I pół procent kusi

Emil_Szweda.jpg

Ministerstwo Finansów sprzedało obligacje trzymiesięczne za 10,6 mld zł w 2020 roku, a ich sprzedaż wzrosła w drugiej połowie roku, gdy oprocentowanie spadło do 0,5 proc. (wcześniej 1,5 proc.). Czy to już desperacja?


Problemy posiadaczy gotówki wyglądają na całym świecie tak samo – banki centralne współpracują z rządami starając się doprowadzić do ożywienia gospodarki i pobudzenia inflacji, lecz jak dotąd, jeśli pieniądze z lokat są wyciągane, to nie są przeznaczane na konsumpcję, ale na inwestycje. Rosną ceny obligacji (spada ich rentowność), nieruchomości, indeksy giełdowe, kryptowaluty, a od ubiegłego roku także ceny zbóż (choć przyczyną mają być także czynniki pogodowe, ale – jak to zwykle bywa – każdy wzrost potrzebuje swojej historii fundamentalnej i kogoś, kto ją kupi).


Zakupy trzymiesięcznych obligacji, nawet jeśli statystyki są mocno naciągane przez lokowanie w nich wciąż tych samych pieniędzy (co kwartał można wybrać odsetki i reinwestować pieniądze kolejny raz), trudno uznać za prawdziwą inwestycję. Bardziej chodzić może o przełożenie środków z oprocentowanego na 0 proc. rachunku oszczędnościowego i lokaty w produkt, który krótkoterminową lokatę przypomina, a pieniądze można wycofać niemal bez strat (bo czym jest strata odsetek rzędu 0,5 proc. rocznie?). A wygląda na to, że prawdziwy szturm na papiery skarbowe dopiero nadejdzie – od stycznia PKO BP, największy bank w Polsce i zarazem agent obligacji oszczędnościowych, wycofał większość lokat z oferty pozostawiając tylko trzymiesięczne, oprocentowane na 0,01 proc. i od 0,2 proc. (do 10 tys. zł) do 0,01 proc. na kontach oszczędnościowych. Z punktu widzenia posiadacza oszczędności, najgorzej oprocentowana obligacja oszczędnościowa daje do 50 razy więcej niż oferta banku. A wysilać się specjalnie nie trzeba, dodatkowo cały system finansowy oparty jest przecież o obligacje skarbowe (banki lokują w nich własne środki), więc ryzyko jest z grubsza takie samo.


Rynek długu zostawia sporą przestrzeń pomiędzy oprocentowaniem obligacji oszczędnościowych i ofertą dla inwestorów indywidualnych. Oczywiście mogą oni skorzystać z całej palety funduszy dłużnych, których wyniki – przy obecnych poziomach rentowności – podpięte są jednak pod zachowanie cen obligacji na rynku, a w mniejszym stopniu pod wypłacane odsetki. Z kolei oferta funduszy obligacji korporacyjnych nie należy bynajmniej do prostych do zrozumienia. Choć łączy je nazwa, realizowane strategie całkowicie się różnią (od inwestycji w stricte obligacje korporacyjne, po te z domieszką, a nawet przewagą obligacji skarbowych lub zagranicznych emitentów) – trzeba wiele wiedzieć, by wybrać dla siebie ten właściwy. Natomiast bezpośrednie inwestycje w obligacje korporacyjne wciąż są dostępne nielicznym (może to lepiej). Rynek emisji opartych na podstawie prospektów emisyjnych może się w tym roku rozruszać, a najwięcej zależy od tempa procedowania prospektów w KNF.

Dotychczasowe doświadczenia nie skłaniają do optymizmu. Są jeszcze emisje oparte o memorandum i jedna z nich – Vehis Fin – wystartowała w tym tygodniu. Oprocentowane rzędu 4,5 pkt proc. ponad WIBOR rok temu sięgałoby pod 6,2 proc., ale dziś jest to o 1,5 pkt proc. mniej. Wytłumaczenie czemu relatywnie młoda spółka oferuje niższe odsetki niż np. Kruk proponował we wrześniu, wymagałoby wejścia w specyfikę emitenta i warunków emisji, ale niech będzie kolejnym sygnałem, że i na rynku długu korporacyjnego inwestorzy byli panami sytuacji krótko, dziś znów mamy rynek emitenta.

 

Emil Szweda, Obligacje.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.