Skąd finansowanie polskiego atomu

 Skąd finansowanie polskiego atomu

Polska ogłosiła wielki plan budowy elektrowni jądrowej. Pozostaje tylko pytanie, skąd wziąć na nią pieniądze. Premier zapewnia, że chętnych do finansowania inwestycji nie brakuje i już ustawiają się w kolejce – poinformował serwis Businessinsider.com.pl.

Rzeczywistość może być jednak dużo bardziej bolesna. — Musi skończyć się na dodatkowej opłacie w rachunku za prąd. Nie widzę innego wyjścia — mówił Business Insider Polska ekspert. Rząd jednak zarzeka się, że o takim rozwiązaniu nie ma mowy i obecnie nad niczym takim nie pracuje – czytamy w informacji.

Budowa elektrowni atomowej w Polsce to jedno z największych przedsięwzięć w najnowszej historii naszego kraju. I to również pod względem finansowym – podał portal Businessinsider.com.pl

Jak powiedział niedawno premier, łączny koszt inwestycji to ok. 20 mld dol., co przy obecnym kursie daje blisko 100 mld zł. Dla porównania budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego to według rządowych szacunków wydatek rzędu 35 mld zł Baltic Pipe — 1,6 mld euro, a przekop Mierzei Wiślanej — blisko 2 mld zł. – przypomniał serwis

To właśnie amerykański Westinghouse będzie odpowiedzialny za budowę pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Co o niej wiemy? Finalizacja inwestycji planowana jest na 2033 r.
Reaktory staną na Pomorzu w gminie Choczewo (dokładniej: Lubiatowo-Kopalino), czyli około 20 km od Żarnowca, gdzie w czasie PRL trwała budowa elektrowni atomowej bazującej na technologii Związku Radzieckiego. Konstrukcja ma wytrzymać uderzenie samolotu, a brak zasilania nie doprowadzi do awarii, jaka miała miejsce np. w Fukushimie – napisano w informacji.

— Potwierdzamy realizację projektu jądrowego w sprawdzonej i bezpiecznej technologii Westinghouse Nuclear — poinformował na początku listopada premier.

Co ciekawe, wybór ten zachwala nie tylko rząd. "Dobry wybór, polska racja stanu, trzymam kciuki" — w ten sposób ważny krok w budowie pierwszej elektrowni atomowej w Polsce skomentowali politycy opozycji. Choć nie brakuje głosów, że taka decyzja powinna zapaść już dawno temu. Na prąd z elektrowni jądrowej trzeba będzie poczekać ponad dekadę. Zgodnie z planami rządu, budowa elektrowni atomowej może ruszyć w 2026 r. i zostać ukończona w 2033 r. – podano w informacji.

Nie sztuka jednak ogłosić gigantyczny program na 11 lat wprzód, ale znaleźć na niego pieniądze. Problem finansowania elektrowni atomowej może spędzać rządowi sen z powiek w najbliższych latach.

Zdaniem Dominika Brodackiego, analityka ds. energetycznych Polityki Insight, jesteśmy w tej kwestii pod ścianą.

— Prędzej czy później rząd będzie musiał wprowadzić dodatkową opłatę do rachunku za prąd. Nie wyobrażam sobie innego scenariusza – stwierdził Brodacki w rozmowie z Business Insider Polska.

Jako przykład podał tutaj choćby opłatę kogeneracyjną czy mocową, którą już dziś w rachunku za energię widzimy.

Zresztą o takim pomyśle informował RMF FM. Według dziennikarzy serwisu opłata mogłaby wynosić 10 zł, co rocznie dałoby budżetowi państwa ok. 2 mld zł. – wskazał serwis.

O to, czy rząd rozważa takie rozwiązanie, zapytano w resorcie klimatu.

Jak napisano w odpowiedzi. —"Informujemy, że nie toczą się żadne prace nad podatkiem ani innymi opłatami lub daninami na sfinansowanie budowy elektrowni jądrowej. Takie rozwiązania zwiększałby inflację uderzając w polską gospodarkę i społeczeństwo. Celem rządu jest stworzenie takiego modelu biznesowego, który pozwoli na obniżenie kosztów energii elektrycznej dla odbiorców końcowych. Przyczyni się to do utrzymania miejsc pracy w przemyśle i innych sektorach gospodarki oraz do reindustrializacji kraju"

Jak dodał Brodacki, inwestycja jest na tyle kosztowna, że w historii polskiej gospodarki trudno szukać precedensu.
— Tajemnicą poliszynela jest, że Amerykanie nie będą chcieli przejąć 49 proc. w spółce budującej elektrownie. Zresztą polskie koncerny energetyczne też nie wykazywały w ostatnich latach zbyt wielkiego zainteresowania tym tematem – podkreślał ekspert.

