Zamiast oczekiwanej korekty w ostatnich dniach rentowność obligacji w naszym regionie nadal rosła (czeskie papiery spisały się nieco lepiej). To zasługa drożejącego dolara i narastającej paniki. Na Catalyst oprocentowanie rośnie.
Trzytygodniowe wyhamowanie wzrostu rentowności naszych papierów skarbowych nie okazało się zwiastunem korekty, ale zaledwie przystankiem w trendzie. Rentowność naszych dziesięciolatek wzrosła o ponad 2 pkt proc. (lub o ca. dwieście procent) w mniej niż dziesięć miesięcy. Przy takiej skali wzrostu rentowności działa już efekt śnieżnej kuli – posiadacze obligacji skarbowych notują coraz większe straty, więc chcą się ich pozbyć, gdy pękają kolejne bariery psychologiczne, ale na wąskim rynku, na którym sprzedają wszyscy, a chętnych do kupowania nie ma, prowadzi to tylko do dalszego spadku cen. Wygląda na to, że krajowi inwestorzy nie są w stanie sami odwrócić tej wyprzedaży, a inwestorzy zagraniczni… No cóż. MF robiło wiele, żeby ograniczyć ich udział w strukturze zadłużenia. Jeśli dodamy do tego kuriozalne oświadczenie służb prasowych NBP, w szczególności fragment o realizacji partykularnych interesów zagranicznych inwestorów, powodów by unikać polskiego długu znajdzie się aż nadto. Nic dziwnego, że przy postawie NBP to nasze obligacje spadają najszybciej w regionie, natomiast czeskie papiery zdołały oprzeć się tej fali. Dopiero w przełomowych momentach można ocenić, czyja polityka pieniężna była akceptowana, a czyja zaledwie tolerowana. Przy czym czeskie obligacje skorzystały na kolejnej podwyżce stóp.
Warto zwrócić uwagę na utratę korelacji naszych papierów z obligacjami Niemiec czy USA. Globalni inwestorzy szukają bezpiecznych przystani i nasze papiery definitywnie wypadły z tego elitarnego klubu. Sądząc po zachowaniu indeksów giełdowych, krajowi inwestorzy również szukają możliwości bezpiecznego ulokowania aktywów. Rosnące wyceny walut i metali szlachetnych wskazują wybraną drogę.
Tymczasem pierwsze serie obligacji notowane na Catalyst weszły w nowe okresy odsetkowe z oprocentowaniem wyższym nawet o 1,7 pkt proc., o tyle bowiem zdążył wzrosnąć sześciomiesięczny WIBOR. Papierów z oprocentowaniem przekraczającym 6 proc. będzie przybywać, w miarę jak w nowe okresy odsetkowe będą wchodziły kolejne serie. Wystarczy do tego marża powyżej 4 pkt proc. A jeśli RPP ponownie podniesie stopy w grudniu, co wydaje się bardzo prawdopodobne, 6 proc. odsetek będą naliczali także emitenci, którzy oferowali inwestorom 3-3,5 pkt proc. marży, czyli o niższym ryzyku. Tymczasem notowania obligacji nie wskazują, by inwestorzy widzieli w przyszłym, ale niezbyt przecież odległym, wzroście kuponów specjalną zachętę do zakupów. Z pewnością nie odczuwają jej fundusze dłużne, które zmagają się z presją umorzeń (jak dotąd omija ona fundusze obligacji korporacyjnych), lecz to inwestorzy indywidualni byli zwykle aktywną grupą na Catalyst. Jednak nie tym razem.
Przekonanie, że sytuacja jest wyjątkowa (rekordowe kursy walut, wyprzedaż obligacji skarbowych o nieznanej wcześniej sile i nabierająca sił korekta na giełdzie) nakazuje przyjęcie ostrożnej postawy. Niemniej, 6-proc. kupony na Catalyst stały się faktem, a wkrótce będą zjawiskiem niemal powszechnym.
Jest zbyt wcześnie, żeby ocenić na ile wyższe koszty obsługi zadłużenia zaszkodzą przedsiębiorstwom. Większe przełożenie na ich finanse może mieć powszechny wzrost cen wymuszający oszczędności na gospodarstwach domowych. Warto i ten czynnik brać pod uwagę przed skorzystaniem z atrakcyjnych kuponów na Catalyst.
Foto: Inwestycje.pl