BP_2024

Dwulatki na zero, ale gra ryzykowna

Emil_Szweda.jpg

W tym tygodniu resort finansów po raz pierwszy pozyskał dwuletnie finansowanie w złotych z zerową rentownością. Pozornie resort korzysta z hossy na rynku długu, w praktyce wygląda na to, że przegapił okazję.

Plasowanie obligacji w otoczeniu rekordowo niskich obligacji oznacza oczywiście zmniejszenie kosztów obsługi zadłużenia i patrząc na to tylko w ten sposób, rząd może uplasować więcej długu nie ponosząc zwiększonych – nominalnie – wydatków na jego obsługę. Wszystko to brzmi świetnie, dopóki nie uświadomimy sobie, że rząd chętniej plasuje obligacje o krótkim terminie zapadalności (ich rentowność jest najniższa, a jak się okazało w środę – nawet zerowa).

W 2016 r. zadłużenie skarbu państwa zapadające w ciągu 12 miesięcy stanowiło 10,7 proc. ogółu zobowiązań, na koniec listopada było to już 15 proc. W tym samym czasie udział długu zapadającego powyżej 10 lat spadł z 7,6 proc. do 5,8 proc. (na początku minionej dekady przekraczał nawet 13 proc.), a ten z terminem wykupu w okresie 5-10 lat spadł z 31,9 proc. do 29,5 proc. Średnia zapadalność zadłużenia skarbu państwa spadła od 2016 r. z 5,3 roku do 4,7 roku, na co wpływ ma spadający udział zadłużenia zagranicznego – mści się podatek bankowy i zwolnienie z niego obligacji skarbowych.

Krajowym bankom opłaca się rentowność, która zagranicznym inwestorom odpowiada znacznie mniej. Innymi słowy, rząd nie wykorzystał hossy ostatnich lat do zapewnienia sobie niskiego kosztu finansowania na długi okres, w zamian biorąc premię za plasowanie krótkich papierów wśród krajowych banków. Na globalnym rynku tendencja była przeciwna – emitenci wydłużali terminy zapadalności nawet do 100 lat, a 50-letnie obligacje uplasowała w styczniu choćby Francja.

Doraźnie, taka struktura zadłużenia może przynosić wymierne oszczędności budżetowe, ale okres niskich rentowności może nie trwać wiecznie. W pierwszym tygodniu lutego, rentowność obligacji 30-letnich USA wzrosła do 1,97 proc. (to już 70 punktów od sierpnia) przebijając wreszcie szczyt z panicznej wyprzedaży w marcu i tym samym znalazła się na najwyższym poziomie od prawie roku.

Przybywa też analiz wskazujących na dalszy wzrost rentowności długoterminowych obligacji USA oraz ryzyka wzrostu inflacji w ślad za postępującym ożywieniem. W tym tygodniu mocniej ruszyły wreszcie rentowności niemieckich bundów i znalazły się na najwyższym poziomie od września ub.r. Polskie papiery nie mogły iść pod prąd globalnej tendencji i w tym tygodniu rentowność naszych 10-latek wzrosła o 14 punktów bazowych. Nie jest to wiele, ale… W tym roku zapada dług skarbowy wart 135 mld zł. Każdy punkt rentowności to 13,5 mln zł różnicy w kosztach obsługi rocznie. A 14 punktów to 189 mln zł. W latach 2021-25 zapada większość obligacji skarbowych i lepszej okazji, żeby wydłużyć niskim kosztem zapadalność długu może już nie być.

Co mogą zrobić zwykli zjadacze chleba? Z prognoz ekonomistów zebranych przez NBP wynika, że inflacja w tym roku wyniesie 2,6 proc., a w przyszłym roku 2,5 proc. Aby ją pokonać trzeba lokować środki na 3,2 proc. brutto. Taką rentowność zapewnić mogą obligacje korporacyjne i – tu dobra wiadomość – ożywienie na rynku pierwotnym przekłada się wreszcie na wzrost liczby serii notowanych na Catalyst. Inwestorom łatwiej będzie więc zbudować odpowiedni portfel. Obligacje oszczędnościowe indeksowane inflacją również zapewnią niezbędną ochronę (0,75 pkt proc. ponad inflację), lecz warto wykorzystać do tego efekt niskiej bazy, który powinien pojawić się w trzech pierwszych miesiącach tego roku.

Emil Szweda, Obligacje.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.