Wpływ wojny na Biskim Wschodzie na dystrybucję ropy

Wpływ wojny na Biskim Wschodzie na dystrybucję ropy

Po ataku Izraela na Iran świat boi się nie tylko eskalacji prowadzącej do wojny o szerszym zasięgu, ale i wybuchu globalnego kryzysu paliwowego. Państwo ze stolicą w Teheranie kontroluje nawet 12 proc. zapasów ropy i ma realny wpływ na jej rynek. Groźba zamknięcia cieśniny Ormuz, przez którą przechodzi ok. 20 proc. światowych dostaw ropy naftowej, już dziś odbija się na rynkach. Czy jest się o co niepokoić również w Polsce? - udzielił odpowiedzi, na tak postawione pytanie  portal Businessinsider.com.pl

Iran odpowiada za ok. 2 proc. światowej podaży ropy naftowej i ok. 6 proc. podaży gazu ziemnego. Ponad 90 proc. irańskich dostaw ropy trafia do Chin – zaznaczono.

Jak mówili eksperci, potencjalne zablokowanie cieśniny Ormuz zaszkodziłoby również Iranowi, który potrzebuje dochodów ze sprzedaży paliw — jest więc mało prawdopodobne

W radykalne posunięcie nie wierzą też inwestorzy. Ceny ropy wzrosły, ale nie drastycznie - stwierdzono

Dostawy ropy do Polski pozostają zabezpieczone, podobnie jak jej zapasy. Eksperci nie przewidują masowego wykupywania paliwa przez konsumentów, którzy mają być spokojniejsi niż po wybuchu wojny w Ukrainie – zaznaczono w treści.

Jak mówił Leszek Wiwała, prezes Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego, potrzebujemy rozbudowy infrastruktury magazynowej oraz reformy systemu zapasów paliw – czytamy.

Ryzyko poważnych turbulencji na globalnych rynkach ropy i gazu ziemnego wskutek konfliktu na Bliskim Wschodzie dostrzegają najpoważniejsi gracze. Jak 23 czerwca poinformował Reuters, analitycy banku inwestycyjnego Goldman Sachs oceniają, że ograniczenie przepływu ropy przez cieśninę Ormuz na miesiąc i zmniejszenie go o 10 proc. na jedenaście miesięcy, wywinduje cenę ropy według wskaźnika Brent na poziom 110 dol. za baryłkę – napisano.

23 czerwca wskaźnik osiągnął poziom nieco ponad 77 dol., po dołączeniu USA do wojny ceny były jednak najwyższe od stycznia, a od pierwszego ataku 13 czerwca Brent wzrósł o ok. 11 proc. – donosi Reuters. Według Goldman Sachs, ryzyko zamknięcia cieśniny przez Iran w tym roku wynosi 52 proc. - podano.

Przypomniano, iż dziennie przez Ormuz przepływa ok. 17-20 mln baryłek ropy, pochodzących nie tylko z Iranu, ale również Kuwejtu, Iraku, Arabii Saudyjskiej czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Mowa o ok. 20 proc. globalnego zapotrzebowania na surowiec i ok. 40 proc. jego transportu drogą morską – wskazał serwis.

Rola Iranu na światowych rynkach surowców energetycznych jest znacznie większa od całościowego wkładu tego państwa w globalną gospodarkę, o czym w komentarzu dla Business Insidera Polska mówił Krzysztof Bocian, starszy analityk think-thanku Wise Europa.
— Udział Iranu w globalnym PKB wynosi ok. 0,4 proc. Ponad dwa razy mniej niż w przypadku Polski. Równocześnie odpowiada za ok. 6 proc. światowej podaży gazu ziemnego i ok. 2 proc. światowej podaży ropy naftowej (przy dwa razy większym rynku ropy — red.). Iran posiada trzecie co do wielkości zadeklarowane rezerwy ropy naftowej na świecie, rezerwy gazu natomiast drugie co do wielkości — tłumaczył ekspert.

Według danych Amerykańskiej Administracji Informacji Energetycznej (ang. US Energy Information Administration – EIA) pod koniec 2023 r. Iran odpowiadał za 24 proc. rezerw ropy na Bliskim Wschodzie i 12 proc. na całym świecie.

Tegoroczny przegląd światowego rynku ropy autorstwa Międzynarodowej Agencji Energetycznej (ang. International Energy Agency – IEA), opublikowany 17 czerwca, a więc już po rozpoczęciu aktualnej odsłony konfliktu, odnotowuje najnowszy wzrost cen - stwierdzono.

