1,924 mld zł to wartość prospektowych emisji publicznych przeprowadzonych w ostatnich 12 miesiącach i skierowanych do szerokiego grona nabywców. Do rekordu z 2017 r. brakuje 81 mln zł. Jednak znacznie więcej potrzeba, aby głębokość rynku obligacji w obrocie nawiązała do wartości sprzed lat.
W II kwartale, którego półmetek właśnie mijamy, emitenci zdecydowali się na przeprowadzenie dwóch emisji publicznych na podstawie prospektów. To niewiele, biorąc pod uwagę, że w I kwartale takich emisji było dziesięć, a zainteresowanych emisjami podmiotów można wymienić i z tuzin. Niemniej, część prospektów wkrótce skończy ważność, część emitentów jest relatywnie świeżo po emisjach obligacji, inni zaś znaleźli się w sytuacji na tyle dobrej, że długu nie potrzebują lub przynajmniej tak twierdzą. Bo prawda jest też taka, że emisje dla inwestorów indywidualnych są drogim źródłem pozyskiwania finansowania. Taniej plasuje się obligacje wśród instytucji, a najtaniej pozyskuje się bankowe kredyty, przy czym banki zawsze domagają się zabezpieczeń. Ponieważ i banki i fundusze inwestycyjne cierpią (znów) na nadpłynność, a dyrektorzy finansowi spółek szukają sposobów na podtrzymanie marż netto, banki i fundusze wróciły na pozycję preferowanych dostawców finansowania.
W rezultacie rekord z 2017 r. może przetrwać dłużej niż przewidywaliśmy jeszcze kilka dni temu na podstawie informacji, które do nas spływały. Do jego pobicia przed końcem czerwca potrzebna emisji na prawie 220 mln zł (81 mln zł do rekordu i 135 mln zł do nadrobienia emisji z analogicznego okresu ub.r.), a to może okazać się kwotą zbyt wysoką dla podmiotów, które możemy wskazać jako potencjalnie zainteresowanie emisjami w najbliższym czasie.
Pod wieloma względami obecny okres i tak jest dla rynku rekordowy. Dość wspomnieć, że w 2017 r. rekord padł dzięki ofertom Getin Noble Banku (499 mln zł) i GetBacku (100 mln zł), a lata 2015-2018, które w statystykach zapisały się jako udane dla rozwoju rynku opierały się na kilku emitentach i wielkich ofertach (1 mld zł od Orlenu). Dziś rynek jest dużo bardziej rozdrobniony, co ułatwia dywersyfikację portfeli.
Z drugiej strony, nie brakuje raczej miejsca na obligacje korporacyjne w portfelach inwestorów indywidualnych. Według opublikowanych przez nas w tym tygodniu danych (aktualizujemy je każdego dnia), w obrocie (outstandingu) znajdują się aktualnie obligacje warte 3,46 mld zł, które zaoferowano inwestorom indywidualnym na podstawie prospektów emisyjnych. Pod koniec 2019 r. rozmiary rynku były jednak znacząco większe i sięgały 6 mld zł. Przy czym warto pamiętać, że nominalne wartości nie uwzględniają inflacji. Gdyby głębokość rynku mierzyć siłą nabywczą złotego, okazałoby się, że inwestorzy indywidualni mogliby zwiększyć zaangażowanie w obligacje korporacyjne nawet czterokrotnie, zanim ich portfele osiągnęłyby rekordy z minionej dekady. Również aktywom funduszy obligacji korporacyjnych (12,8 mld zł) sporo brakuje do nominalnych wartość z początku 2018 r. (18 mld zł), nie wspominając o zachowaniu siły nabywczej tych pieniędzy. Na pobicie dawnych rekordów outstandingu czy aktywów, przyjdzie nam poczekać znacznie dłużej niż na wyrównanie wartości emisji, a być może nie uda się ich wyrównać nigdy. Trzeba przecież pamiętać, że za rynkiem obligacji wciąż ciągnąć się będą niezałatwione do końca sprawy. Getin Noble Bank, Idea Bank, GetBack i dziesiątki małych firm, których zarządy uległy pokusie defraudacji pieniędzy powierzonych im przez inwestorów, zniechęciły do tej formy inwestycji tysiące ludzi i utraconego przez nich zaufania nie da się już odzyskać. Z drugiej strony, rynek się profesjonalizuje, jakość emitentów obecnych na Catalyst stale się podnosi. Profesjonalny i przejrzysty rynek ma szansę przyciągnąć inwestorów, którzy do tej pory unikali go właśnie ze względu na różnego rodzaju ryzyka prawne. Czyli jak zwykle: jak będzie, pokaże czas.
Emil Szweda, Obligacje.pl
Foto: wGospodarce.pl //Fratria / AS