Minimalna płaca w Polsce przekracza dziś 50 proc. przeciętnego wynagrodzenia i w przyszłym roku, zgodnie z propozycją rządu, to się nie zmieni. Relatywnie wyższą płacę minimalną mają w UE tylko dwa kraje, które nie słyną ze zdrowego rynku pracy: Grecja i Portugalia. Ale to nie znaczy, że i nas czekają kłopoty – stwierdzono w informacji serwisu Money.pl
Rada Ministrów zaproponowała w czwartek, aby w 2025 r. płaca minimalna w Polsce wzrosła do 4626 zł brutto w porównaniu do 4242 zł obecnie i 4300 zł w II połowie bieżącego roku. Oznaczałoby to podwyżkę minimalnego wynagrodzenia o 8,3 proc. w stosunku do jego średniego wynagrodzenia z 2024 r. Teraz propozycja ta zostanie przedstawiona Radzie Dialogu Społecznego.
Zgodnie z "Ustawą o minimalnym wynagrodzeniu" rząd musi zaproponować podwyżkę płacy minimalnej co najmniej o tyle, ile wynosi oczekiwana na dany rok inflacja. Alternatywna prognoza na 2025 r. zapisana w założeniach do projektu ustawy budżetowej, to 4,1 proc. – napisano w treści.
Dodatkowo Rada Ministrów musi uwzględnić ewentualne pomyłki w prognozach inflacji formułowanych przy okazji poprzednich podwyżek płacy minimalnej – w tym roku dotyczy to prognoz na 2023 r. Ustalając najniższe wynagrodzenie na tamten rok, rząd zakładał, że inflacja wyniesie 7,8 proc. Faktycznie wyniosła 11,4 proc. Choć podwyżka płacy minimalnej w 2023 r. o niemal 20 proc. wyraźnie przewyższała inflację, z tytułu tamtej pomyłki rząd musiał dodać do proponowanej na 2025 r. podwyżki około 3,3 pkt proc. Ostatecznie musiał zaproponować jej wzrost o co najmniej 7,4 proc. – wyjaśniono w informacji.
Rząd chce dać więcej, co może dziwić, bo już dzisiaj Polska jest jednym z nielicznych państw UE, które spełniają wytyczne unijnej dyrektywy dotyczącej adekwatnego wynagrodzenia minimalnego, która zacznie obowiązywać jesienią tego roku – napisano dalej.
Dyrektywa Parlamentu Europejskiego i Rady UE, przyjęta w listopadzie 2022 r., nie ma na celu harmonizacji płacy minimalnej w krajach Unii ani nie narzuca zasad jej ustalania. Zawiera jednak wytyczne dotyczące tego, jaki poziom najniższego wynagrodzenia kraje członkowskie powinny uważać za właściwy, tzn. zapewniający przyzwoity poziom życia osobom o najniższych zarobkach i sprzyjający spójności społecznej. Dyrektywa sugeruje, że za adekwatną można uznać płacę minimalną na poziomie 50 proc. średniej krajowej lub 60 proc. płacy medianowej (czyli takiej, od której połowa wynagrodzeń w gospodarce jest wyższa, a połowa niższa) - czytamy.
W 2023 r. płaca minimalna w Polsce wynosiła dokładnie 50 proc. przeciętnego (średniego) wynagrodzenia w gospodarce narodowej. W tym roku, jeśli przeciętne wynagrodzenie wzrośnie o 12,8 proc., jak wskazywał jeden ze scenariuszy z marcowej projekcji Narodowego Banku Polskiego, ten wskaźnik (w ekonomii znany jako wskaźnik Kaitza) wzrośnie do około 52-53 proc. Nawet gdyby przeciętne wynagrodzenie zwiększyło się jeszcze bardziej – np. o 14,4 proc., jak w I kwartale 2024 r., stosunek płacy minimalnej do średniej pozostałby w okolicy 52 proc. A w 2025 r. z dużym prawdopodobieństwem jeszcze wzrośnie.
W założeniach do ustawy budżetowej na 2025 r. rząd zakłada, że przeciętne wynagrodzenie zwiększy się o 7,1 proc., co oznaczałoby wzrost do około 8717 zł brutto (przy założeniu wzrostu o 12,8 proc. w bieżącym roku). W takim scenariuszu płaca minimalna wynosiłaby 53 proc. średniej krajowej - wskazano.
Czy to dużo? W Unii Europejskiej brakuje danych, które pozwalałyby ocenić, jak Polska wypada pod tym względem na tle innych państw. Ostatnie statystyki dotyczące stosunku minimalnego wynagrodzenia do przeciętnego (a dokładnie do płacy medianowej, która w Polsce wynosi mniej więcej 80 proc. średniej) pochodzą z 2018 r. Wspomniana dyrektywa UE ma tę lukę w statystyce zasypać, bo obliguje państwa członkowskie do monitorowania adekwatności płacy minimalnej. W money.pl postarano się jednak o własne wyliczenia – napisano w treści informacji.
