Miała już miejsce. Miała niewielki rozmiar i bilateralny charakter. Więcej szczegółów będziemy mogli podać, kiedy opublikowane zostaną składy portfeli i informacje staną się publicznie dostępne. Tymczasem uwagę warto znów skierować na rynek papierów skarbowych.
Rentowność amerykańskich dziesięciolatek znalazła się na poziomie najwyższym od dwóch miesięcy (3,66 proc.) i choć jest zbyt wcześnie, by ogłosić wybicie górą z konsolidacji, to warto zachować czujność. Podobny kierunek obrały papiery niemieckie, których rentowność wzrosła o prawie 30 punktów w nieco ponad tydzień, zaś polskie papiery zyskały w tym czasie 25 punktów. Wydźwięk zachowawczego tonu wypowiedzi Adama Glapińskiego, prezesa NBP, na konferencji z zeszłego tygodnia został wzmocniony danymi GUS. Spadek PKB o 0,2 proc. został odebrany w zasadzie jak mocny wzrost wskaźnika i nagle jakby inwestorzy uświadomili sobie, że rynek pracy jest i pozostanie długo mocny (wpiera go demografia), podobnie jak presja inflacyjna. Szanse na obniżki stóp procentowych w tym roku ponownie spadły. W zasadzie głównym argumentem – w globalnym wymiarze – jest już tylko spadająca podaż pieniądza (w USA – najmocniej od 60 lat).
Rentowności rosną, a indeksy giełdowe szaleją i choć wygląda to po prostu na przepływ kapitału z jednej kategorii aktywów do drugiej, to ktoś musi się mylić. Wzrost stóp procentowych w silnie zlewarowanym świecie nie może pozostać obojętny na marże i wskaźniki wypłacalności, a koszty kredytów podążą za rentownością, nie ma innej drogi. Z tego właśnie powodu warto obserwować rynki obligacji, bo po sześciu miesiącach względnego spokoju zmienność znów zaczyna tu zaglądać. Nie przesądza to kierunku przyszłych zmian. Być może giełdy trafnie dyskontują spadek kosztu pieniądza, a obserwowany wzrost rentowności jest fałszywym wystrzałem, nabraniem rozpędu przed obraniem właściwego kierunku, co zdarza się na rynkach dość często.
Wróćmy więc do WIRON. Wskaźnik ma zastąpić WIBOR 1 stycznia 2025 r., ale formalnie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby już dziś używać go jako wskaźnika np. przy emisjach obligacji (stosować można dowolny wskaźnik, gdyby ktoś chciał oprzeć wysokość kuponu dajmy na to o różnicę w cenie arabiki i robusty, to też może to zrobić). I – jak wynika z naszych nieoficjalnych informacji – taka emisja miała już miejsce, choć niewiele więcej poza odnotowaniem historycznego wydarzenia nie możemy zdradzić. Marża była ponoć nieco wyższa niż w przypadku WIBOR, co potwierdza wcześniejsze przypuszczenia – zastąpienie jednego wskaźnika drugim nie sprawi, że kredyty staną się tańsze. Cenę ryzyka można regulować także marżami i tak właśnie stanie się w przypadku produktów opartych o WIRON, których końcowa wartość nie jest z góry znana.
Ponieważ obliczanie kuponów (i w ogóle odsetek) z dołu, niezależnie od przyjętej formuły i przesunięcia (w przypadku obligacji ma to być przesunięcie o pięć dni roboczych i to rozwiązanie możemy przyjąć już za pewnik) nie jest udogodnieniem ani dla emitentów, ani dla inwestorów, możemy zakładać, że reforma wskaźnika referencyjnego skieruje rynek w stronę stałego oprocentowania, które jest znacznie bardziej przewidywalnym – w technicznym wymiarze – przedsięwzięciem. Nawiasem mówiąc, rozwiązanie rekomendowane dla WIRON (kupon ustalany na tydzień przed wypłatą) oznacza, że na rynku funkcjonować będą dwa rodzaje tabel odsetkowych i formuły naliczania odsetek. Stałokuponowe papiery szybko znajdą zwolenników. Oczywiście w rzeczywistości stałe kupony oznaczają większą zmienność (vide obligacje skarbowe), ale tym będziemy się martwić, jeśli do zmiany na rynku faktycznie dojdzie.
Foto: Strefa Inwestorów