Ostatnie dni przyniosły ogromną zmienność na rynku papierów skarbowych, co w gruncie rzeczy oznacza, że inwestorzy po prostu kupowali obligacje po każdym wzroście rentowności. Jednak skala wcześniejszej wyprzedaży długu powoduje, że długoterminowy trend wzrostowy rentowności nie został nawet draśnięty.
Zakres tygodniowych zmian robi jednak wrażenie. Zaledwie dziesięć dni temu niemieckie dziesięciolatki mocowaly się z barierą 2,75 proc., a w piątek po południu znalazły się 70 punktow niżej, po drodze zaliczając skoki (głównie jednak upadki) o 40 punktów dziennie. Rentowność amerykańskich dziesięciolatek spadła z ponad 4 proc. do 3,4 proc. w nieco ponad tydzień. U nas z 6,7 proc. znów zrobiło się mniej niż 6 proc.
Nie są to oczywiście zwyczajne obrazki dla rynku obligacji, statystycy przypominają, że tak silnego umocnienia obligacji nie widziano od lat 80. ubiegłego wieku i wówczas wcale nie skończyło się to dla rynków dobrze (przed dwoma tygodniami pisałem o takim scenariuszu w komentarzu „Ostrożnie z życzeniami”). Można śmiało mówić o panicznych zakupach obligacji skarbowych ze strony inwestorów, których wystraszyła przecena na rynkach akcji wywołana nowym kryzysem bankowym. I naprawdę jest sporo ironii w tym, że w panice kupują oni akurat te instrumenty, które do wybuchu paniki doprowadziły.
Emocje jednak wkrótce opadną i inwestorzy będą musieli odpowiedzieć sobie na kilka pytań. Czy Fed zakończy cykl podwyżek stóp już po najbliższym posiedzeniu? Wszak niezrealizowane straty banków, które były dotąd tajemnicą poliszynela, nie zdejmują presji inflacyjnej. Fed nie może kierować się w swoich decyzjach wycenami obligacji w bilansach banków, a dotychczasowe działania może uznać za wystarczające dla podtrzymania wydolności systemu. Ponowne zwiększanie bilansu Fed powinno rynki uspokoić.
Również u nas rynek zadrwił sobie, ale tym razem z resortu finansów, który trzy lata temu – na początku pandemii – postanowił zaoszczędzić na kuponach od obligacji oszczędnościowych opartych o inflację i obniżył marżę o 25 pkt bazowych. Ale ogłosił to na kilka dni przed wejściem zmiany w życie i inwestorzy dosłownie rzucili się na papiery sprzedawane na starych jeszcze warunkach, a sprzedaż osiągnęła rekordowe wówczas 5,4 mld zł. Ironia polega zaś na tym, że te właśnie obligacje wejdą w nowe okresy odsetkowe z oprocentowaniem ustalonym na podstawie najnowszego odczytu inflacji, czyli 18,4 proc. MF chcąc zaoszczędzić wywołało nadzwyczaj wysoki popyt i właśnie za te rekordowo sprzedane obligacje zapłaci teraz rekordowo wysokie odsetki. Dla obligacji dziesięcioletnich będzie to 19,9 proc.
Jeśli wierzyć projekcji inflacji, takie kupony już się nie powtórzą. Ci, którzy dziś kupują obligacje indeksowane inflacją mogą liczyć na realne zyski, ponieważ inflacja będzie – jeśli projekcja jest prawidłowa
– spadać, ale w ostatnim roku inwestycji zysk wyniesie nieco ponad 4 proc. brutto. Jednocześnie jednak RPP nie bardzo ma podstawy do obniżek stóp w najbliższych miesiącach, nawet jeśli inflacja faktycznie spadnie do 6,6 proc. za rok (stopa referencyjna jest wszak niewiele wyższa). Wygląda więc na to, że obligacje o oprocentowaniu opartym o WIBOR zachowają swoje aktualne kupony znacznie dłużej niż obligacje indeksowane inflacją, co dobrze wróży inwestorom obecnym na rynku papierów korporacyjnych. W ostatnich dniach o zamknięciu emisji informowały Cognor, Archicom i Rogowski
Development, a zamiar plasowania obligacji zgłosiły Develia i Marvipol. Kruk zapowiedział emisję na eurorynku, zrobił więc miejsce dla lokalnych konkurentów, ale wynik oferty Bestu (11,2 mln zł z 20 mln zł), trudno uznać za wymarzony.
Foto: Next Gazeta.pl - Gazeta