Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził trzecią podwyżkę gazu w tym roku. To oznacza, że sezon grzewczy, który lada moment się zacznie, mocno uderzy po kieszeni. Za portfele powinni złapać się też mieszkańcy bloków. Im grożą nawet 20-procentowe podwyżki – informuje Businessinsider.com.pl
Kwoty rachunków za gaz wzrosły już w kwietniu. Była to pierwsza podwyżka od 2019 r. Nową taryfę na wniosek PGNiG zatwierdził prezes Urządu Regulacji Energetyki.
Ceny poszybowały wówczas o 5,6 proc. Wynikały ze wzrostu cen gazu na rynku hurtowym, czyli Towarowej Giełdzie Energii, na której PGNiG kupuje gaz dla swoich odbiorców. Na kolejną podwyżkę nie trzeba było długo czekać. Ceny na Towarowej Giełdzie Energii znów poszły w górę, w związku z tym już w lipcu PGNiG złożyło kolejny wniosek do Prezesa URE o zatwierdzenie nowej taryfy. Prezes URE przystał na podwyżki od sierpnia – czytamy w informacji serwisu.
Po sierpniowych zmianach ceny gazu wzrosły średnio o 12,4 proc. Na kolejne podwyżki nie trzeba było długo czekać. Urząd Regulacji Energetyki poinformował 16 września, że zatwierdził nową taryfę PGNiG. Oznacza ona wzrost cen o 7,4 proc. Oznacza ona wzrost cen o 7,4 proc. Z obliczeń URE wynika, że gospodarstwa domowe, które gazu używają wyłącznie do gotowania, zapłacą 0,72 zł miesięcznie więcej. Ich rachunek urośnie o 3,36 proc. Gospodarstwa domowe grzejące gazem wodę muszą liczyć się ze wzrostem rachunku o 4,48 zł miesięcznie (wzrost o 4,63 proc.), a ogrzewające domy aż o 13,76 zł miesięcznie (wzrost o 4,89 proc.). To może nie być jednak koniec podwyżek – przewiduje portal.
Jak czytamy w informacji, gaz drożeje na rynkach całej Europy, za przyczyną ograniczeń dystrybucyjnych przez Rosję w świetle uruchomienia Nord Stream 2.
Podwyżki cen ciepła nie ominą mieszkańców, korzystających z miejskich sieci ciepłowniczych. Na to z kolei wpływ ma rekordowy wzrost kosztów emisji CO2. Od początku roku cena emisji wzrosła już o 76 proc. Ta opłata dotyczy wszystkich wytwórców energii cieplnej z węgla funkcjonujących na terenie Unii Europejskiej.
W kwietniu Ministerstwo Klimatu wydało rozporządzenie, zezwalając firmom ciepłowniczym i elektrociepłowniom na podnoszenie cen w związku ze wzrostem kosztów emisji.
"Proponuje się umożliwić zmiany taryf dla ciepła, ze względu na istotną zmianę ceny uprawnień do emisji CO2, w sposób szybki, bez konieczności badania i analizowania całej taryfy dla ciepła. Umożliwi to zakończenie postępowania administracyjnego bez zbędnej zwłoki i pozwoli wprowadzić ją do stosowania - co umożliwi pokrycie rosnących gwałtownie kosztów emisji" – podkreślono w uzasadnieniu projektu. Ministerstwo postawiło sprawę jasno: albo część firm ciepłowniczych podniesie ceny, albo grozi im upadłość – czytamy dalej.
Narzędzie do podnoszenia cen może dać także opracowywana przez rząd strategia dla ciepłownictwa. Ma zostać przyjęta w IV kwartale tego roku. Rząd planuje w niej urealnić ceny ciepła systemowego. Według różnych analiz może to oznaczać wzrost kosztów dla odbiorców o około 4-6 proc. W uzasadnieniu do projektu podano, że "gwałtowny wzrost cen uprawnień do emisji dwutlenku węgla w ostatnich latach, spowodował podwyższenie kosztów dla przedsiębiorstw ciepłowniczych, które nie są wystarczająco odzwierciedlane w taryfach, co skutkuje złą kondycją finansową" – zauważa serwis Businessinsider.com.pl
Firmy ciepłownicze i elektrociepłownicze już wnioskują o podwyżki. Z danych, jakie przekazała Izba Gospodarcza Ciepłownictwo Polskie, wynika, że domagają się one nawet 30-proc. wzrostów. W niektórych miastach podwyżki już są przesądzone – podaje serwis.
Jak czytamy w podsumowaniu, iż dla prezesów podwyżki cen za centralne ogrzewanie też nie są na rękę. - Ludzie się buntują, a te podwyżki są niezależne od producentów ciepła. Sieci ciepłownicze podnoszą ceny nie tylko ze względu ceny emisji CO2, ale i wzrosty kosztów działalności. (jmk)
Foto: Biznes w INTERIA.PL - Interia
Źródło: Businessinsider.com.pl