Rolnicy przyjeżdżają do miast, blokują granicę i wysypują zboże na ulice. Miastowi jednak widzą ich drogie traktory i nie do końca rozumieją te emocje. Czy wieś jest naprawdę tak przygnieciona problemami? I czy zagrożenie dla niej naprawdę płynie z Kijowa i z Brukseli? Spojrzano na dane – poinformował serwis Businessinsider.com.pl
"Koniec polskiej wsi", "pakiet klimatyczny to głód", "bieda na wsi" — pod takimi transparentami protestują rolnicy w polskich miastach czy na granicy z Ukrainą. Miastowi niekoniecznie te protesty rozumieją, zwłaszcza jak patrzą na coraz nowocześniejsze ciągniki, które biorą udział w akcjach - napisano.
Czy polska wieś jest biedna, a rolnik przygniatany problemami? Z taką tezą nie zgadza się Jerzy Plewa, który zajmował się rolnictwem w polskim rządzie i w Komisji Europejskiej.
— Na pewno polska wieś zmieniła się nie do poznania po akcesji do Unii Europejskiej. W części wynika to z transferów finansowych z budżetu UE, w tym z dopłat bezpośrednich oraz środków na modernizację gospodarstw i obszarów wiejskich. Jednak także — a może zwłaszcza — ze względu na dostęp do jednolitego rynku — przekonywał ekspert w rozmowie z Business Insider Polska.
Również dane GUS zadają kłam twierdzeniom o "biednej wsi". W 2022 r. dochód rozporządzalny (czyli dochody pomniejszone o podatki i ubezpieczenia społeczne oraz zdrowotne) na członka gospodarstwa domowego wśród rolników wyniósł średnio 2328 zł. To więcej niż u przeciętnego pracownika etatowego (2251 zł) – stwierdzono w treści.
Gospodarstwa domowe rolników mają nie tylko większe dochody, ale też niższe o kilkaset złotych miesięczne wydatki. Można to tłumaczyć niższymi kosztami życia na wsi czy też faktem, że rolnik częściej przejmuje mieszkanie lub dom od rodziców, a rzadziej zaciąga kredyt hipoteczny - czytamy.
Większe dochody niż rolnicy mają przedsiębiorcy, ale oni z kolei mają jeszcze wyższe wydatki niż "etatowcy". Pod tym względem rolnicy są najlepiej sytuowaną grupą społeczną w badaniu GUS. Żadna inna grupa po odjęciu głównych wydatków nie może odłożyć ponad połowy swoich dochodów - podano
Nie można więc stwierdzić, że rolnicy są biedną grupą społeczną. Choć nie mają racji też miastowi, którzy patrząc na traktory za setki tysięcy złotych, są przekonani, że polska wieś to dziś oaza zamożności.
O ile przeciętny dochód członka gospodarstwa jest u rolnika wysoki, to jeśli weźmiemy medianę (ta wynosi niecałe 1,4 tys. zł), to już tak dobrze nie jest. Co to oznacza? Wśród rolników jest spora dysproporcja. Część z nich zarabia naprawdę dobrze, ale przeciętny rolnik ma do dyspozycji mniej więcej tyle pieniędzy, ile zwykły pracownik z pozostałych sektorów gospodarki – napisano dalej.
Benefitów bycia rolnikiem jest natomiast więcej. Odprowadzane przez nich składki do Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (odpowiednik ZUS) są ciągle nieporównywalnie niższe od tych, które płacą np. przedsiębiorcy – podkreślono w treści.
Poziom życia na wsi pod wieloma względami przewyższa ten w miastach. Rolników nie dotyczy na przykład kwestia tzw. patodeweloperki. Przeciętna powierzchnia mieszkania czy domu w rodzinach rolniczych przekracza 140 m kw. Dla porównania, wśród etatowców jest to średnio 87 m kw., a u samozatrudnionych — 106 m kw. Z danych GUS wynika, że aż 94 proc. rolników ma własny dom wolnostojący. W blokach mieszka raptem 2 proc. z nich - podano.
Łatwo to wytłumaczyć — rolnicy często dziedziczą gospodarstwa, ale też i domy, które się przy nich znajdują. Jeśli chodzi o posiadane dobra materialne, to większych różnic pomiędzy etatowymi pracownikami a rolnikami nie ma – stwierdzono w informacji.
Co ciekawe, minimalnie więcej mieszkańców wsi niż miast ma też przynajmniej jedno urządzenie z połączeniem do Internetu – napisano dalej.