"Wzrost napięć między Iranem a Izraelem, a także wpływ zachodnich sankcji na Rosję, Iran i Wenezuelę pozostaje główną niewiadomą (...)" — czytamy w raporcie.

Jak informuje IEA, w 2024 r. całkowita produkcja ropy, łącznie z jej pochodnymi, osiągnęła w Iranie najwyższy poziom od 2017 r., a wzrost rok dok do roku wyniósł 420 tys. baryłek dziennie – do 3,34 mln baryłek dziennie. Z kolei eksport surowej ropy z Iranu w zeszłym roku sięgnął średnio 1,6 mln baryłek na dzień. Odbiorcą niemal całości produktu były reeeksportujące go dalej Chiny - napisano.

Krzysztof Bocian ocenia, że niezwykle ważna rola paliw kopalnych dla irańskiej gospodarki zmniejsza prawdopodobieństwo zablokowania cieśniny Ormuz.
— Iran straszy dziś np. zaminowaniem tych wód, ale wstrzymanie lub zablokowanie przepływu istotnie ograniczyłoby również jego własne dochody, Na ten moment rynki nie wierzą więc w aż tak gwałtowną reakcję, co pokazuje skala wzrostu cen – widoczna, ale nie drastyczna – skomentował.

O tym, że zablokowanie eksportu nie leży w interesie Iranu, jest też przekonany Leszek Wiwała, prezes Polskiej Organizacji Przemysłu i Handlu Naftowego (POPiHN), zrzeszającej takie podmioty jak Orlen, Shell czy Circle K.

— Szacunkowa wartość irańskiego eksportu ropy do Chin w ostatnim roku rozliczeniowym wyniosła ok. 70 mld dol. "Unieruchomienie" cieśniny Ormuz nie tylko rozwścieczyłoby sąsiadów i cały świat, ale uderzyłoby też w sam Iran, który potrzebuje środków choćby na prowadzenie działań wojennych — mówił.

Jak dodał, arabscy producenci z regionu – Arabia Saudyjska, Irak, Kuwejt czy Zjednoczone Emiraty Arabskie — mogą korzystać też z infrastruktury przesyłowej skierowanej do Syrii, na Morze Czerwone lub na Ocean Indyjski przez emiracki ropociąg omijający cieśninę Ormuz. Pomimo innych zagrożeń, takich jak rebelianci Huti w Jemenie, dla transportu ropy przez cieśninę Ormuz istnieje więc częściowa alternatywa.

— Przepustowość tego systemu sięga do ok. 5 mln baryłek dziennie, zatem eksport przez Ormuz może być w jakiejś mierze zredukowany – tłumaczył Wiwała. Prezes POPiHN przypomniał przy tym, że to właśnie Arabia Saudyjska jest głównym dostawcą ropy do Polski, a 30 proc. udziałów Saudi Aramco w Rafinerii Gdańskiej czyni królestwo "strategicznym partnerem" naszego kraju.
 
— Nasze dostawy są zabezpieczone przede wszystkim kontraktami z Saudyjczykami, ale w razie potrzeby możemy sięgać też po inne kierunki — Norwegię, Wielką Brytanię, USA czy Nigerię. Nie ma więc powodu do obaw o fizyczną dostępność surowca, pytanie jednak o jego cenę i to jak przełoży się na finalne koszty paliw — stwierdził rozmówca serwisu.
 
O reakcje rynków na bliskowschodni konflikt i włączenie się do niego USA zapytaliśmy też Urszulę Cieślak, analityczkę działającej w branży paliw konsultingowej firmy Reflex. Ekspertka wskazuje, że po pierwszych wzrostach obserwowanych w poniedziałek 23 czerwca po otwarciu giełd azjatyckich, w kolejnych godzinach ropa zdążyła nieco potanieć.

— Od 14 czerwca notowaliśmy pierwsze hurtowe podwyżki, które były reakcją na pierwsze izraelskie ataki, pierwsze zapowiedzi zamknięcia cieśniny Ormuz ze strony irańskiego parlamentu nie przekonały jednak inwestorów. Po wcześniejszych wzrostach obserwujemy obecnie lekki spadek. Nawet jednak przy najczarniejszym i mało prawdopodobnym scenariuszu całkowitej blokady nie grozi nam brak fizycznej dostępności paliw, a wzrost cen nie sięgnąłby raczej rekordowych poziomów, które obserwowaliśmy po wybuchu wojny w Ukrainie — tłumaczył.
 
