Kursy euro do dolara i euro do franka szwajcarskiego, czyli dwóch ważnych par walutowych, znalazły się nagle w stanie parytetu. To efekt słabości unijnej, na czym cierpi także polski złoty. W efekcie za dolara płacimy najwięcej w historii naszej wolnej gospodarki, a frank i euro są niemal na historycznych szczytach. Na razie nie zapowiada się, aby słabość złotego miała się szybko skończyć. To będzie oznaczać nie tylko dalszą presję na wzrost inflacji w Polsce, ale też droższe wakacje za granicą.
Ten rok, a szczególnie ostatnie tygodnie, przyniósł spore zmiany na rynku walutowym. Głównie z powodu wojny, ale też rozpędzającej się inflacji i zaostrzania polityki pieniężnej przez czołowe banki centralne. W przypadku euro do tych czynników należy dodać obawy o recesję w Europie Zachodniej, co zepchnęło notowania tej waluty do najniższych w historii poziomów wobec franka szwajcarskiego (pod koniec kurs EUR/CHF zanotował parytet i frank jest już nawet droższy od euro ) oraz najsłabszych wobec dolara od prawie 20 lat (kurs EUR/USD jest już tylko o włos od osiągnięcia parytetu i niebawem amerykańska waluta może być droższa niż europejska) – czytamy w informacji serwisu Businessinsider.com.pl
Źle wygląda to z perspektywy Polaków, bo złoty tracił nie tylko wobec dolara, ostatnio jeszcze bardziej dominującego na światowym rynku walut, ale też do franka, a nawet słabnącego euro – podał portal.
We wtorek po południu za euro płaciło się 1,004 dolara. Przez rok amerykańska waluta umocniła się o 18 proc. (tylko od początku roku aż o 13,3 proc.).
— W ostatnich tygodniach notowania euro znajdują się pod silną presją, co ma przede wszystkim związek z wysoką zależnością strefy euro od importu surowców energetycznych i wynikającym z niej rosnącym ryzykiem recesji. Pojawiły się obawy, że związana z pracami konserwacyjnymi przerwa w dostawach gazu do Niemiec przez gazociąg Nord Stream może zostać wydłużona przez Rosję, co w skrajnym scenariuszu mogłoby wiązać się z koniecznością racjonowania surowca. W rezultacie rynek znacząco ograniczył oczekiwania wobec możliwej do zrealizowania przez Europejski Bank Centralny skali podwyżek stóp procentowych — tłumaczył Marcin Kujawski, starszy ekonomista banku BNP Paribas.
Jeszcze w połowie czerwca rynek wyceniał wzrost głównej stopy procentowej strefy euro do 2,5 proc. na koniec przyszłego roku. Obecnie przewidywany jest jej wzrost jedynie do 1,25–1,5 proc. W konsekwencji kurs EUR/USD praktycznie osiągnął parytet – czytamy w informacji.
— Biorąc pod uwagę, że perspektywy gospodarcze przemawiają na korzyść USA, nie można wykluczyć dalszej deprecjacji euro wobec dolara w najbliższych tygodniach. Wsparciem dla europejskiej waluty byłoby ponowne uruchomienie gazociągu Nord Stream, które przynajmniej na jakiś czas mogłoby uspokoić rynki — zauważył Kujawski.
Zacieśnianie polityki pieniężnej w strefie euro (EBC jeszcze nie podniósł stóp w tym cyklu) rozpoczyna się zdecydowanie później niż w USA czy nawet w Szwajcarii.
— Podwyżka stóp procentowych w lipcu oraz zapowiedzi dalszych kroków ze strony EBC powinny stanowić wsparcie dla wspólnej waluty i ograniczać potencjał do trwałego zejścia pary EUR/USD poniżej parytetu. Ryzyko dla tego scenariusza wynika przede wszystkim z czynnika pozostającego poza wpływem EBC, czyli kryzysu energetycznego w Europie, gdzie nie można wykluczyć pojawienia się ewentualności racjonowania dostaw do odbiorców — mówił Arkadiusz Trzciołek, analityk biura strategii rynkowych PKO BP.
Realizacja czarnego scenariusza zwiększałyby prawdopodobieństwo silnej recesji w strefie euro, brak oczekiwanych podwyżek stóp przez EBC i popyt na bezpieczne aktywa, w tym przypadku na dolara czy franka, co wywołałoby dalszą presję na notowania euro – zauważa serwis.