Patrząc na dane, niełatwo to zrozumieć. Tym bardziej że wieś dokonała gigantycznego awansu społeczno-ekonomicznego po transformacji 1989 r. Jeszcze dwie dekady temu była autentycznie biedna, teraz ma przynajmniej "miejski" poziom życia – stwierdzono w infpormacji.
Jak zauważył Jerzy Plewa, wieloletni dyrektor generalny w Komisji Europejskiej odpowiedzialny za kwestie rolnicze, na protestach najczęściej pojawiają się hasła dotyczące wwozu produktów rolnych z Ukrainy oraz te związane z polityką UE i Zielonym Ładem.
Obie kwestie można zrozumieć. Ekspert przyznał, że kwestie produktów rolnych z Ukrainy zostały rozegrane przez Warszawę raczej kiepsko.
— Trzeba przyznać, że zeszłoroczne otwarcie rynku było źle przygotowane, popełniono wiele błędów. A np. Rumuni potrafili w ubiegłym roku rozwiązać wspólnie z Ukrainą i UE większość problemów — mówił w rozmowie z Business Insider Polska. Jednocześnie zaznaczył, że czuje smutek, obserwując blokady granic — bo widać w tym wszystkim "antyukraińską nutę".
Polityka unijna natomiast oznacza spore zmiany dla rolnictwa, ale zdaniem ekspertów część z nich jest potrzebna — i warto się do nich dostosować.
— Na pewno Zielony Ład oznacza zmiany dla rolnictwa, ale warto wyjść im naprzeciw. Tak robią na przykład Duńczycy, od których importujemy coraz więcej wieprzowiny — skomentował Jerzy Plewa.
— Rolnicy więc powinni postawić na jakość, na żywność produkowaną w sposób zrównoważony, przyjazny środowisku naturalnemu — stwierdził ekspert.
Jeśli szukać jakiegoś wspólnego mianownika ostatnich protestów, to mogą być nim obawy, że standard życia polskiej wsi może się wkrótce pogorszyć. Bo Unia dokręca śrubę, a jest perspektywa wejścia Ukrainy do Wspólnoty i jest strach, że tania żywność od wschodniego sąsiada wyprze tą od naszych rolników. Zdaniem eksperta, są to niepokoje przesadzone – czytamy dalej.
— Czasem mam wrażenie, że rolnicy widzą drzewa zamiast lasu. Bo sytuacja wsi w ciągu ostatnich kilkunastu lat ulegała poprawie. Czy ma szansę się pogorszyć? Na pewno problemem może być wyhamowanie konsumpcji żywności w Unii, a także — w pewnym stopniu — konkurencja z Ukrainy. Trzeba pamiętać jednak, że ukraińska żywność już od ośmiu lat jest objęta obniżką ceł w UE — mówił Jerzy Plewa. Na przykład zawieszono cła na importowaną do UE kukurydzę. I jakoś Polacy byli w stanie z tym sobie poradzić.
— Nie mam więc wielkich obaw, że ze strony Ukrainy zaleje nas tania żywność, nawet jak Ukraina wejdzie do UE. A negocjacje trwają bardzo długo, do tego będą okresy przejściowe... A za te 20 lat polityka rolna Unii będzie wyglądała zupełnie inaczej niż dziś. Raczej nie sądzę też, że przez dopłaty dla rolników z Ukrainy zabraknie środków na dopłaty dla tych polskich — dodał w rozmowie z Business Insider Polska.
— Mam wrażenie, że protesty rolników nie są zorganizowane. Trudno stwierdzić, o co im właściwie chodzi — przyznał jednocześnie ekspert.
Inaczej protestują na przykład rolnicy w Niemczech, którzy mają na transparentach konkretne postulaty, np. podatkowe.
— Rolnicy mówią o problemach z Zielonym Ładem i Ukrainą, ale nie proponują konkretnych rozwiązań. Szkoda. Czasem też można mieć wrażenie, że w tym wszystkim po prostu chodzi o politykę — i to niekoniecznie tą rolną i unijną — zauważył ekspert.
I dodał, że problemem może być brak wyraźnych liderów takich protestów. Na głos polskiej wsi wyrastał w ostatnich latach Michał Kołodziejczak z Agrounii. Protesty zaprowadziły go do Sejmu, a potem do rządu — jest dziś wiceministrem rolnictwa. Protestujący jednak nie mają dziś pewności, czy reprezentuje on bardziej wieś, czy jednak bardziej polski rząd. A jego następców na polskiej wsi razie nie widać. Niestety, nie widać też jasnych postulatów rolników. I pomysłów, jak je wdrożyć – napisano w podsumowaniu. (jmk)
Foto: Moja Kruszwica //
Źródło: Businessinsider.com.pl