Brodacki stwierdził, że Polska nie ma obecnie takich środków, by móc je dowolnie przesuwać na tak poważną inwestycję.

— Jest mowa o 17 mld zł pożyczek, ale przy łącznej kwocie na poziomie blisko 100 mld zł to tylko kropla w morzu potrzeb – ocenił rozmówca Business Insider Polska.
Co zatem rząd może zrobić, by znaleźć finansowanie dla tak gigantycznej inwestycji? Oprócz pożyczek jest jeszcze możliwość kuszenia inwestora prawami do części wyprodukowanej w elektrowni energii.

— Ale prędzej czy później i tak będzie musiało się skończyć na dodatkowym składniku rachunku za prąd. Na budowę zrzucą się więc wszyscy Polacy – spuentował Dominik Brodacki.

Gdzieś w tle "majaczy" jeszcze model SaHo, stworzony przez polskich naukowców: dr Bożenę Horbaczewską ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie oraz głównego specjalistę ds. strategii i analiz ekonomicznych sektora jądrowego w Departamencie Energii Jądrowej Ministerstwa Klimatu i Środowiska Łukasza Sawickiego – czytamy dalej w informacji.

"W modelu SaHo państwo buduje elektrownię jądrową, a następnie sprzedaje ją końcowym odbiorcom energii. Mają oni prawo i obowiązek odbioru energii po kosztach jej wytworzenia. Jest to inicjowana (i ewentualnie kontrolowana) przez państwo spółdzielnia odbiorców końcowych. W takim modelu spółki obrotu energią akceptowane są jedynie w ostateczności, jako uzupełnienie systemu. Koncepcja wykorzystuje mechanizmy np. polskiej energetyki przemysłowej (gdzie zakłady wytwarzają prąd na własne potrzeby) czy modeli spółdzielczych z Finlandii oraz USA" - pisał o modelu PAP.

Model zakłada również, że państwo jest pierwotnym inwestorem elektrowni – np. poprzez spółkę, której "celem nie jest generowanie zysku, ale wybudowanie bloku jądrowego, a następnie produkcja energii i jej sprzedaż akcjonariuszom po kosztach produkcji" – wyjaśnił serwis.

To jednak stosunkowo najmniej prawdopodobny sposób finansowania inwestycji – stwierdzono w artykule.

Rząd zakłada, że oprócz "państwowej" inwestycji na Pomorzu, powstać mają jeszcze dwie elektrownie, w które zaangażowane mają być podmioty prywatne do spółki m. In. z koreańskim KHNP.

Jak czytamy dalej. — Udział polskich firm w budowie atomu może wynieść 50–70 proc. — szacowali niedawno analitycy Polskiego Instytutu Ekonomicznego w raporcie "Ekonomiczne aspekty inwestycji jądrowych w Polsce – wpływ na biznes, rynek pracy i społeczności lokalne".

Zdaniem analityków inwestycja przełoży się w związku z tym na nowe miejsca pracy. Autorzy raportu szacują ich liczbę od 26,4 tys. do 39,6 tys. Będą to miejsca związane z budową i funkcjonowaniem elektrowni jądrowych w 50-letnim cyklu pracy reaktorów – podano dalej.

Poza korzyściami dla branży energetycznej i całej gospodarki są także wyzwania – głównie te związane z finansowaniem projektu. Model rządu zakłada 51-proc. udział Skarbu Państwa i 49-proc. udział partnera zagranicznego, czyli Westinghouse.

Jak zauważa PIE, przed polskim przemysłem, który miałby w co najmniej 50 proc. uczestniczyć w budowie atomu, stoi szereg zagrożeń i słabości, które mogą utrudnić pełną realizację potencjału udziału przy projekcie jądrowym. "Ministerstwo Klimatu i Środowiska wskazuje na ograniczone możliwości kapitałowe względem zagranicznej konkurencji, wynikające ze struktury, wielkości i kondycji finansowej polskich przedsiębiorstw przemysłowych" – napisano w raporcie.