— Euro nie ma obecnie absolutnie żadnych argumentów mogących zneutralizować atuty dolara. Są nimi: zdecydowanie walczący z inflacją bank centralny, rozgrzany rynek pracy, dający nadzieję na uniknięcie recesji i tzw. miękkie lądowanie oraz niezależność energetyczna USA, przekładająca się na warunki handlu zagranicznego i sytuację w bilansie płatniczym — mówił Bartosz Sawicki, główny analityk serwisu Cinkciarz.pl.
Opublikowane na początku lipca dane pokazały, że w maju niemiecki import po raz pierwszy od 1991 r. przewyższył eksporty – zauważył serwis.
— Gdy kurs EUR/USD sforsował w ubiegłym tygodniu dołki z 2017 r., otworzyła się droga do zrównania się wartości głównych walut. Wśród inwestorów tendencja ta stała się hitem lata, nośnym motywem inwestycyjnym. W rezultacie wspólnej walucie zagraża dalsza lawinowa wyprzedaż, a presja na jej osłabienie może się utrzymywać tak długo, jak w Unii Europejskiej nie przyspieszy proces odbudowy zapasów gazu ziemnego przed sezonem grzewczym. A tego nic nie zwiastuje, gdyż w minionych tygodniach dostawy z Rosji do Niemiec nie przekraczały połowy średniej z 2021 r. — wskazał Sawicki.
Pierwsze dane o ewentualnym odbiciu przepływu gazu z Rosji rurociągiem Nord Stream powinniśmy poznać pod koniec lipca, gdy zakończy się jego coroczna konserwacja – napisano w informacji.
Za dolara we wtorek rano płaciło się chwilowo nawet 4,85 zł, czyli najwięcej we współczesnej historii gospodarczej Polski. Przez 12 miesięcy "zielony" umocnił się o ponad 25 proc., a od początku tego roku aż o 19 proc. Za euro i franka trzeba było płacić po około 4,80 zł (droższe były tylko na początku marca, gdy obawy o eskalację wojny wyniosły je chwilowo do 5 zł). Euro umocniło się od początku roku o 5 proc., frank o ponad 10 proc. – przypomniał serwis.
— W warunkach słabego kursu euro, waluty krajów Europy Środkowej i Wschodniej często tracą na wartości ze względu na silne powiązania handlowe ze strefą euro. W scenariuszu recesji w Niemczech i pozostałych głównych gospodarkach eurolandu trudno snuć byłoby optymistyczne prognozy dla regionu, co rzutuje także na obecne kursy walutowe. Złoty co prawda osłabił się także względem czeskiej korony, ale ma to związek z interwencjami walutowymi przeprowadzanymi przez tamtejszy bank centralny. Kurs PLN/HUF (forint węgierski) pozostaje natomiast relatywnie stabilny — zwrócił uwagę Marcin Kujawski.
Arkadiusz Trzciołek podkreślił, że kurs EUR/PLN wykazuje wysoką ujemną korelację z notowaniami EUR/USD (tzn. gdy euro osłabia się wobec dolara, unijna waluta umacnia się wobec złotego, to skutek globalnych przepływów kapitału do walut uznawanych za bezpieczniejsze).
— Dlatego przy dalszym spadku notowań głównej pary walutowej rośnie również presja na wzrost EUR/PLN. W bazowym scenariuszu zakładamy odsunięcie par ze złotym od ostatnich lokalnych maksimów, w sierpniu odpowiednio w pobliże 4,70 dla EUR/PLN, 4,50 dla USD/PLN oraz 4,65 dla CHF/PLN. Realizacja negatywnego wariantu związanego z europejskim sektorem energetycznym rodzi ryzyko poszukiwania szczytów powyżej 4,80 dla każdej z tych trzech par — prognozował ekspert PKO BP.
Ekonomista BNP Paribas ocenił, że skala ewentualnego dalszego osłabienia złotego zależeć będzie przede wszystkim od tego, czy nasilać będą się obawy o załamanie europejskiej gospodarki, co rzutowałoby także na krajową aktywność.
