej na rynek patrzą energetycy. O komentarz w sprawie zdecydowanie wyższych cen polskiej energii niż u sąsiadów poprosiliśmy Włodzimierza Cupryszaka, eksperta Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej (PKEE), skupiającego największe krajowe koncerny energetyczne - napisano.
— Sprzeciwiam się stwierdzeniu, że różnica między cenami w Polsce i w sąsiednich państwach jest "zdecydowana". Rzeczywiście w porównaniu do Niemiec wynosi ona w tym roku średnio aż 20 euro/MWh, jednak w porównaniu do Czech, Słowacji i innych krajów Europy Środkowej to już kilka-kilkanaście euro. Zwracam na to uwagę, ponieważ w ubiegłym roku różnice te były pięciokrotnie wyższe i przekroczyły 100 euro/MWh. Wtedy jednak to w Polsce energia na rynku hurtowym była zdecydowanie tańsza niż u sąsiadów — podkreślił.
Wysokie ceny w ubiegłym roku na Zachodzie, gdzie energetyka w dużej mierze opiera się na gazie, były konsekwencją drastycznego wzrostu cen błękitnego paliwa.
Włodzimierz Cupryszak wyjaśnił też, że obecne ceny energii na rynku hurtowym w Polsce wynikają z kilku czynników. — To przede wszystkim wysokie koszty wytwarzania energii z węgla, a więc koszty uprawnień do emisji CO2 i koszty samego surowca. Te ostatnie w ostatnich miesiącach na rynkach światowych taniały, warto jednak zauważyć, że polskie elektrownie kontraktowały dostawy na 2023 r. m.in. w ubiegłym roku, kiedy węgiel był wyjątkowo drogi. Obecne wahania cen węgla nie mają więc istotnego wpływu na aktualne koszty wytwarzania z tego surowca — stwierdził.
Podkreślił, że docelowo jedynym sposobem na trwałe powstrzymanie wzrostu cen jest transformacja energetyczna w kierunku źródeł zero- i niskoemisyjnych, która wyeliminuje zmienne koszty surowców i emisji CO2 – wskazano w treści.
Andrzej Bondyra, wiceprezes Agencji Rynku Energii, radził, by na ceny energii patrzeć w dłuższej perspektywie, bo obserwujemy tu duże wahania.
— W tej chwili stawki na rynku spotowym są wyższe niż w sąsiednich krajach, a to wynika z cen surowców. Cenę energii elektrycznej na rynku ustalają najdroższe źródła wytwórcze — w Polsce to jest kontraktowany z wyprzedzeniem węgiel, a w Europie Zachodniej to głównie gaz, który w ostatnim czasie mocno staniał. Natomiast w ubiegłym roku, gdy gaz był bardzo drogi, mieliśmy odwrotną sytuację — to w Polsce ceny spotowe były niskie. To nie jest więc tak, że Polska zawsze będzie mieć droższą energię. W dłuższej perspektywie, gdy będziemy mieć elektrownie jądrowe i większy udział produkcji z OZE, energia będzie coraz tańsza. Już teraz zresztą zdarzają się dni, gdy nie świeci słońce i nie wieje wiatr, i tańszą energię elektryczną produkowaną w Polsce kupują Szwedzi albo Niemcy. Wszystko zależy od aktualnej sytuacji w energetyce — wyjaśnił Bondyra. (jmk)
Foto: Biznes w INTERIA.PL – Interia // Bartłomiej Magierowski /East News
Źródło: Businessinsider.com.pl