Za punkt wyjścia przyjęto ostatnie dostępne dane o przeciętnym wynagrodzeniu w krajach członkowskich. W większości przypadków dotyczą 2023 r., ale niekiedy są z 2022 r. Następnie założono, że w 2024 roku przeciętna płaca wzrośnie tak, jak sugerują szacunki i prognozy Komisji Europejskiej z wiosny tego roku. W ten sposób otrzymano przybliżony poziom wynagrodzeń w 2024 r. Z kolei dane dotyczące poziomu płacy minimalnej Eurostat udostępnia na bieżąco, dwa razy do roku.
Wyliczenia serwisu sugerują, że płaca minimalna w porównaniu do średniej krajowej jest relatywnie najwyższa w Portugalii i Grecji. W obu krajach wskaźnika Kaitza przekracza nieco 60 proc. Powyżej 50 proc. jest jeszcze tylko w Polsce, która jest na trzecim miejscu w UE pod tym względem, i w Hiszpanii. We Francji wynosi 47 proc., a w Niemczech zaledwie 40 proc. W krajach Europy Środkowo-Wschodniej, z którymi Polska w największym stopniu konkuruje o inwestycje zagraniczne, płaca minimalna przeciętnie wynosi 44 proc. średniej. Ale zróżnicowanie w tej grupie jest spore. O ile na Słowacji i w Rumunii wskaźnik Kaitza jest niewiele niższy niż w Polsce, o tyle w Czechach wynosi tylko 41 proc. – wskazano w wyjaśnieniu.
To, że Polska w tym zestawieniu jest w sąsiedztwie trzech państw z południa Europy, może w pierwszej chwili niepokoić. Wszystkie trzy borykają się z wysokim poziomem bezrobocia, szczególnie wśród osób młodych. W Grecji stopa bezrobocia w grupie wiekowej 15-29 lat wynosi 21,6 proc. (to odsetek osób z tej grupy, które nie mają pracy, ale jej szukają – osoby, które się uczą albo nie chcą pracować z innego powodu, nie są według definicji bezrobotne), w Grecji 20,6 proc., a w Portugalii 14,3 proc.
W Grecji płaca minimalna wynosiła niegdyś nawet 80 proc. średniej, ale w 2012 r. w ramach reform, które miały wyciągnąć kraj z kryzysu, została obniżona o ponad 20 proc. – a dla młodych pracowników nawet bardziej. Na pierwszy rzut oka, pomogło: stopa bezrobocia wśród młodych od szczytu z 2013 r. (na poziomie ponad 50 proc.) wyraźnie zmalała. A najniższe wynagrodzenie dopiero w tym roku wróciło (nominalnie) do poziomu sprzed kryzysu - podkreślono.
Sytuacja na rynkach pracy państw z południa strefy euro zdaje się potwierdzać dominującą niegdyś teorię, że podnoszenie płacy minimalnej, czyli ceny pracy osób o najniższych kwalifikacjach, powoduje spadek popytu na takich pracowników. Ale dzisiaj wiedza ekonomistów o roli minimalnego wynagrodzenia, jego wpływie na poziom zatrudnienia i ogólnie dobrobyt, jest znacznie bardziej zniuansowana - napisano.
Jeśli wnioski z badań można jakoś podsumować, to chyba tylko tak, że skutki podwyżek płacy minimalnej zależą od okoliczności, np. od tego, jaka część miejsc pracy w danym kraju jest w sektorach uczestniczących w międzynarodowej wymianie handlowej, ale też od sytuacji demograficznej i koniunktury w gospodarce. Przy dobrej koniunkturze wzrost kosztów pracy firmy kompensują sobie podwyżkami cen, nie muszą więc ograniczać zatrudnienia. W skrajnym przypadku, gdy barierą dla rozwoju przedsiębiorstw jest deficyt pracowników, podwyżki płacy minimalnej mogą mieć pozytywny wpływ na zatrudnienie – wyjaśniono dalej.
Stosunkowo wysoka stopa bezrobocia wśród osób młodych występuje też w niektórych krajach z niskim wskaźnikiem Kaitza (niską płacą minimalną relatywnie do średniej), na przykład w Estonii i Belgii.
Wysoka jest też w krajach nordyckich (w Finlandii przekracza 14 proc., w Szwecji nawet 16 proc.), które w ogóle nie mają ogólnokrajowej płacy minimalnej. Z kolei w Polsce stopa bezrobocia w grupie wiekowej 15-29 lat należy do najniższych w UE, choć płaca minimalna jest (relatywnie do średniej płacy) jedną z najwyższych - napisano.
Czynnikiem, który może łagodzić ewentualne negatywne skutki dalszego podnoszenia płacy minimalnej w Polsce, jest to, że w najbliższych latach spodziewane jest ożywienie w gospodarce – napędzane zresztą w dużej mierze bezprecedensowym wzrostem siły nabywczej wynagrodzeń, które są pod coraz większym wpływem podwyżek płacy minimalnej. Tymczasem nawet ostatnie kwartały stagnacji gospodarki nie przyniosły załamania popytu na pracowników. Jednocześnie w innych krajach Unii Europejskiej najniższe wynagrodzenia mogą rosnąć nawet szybciej, jeśli unijna dyrektywa płacowa przyniesie oczekiwane skutki – stwierdził w podsumowaniu Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl (jmk)
Foto: Forsal // Shutterstock
Źródło: Money.pl