— Przy osłabieniu euro względem dolara o następne 5 proc. nie można wykluczyć, że kurs EUR/PLN zbliżyłby się do notowanych po wybuchu wojny w Ukrainie szczytów. Kurs CHF/PLN najprawdopodobniej również przesunąłby się w górę ze względu na to, że frank szwajcarski postrzegany jest jako bezpieczna przystań i często zyskuje na wartości w sytuacji podwyższonego ryzyka ekonomicznego i geopolitycznego — dodał Kujawski.
Złotemu mogła zaszkodzić ubiegłotygodniowa decyzja Rady Polityki Pieniężnej o podniesieniu stopy referencyjnej NBP „tylko” o 50 pb, czyli mniej niż oczekiwano i mniej niż wynosiły ostatnie trzy podwyżki (po 75-100 pb). Główna stopa NBP wzrosła do 6,5 proc. z 6 proc. Kurs EUR/PLN w poprzednim tygodniu wzrósł w okolice 4,80. Spotkało się to z kontrą prezesa NBP Adama Glapińskiego, który na konferencji po posiedzeniu RPP stwierdził, że złoty ma przestrzeń do umocnienia, a NBP "bez problemu" na potencjalne interwencje umacniające polską walutę może przeznaczyć nawet 10-20 mld dol. – czytamy dalej w treści artykułu.
— Od kilku dni kurs euro pozostaje na podwyższonych pułapach, ale przestał się podnosić. Kursy innych walut rosną, ponieważ wspólna waluta tonie i traci w relacji do dolara czy też franka. W lipcu euro podrożało o ok. 10 gr, w tym samym czasie kurs dolara poszybował o prawie 35 gr, a franka o ponad 15 gr. Doskonale obrazuje to układ sił na rynku walutowym i skalę tarapatów euro. Biorąc pod uwagę, że EUR/PLN wytracił wzrostowy impet i jest około 4 proc. poniżej maksimum wszech czasów z marca, sprzedaż walut obcych przez bank centralny wycelowana w poprawę kondycji złotego wydaje się w tej chwili mało prawdopodobna. Dopiero dalszy dryf kursu euro do rekordowych 5 zł skłaniałby zapewne bankierów centralnych do działania — zauważył Bartosz Sawicki.
Zdaniem eksperta serwisu Cinkciarz.pl do samoistnego umocnienia złotego potrzebna jest poprawa postrzegania perspektyw europejskich gospodarek, co w tej chwili wydaje się mało realne.
— Nasze prognozy zakładają, że na koniec września za euro zapłacimy około 4,60 zł, a wspólna waluta nie będzie w stanie w znacznym stopniu odrobić tegorocznej przeceny względem dolara. Na razie nic nie wskazuje jednak, by złoty mógł powracać na wzrostową ścieżkę. Potencjalnymi punktami zwrotnymi mogą być złagodzenie tonu przez Rezerwę Federalną lub osiągnięcie przez inflację na świecie szczytu — dodał Sawicki.
Analitycy ING Banku Śląskiego oczekują, że w tym tygodniu para EUR/PLN wyłamie się ponad 4,81. "Spodziewamy się jej wzrostu do około 4,85. Komentarze prezesa NBP nie dały rynkowi jednoznacznej odpowiedzi czy bank centralny gotów jest bronić złotego blisko obecnych poziomów. Niekorzystna pozostaje sytuacja międzynarodowa, szczególnie ryzyko recesji w Europie i spadający EUR/USD. Także dane z kraju będą w tym tygodniu przypominać o rosnącej nierównowadze zewnętrznej Polski (spodziewamy się deficytu w rachunku obrotów bieżących większego niż konsensus)"- podano w informacji.
"Uważamy, że w drugiej połowie roku kurs EUR/PLN utrzyma się w szerokim trendzie bocznym, kończąc rok bliżej 4,70 z ryzykiem po wyższej stronie. Chociaż nadal uważamy, że NBP doprowadzi stopy procentowe do około 8,5 proc., może to zająć więcej czasu, niż zakładaliśmy. Znacznie pogorszył się też bilans handlowy Polski. Najprawdopodobniej nie skompensuje go napływ środków z Krajowego Programu Odbudowy – nawet z rządu płyną informacje, że transfery Polska dostanie raczej w 2023 r. Jak pokazują doświadczenia regionu, dla obrony waluty konieczne będą albo dalsze podwyżki, albo interwencje walutowe" — napisano we wtorkowym komentarzu. (jmk)
Foto: Bankier.pl
Źródło: Businessinsider.com.pl