W ocenie Cieślak doświadczenie kryzysu z 2022 r. powinno zadziałać dziś uodparniająco i stonować nastroje po stronie popytowej. — Kierowcy pamiętają, że mimo początkowej paniki, paliw nie zabrakło, nie ma więc powodu do gwałtownych zachowań. Tym bardziej że dziś mówimy o konflikcie dziejącym się daleko od nas, który, przy całym swoim globalnym oddziaływaniu, nie będzie postrzegany jako tak bezpośrednie zagrożenie — mówił.

Również Leszek Wiwała ocenia, że ryzyko zmasowanych zakupów na stacjach benzynowych w obawie przed szybkim wyczerpaniem się paliw, jest niewielkie.
— Dezinformacja po ataku Rosji na Ukrainę nt. rzekomych braków była bardzo nasilona, ten efekt nie powinien się jednak dziś powtórzyć. Ludzie nie uwierzą, że wydarzenia na Bliskim Wschodzie mogą mieć dla nas aż tak drastyczne skutki. Nie spodziewam się więc gwałtownego wzrostu cen wskutek paniki konsumenckiej – stwierdził prezes POPiHN.
 
Krzysztof Bocian przypomniał, że na końcowe koszty paliw, które ponosimy jako odbiorcy końcowi, składa się nie tylko cena produktu bazowego, czyli ropy naftowej, ale również stosunek złotego do dolara oraz, zazwyczaj pomijane, koszty przetwórstwa i transportu. Te ostatnie zależą zaś m.in. od stawek ubezpieczeń frachtu, a cena końcowa produktu — od polityki koncernów paliwowych.
 
— Od wybuchu wojny w Ukrainie czołowe podmioty z sektora – Orlen, BP czy Shell — korzystają z wyższej marży w segmencie detalicznym, dlatego przy wzroście cen produktów bazowych mają pewien zapas, z którego mogą zejść, żeby nie przerzucać całości kosztów na konsumenta. Nawet całkowite zablokowanie cieśniny Ormuz nie musi więc oznaczać benzyny za 8 albo 10 zł — wyjaśniał.

— Zwłaszcza że od tamtego momentu (wybuchu wojny w Ukrainie — przyp. red.) cena produktu bazowego spadła z 120 dol. do nawet 55-60 dol. w maju br., a obecnie kształtuje się na poziomie 75 dol. za baryłkę. Dodatkowo mamy do czynienia z aprecjacją polskiego złotego w stosunku do dolara – z 5,0 zł w szczytowym momencie w 2022 r. do obecnych 3,7 zł — dodaje, uzupełniając, że droższa ropa i produkty ropopochodne, a także powiązany z nią rynkowo gaz, byłyby silniejszym ciosem dla przemysłu energochłonnego.
 
Przed najpoważniejszymi problemami chronią nas też zgromadzone zapasy. Jak przypomina Leszek Wiwała, wszystkie państwa członkowskie Międzynarodowej Agencji Energetycznej mają obowiązek utrzymywania rezerw wystarczających na 90 dni. W przypadku Polski możliwości sięgają obecnie 96. — Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych jest przygotowana na najczarniejsze scenariusze – zapewniał.
 
Równocześnie przedstawiciel branży podkreśla konieczność rozbudowy infrastruktury magazynowej na paliwa gazowe i ropopochodne. — Potrzebujemy rozproszonych magazynów, które w razie ewentualnego konfliktu będą znajdować się blisko odbiorców i pozostaną odporniejsze na akty sabotażu. W ramach przygotowywanej właśnie reformy systemu zapasów paliw (nowelizacji ustawy o ropy naftowej, produktów naftowych i gazu ziemnego oraz zasadach postępowania w sytuacjach zagrożenia bezpieczeństwa paliwowego państwa i zakłóceń na rynku naftowym oraz niektórych innych ustaw, nad którą pracuje obecnie sejm – przyp. red.) — większą odpowiedzialność w tym zakresie powinno wziąć na siebie państwo — mówił.

Prezes POPiHN dodał, że mamy na to pieniądze. — Z każdego sprzedanego litra benzyny czy oleju napędowego ok. 5 gr trafia na fundusz zapasów interwencyjnych. Trzeba z niego odpowiednio skorzystać, zwiększając moce magazynowe i napełniając magazyny gotowym paliwem – podsumował rozmówca serwisu. (jmk)

Foto: Pixabay.com
Źródło: Businessinsider.com.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.