Sprzedaż obligacji oszczędnościowych wzrosła w marcu do 2,6 mld zł wobec 2,1-2,2 mld zł w ostatnich czterech miesiącach. Jednak wyniki I kwartału są wyraźnie słabsze niż rok i dwa lata temu.
W całym I kwartale sprzedaż obligacji oszczędnościowych wyniosła 7,3 mld zł wobec 11,5 mld zł przed rokiem o 10,1 mld zł przed dwoma laty. Nawet jeśli ostatnie tygodnie przyniosły pewną poprawę, to wyniki są wciąż znacznie słabsze niż w ubiegłych (bardzo dobrych) latach. A przecież teraz dealerem jest także grupa Pekao. Jak wyglądałaby sprzedaż, gdyby PKO BP nadal działał w pojedynkę? Tego się nie dowiemy, ale nastawienie inwestorów indywidualnych do skarbówek nie jest tak dobre jak w poprzednich latach, mimo rekordowych wskazań inflacji.
Mimo kilku udanych emisji, dużego ożywienia nie widać także na rynku pierwotnym papierów korporacyjnych. Liczba przeprowadzonych ofert spadła w I kw. do 45 z 70-80 w kwartałach 2022 r. Wartość emisji spadła o 10 proc. r/r i o 42 proc. w porównaniu do IV kwartału (dane Obligacje.pl opracowane na podstawie rejestru KDPW). Fundusze dłużne nadal nie są chętne do wydawania pieniędzy, których zresztą nie mają, chociaż marzec był dla nich kolejnym – piątym z kolei – miesiącem dodatnich stóp zwrotu. W skali roku są one – w przypadku funduszy korporacyjnych – najwyższe od wielu lat (nasze dane nie sięgają tak daleko wstecz by podać precyzyjną datę), czemu sprzyjają wysokie odsetki naliczane od obligacji opartych o WIBOR. Jednak o dobrych wynikach funduszy dłużnych decydowały w marcu przede wszystkim notowania obligacji skarbowych. Najpierw dane potwierdziły oczekiwania na spadek inflacji, a później kryzys w sektorze bankowym pomógł obligacjom, ponieważ klienci mniejszych banków w USA wyciągali je z depozytów i przenosili do funduszy pieniężnych. Notowania krótkich papierów pociągnęły rentowności także tych dłuższych, ale tu dochodzimy już do tytułowego dylematu.
Rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich (2,15 proc.) jest już niższa od wartości inflacji prognozowanej na koniec… 2024 r. (2,4 proc.). Rentowność naszych papierów (6 proc.) przewyższa wprawdzie wartości z centralnej ścieżki projekcji na koniec przyszłego roku (4,8 proc.), ale po pierwsze, w ostatnich latach projekcje NBP notorycznie okazywały się zbyt optymistyczne, po drugie rynek obligacji wcale nie jest lepszy w przewidywaniu przyszłości niż inne rynki. I jeśli już teraz dyskontuje przyszłość lepszą niż wynikającą z prognoz, to oznacza, że nie ma już wiele miejsca na wzrost cen i spadek rentowności oparty na tradycyjnej relacji ze stopą inflacji. Oczywiście nie jest to barierą nie do pokonania. Wyceny obligacji też bywają oderwane od rzeczywistości (dwa lata temu nasze dziesięciolatki dawały 1,5 proc., przecież nie można było liczyć wówczas na dalszy spadek inflacji do zera, ale raczej na jej systematyczny wzrost niezależny zupełnie od późniejszej wojny; zdolności predykcyjne inwestorów z rynku obligacji są ewidentnie przeceniane), a najmocniej i najszybciej obligacje drożeją, kiedy dochodzi do spektakularnych spadków na rynkach akcji. Inwestorzy, którzy mają długoterminowe nastawienie powinni o tym pamiętać, jeśli do spadku rentowności (wzrostu cen) faktycznie dojdzie. W przeszłości takie paniczne zakupy okazywały się opłacalne tylko w horyzoncie tygodni, natomiast odrabianie strat wynikających z odreagowania po burzy, zabierało nieraz całe lata. Warto więc – jak zawsze – zachować ostrożność i umiar w długoterminowym angażowaniu się w ten rynek. Znacznie lepiej prezentują się perspektywy papierów opartych o WIBOR – dopiero trwały spadek inflacji w pobliże celu RPP może owocować spadkiem kuponów, a droga do tego jeszcze długa i niepewna.
Foto: Gazeta Bankowa