Pierwszy raz od trzech miesięcy rentowność polskich dziesięciolatek spadła poniżej 6 proc. Umacniają się też papiery niemieckie i amerykańskie, i to mimo ostatniej – zaskakująco mocnej - podwyżki stóp przez ECB i oczekiwanej ze strony Fed.
Zwrot jest wyraźny, od szczytu sprzed miesiąca rentowność naszych dziesięciolatek spadła już o ponad 2 pkt proc. i wybiła się dołem z trzymiesięcznej konsolidacji. Nie ma już wątpliwości – linia trendu wzrostowego utrzymującego się od roku została przełamana i dochodzi do długo oczekiwanej korekty.
Jak to zwykle bywa, zbiegło się kilka czynników jednocześnie. Po pierwsze – rynek był wyprzedany do granic możliwości. Nic dziwnego, podobnej bessy nie oglądaliśmy w Polsce jeszcze nigdy. Z 1,5 proc. do 8 proc. w dziewięć miesięcy. Na jakimś poziomie wyprzedaż musiała się zatrzymać, a do gry weszli kupujący. Spekulacyjnie czy długoterminowo – wszystko jedno. Grunt, że osiągnęli przewagę i zainicjowali korektę, która ma szansę utrzymać się przez jakiś czas. Od strony fundamentalnej sygnałów też nie brakuje – tanieją paliwa, notowania zbóż, spada indeks cen żywności, spada tempo sprzedaży detalicznej, płace rosną wolniej niż inflacja, spada dostępność i liczba zaciąganych kredytów, tanieją metale przemysłowe, wolniej rośnie podaż pieniądza, do Europy wraca COVID – lista jest naprawdę długa. A do zimy jeszcze daleko. Innymi słowy, rynek gra na spowolnienie inflacji i koniunktury gospodarczej, a w takim momencie cyklu obligacje zwykle są tym instrumentem, na którym udaje się zarobić.
Korekta może trwać tak długo, jak długo wzrost gospodarczy nie osłabnie na tyle, że trzeba go będzie znów reanimować obniżkami stóp i kolejnymi programami wsparcia. Już obecny spadek rentowności jest na tyle silny, że mógł zdyskontować znaczną część pomyślnego scenariusza, który… jest tylko scenariuszem. Na rynku rzeczywistość zmienia się szybko, ale w realnej gospodarce nie doszliśmy jeszcze do etapu stagflacji. Podwyżki cen energii dla indywidualnych odbiorców dopiero przed nami. Raczej mamy więc do czynienia z korektą, a nie zmianą głównego trendu. Ostrożność wciąż jest dobrą walutą.
Utrzymująca się trzynasty miesiąc fala umorzeń w funduszach dłużnych wyciska z portfeli nawet obligacje banków i koncernów energetycznych oraz innych dużych firm, które w przeszłości plasowały papiery z marżą rzędu 1-2 pkt proc. Już samo pojawienie się papierów po stronie podaży jest oznaką zmian, a spadek cen do 95-98 proc. to kolejna oznaka słabości rynku. Jednak, skoro papiery skarbowe zyskują, wyniki funduszy wkrótce się poprawią i być może podaż wyschnie. Innymi słowy, kto spóźnił się na korektę obligacji skarbowych, może wciąż jeszcze przebierać między obligacjami korporacyjnymi i zapewnić sobie dwucyfrową rentowność (o ile WIBOR nie spadnie znacząco) korzystając z dobrych cen.
Wakacje to tradycyjnie martwy okres na rynku pierwotnym obligacji korporacyjnych kierowanych do inwestorów indywidualnych. Ale nie w tym roku. O udanych emisjach raportowały już Echo i Cavatina, trwają zapisy na obligacje Kredyt Inkaso, a pod koniec miesiąca z ofertą – i to powiększoną do 60 mln zł (w trzech poprzednich było to 50 mln zł) rusza Kruk. Inwestorzy indywidualni mogą nie chcieć ryzykować na rozchwianym rynku papierów skarbowych, ale dwucyfrowe kupony od emitentów, których od lat znają i którym ufają przyciągają jak magnes. Zresztą również oszczędnościowe obligacje skarbu państwa szturmem zdobywają portfele Polaków. Resort finansów znów powiększył pulę dostępnych czterolatek indeksowanych inflacją z 4 mld zł do 7 mld zł.
Foto: Gazeta Bankowa
Emil Szweda, Obligacje.pl