Rząd zapewnia, że chętnych do współfinansowania inwestycji nie brakuje. – Mamy długą kolejkę chętnych do finansowania tej inwestycji. Nie ma we mnie obaw, że będzie jakiś problem ze sfinansowaniem – powiedział niedawno premier, pytany o finansowanie projektu jądrowego.

Jak zaznaczył, "pierwsze duże pieniądze będą angażowane po wbiciu pierwszej łopaty – za kilka lat". W jego ocenie jest więc to problem, który "jest spokojnie do rozwiązania nie dzisiaj, nie jutro, tylko raczej pojutrze".

– Wejście kapitałowe, wejście dłużne ze strony amerykańskiej, a także wejście wielu funduszy inwestycyjnych jest już uzgadniane – dodał szef rządu.

– Mamy obietnice Amerykanów, co do wejścia kapitałowego, czyli takiego, które powoduje, że podmiot amerykański sam mocno wkłada swoje aktywa w ślad za inwestycją. To jest wejście, na którym nam najbardziej zależy – mówił też premier.

Jednak w miniony poniedziałek „Rzeczpospolita” poinformowała, że pojawią się pierwsze zgrzyty na linii Polska - Westinghouse. Amerykanom bowiem nie do końca podoba się sposób finansowania inwestycji, który ma forsować polski rząd.

Jaki to model? W Programie Energetyki Jądrowej z 2020 r. napisano, że model biznesowy zakłada:
-   wybranie jednej wspólnej technologii reaktorowej dla wszystkich EJ,
-   wybranie jednego współinwestora strategicznego powiązanego z dostawcą technologii,
-   nabycie przez Skarb Państwa 100 proc. udziałów w spółce celowej realizującej inwestycje w energetykę jądrową w Polsce,
-   docelowo po wyborze jednego współinwestora strategicznego powiązanego z dostawcą technologii, utrzymanie przez Skarb Państwa przynajmniej 51 proc. udziałów w spółce.

"Zagraniczny inwestor wniesie swoje doświadczenie w budowie i/lub eksploatacji elektrowni jądrowej oraz zwiększy wiarygodność projektu, dzięki czemu możliwe będzie pozyskanie atrakcyjnych kosztowo kredytów eksportowych i innych źródeł kapitału. Takie podejście pomoże zapewnić strategiczne partnerstwo na poziomie polityczno¬gospodarczym i znacząco przyspieszyć proces przygotowania projektów jądrowych" — czytamy w programie energetyki jądrowej.

Rząd jednocześnie liczył, że zachowa 51 proc. udziałów w spółce, która ma wybudować elektrownię. "Zapewni to bezpośrednią kontrolę nad procesem decyzyjnym Programu i umożliwi pełnienie skutecznego nadzoru właścicielskiego nad spółką realizującą inwestycje w energetykę jądrową. Ograniczy to również ryzyka wpływające na poziom kosztów finansowych w projekcie jądrowym, czego konsekwencją będzie niższy koszt kapitału inwestycyjnego i docelowo niższa cena energii elektrycznej dla społeczeństwa" — tłumaczono.

Plany był więc następujący: Skarb Państwa będzie miał w spółce budującej elektrownię 51 proc. udziałów, a amerykański Westinghouse przejmie pozostałą jej część.
"Oczekiwaliśmy, że Amerykanie z firmy Westinghouse obejmą do 49 proc. udziałów w spółce celowej. Amerykanie tymczasem chcą mieć znacznie mniejszy wkład" – miał jednak powiedzieć "Rz" informator "zbliżony do rządu". Amerykański partner miał jednak zaproponować 10 proc., co nie spodobało się polskiemu rządowi.

Jednak w zamian za niski wkład własny USA proponują zaangażowanie instytucji wspierających inwestycje amerykańskie na rynkach eksportowych. U.S. International Development Finance Corporation (DFC) oraz U.S. EXIM Bank mogłyby zaoferować Polskim Elektrowniom Jądrowym do 17 mld dol. kredytu na preferencyjnych warunkach – podał dziennik. (jmk)

Foto: WysokieNapiecie.pl
Źródło: Businessinsider.com.pl / Wysokienapiecie.pl / rmf24.pl /

 

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.