Własny kanał filmowy w serwisach internetowych daje zyski, ale trzeba się nimi dzielić z fiskusem. Urzędnicy nawet po latach zażądają zapłaty podatku, i to z odsetkami. Nie pomogą tłumaczenia, że nie prowadzimy firmy.
Coraz więcej osób, zachęconych informacjami, że na filmikach w sieci można zarobić krocie, próbuje swoich sił w internecie. Niestety, wiele z nich nie ma świadomości, że jest podatnikami VAT. Dowiadują się o tym dopiero wtedy, gdy zainteresuje się nimi fiskus. Konsekwencje mogą być przykre konieczność wstecznego rozliczenia się jak przedsiębiorca i spore zaległości podatkowe.
Podstawowy problem to brak jasnych kryteriów, od kiedy działalność np. na YouTube staje się profesjonalna na tyle, by była uznana za działalność gospodarczą, która skutkuje koniecznością zapłaty PIT i VAT.
Wątpliwości dotyczą też tego, na rzecz kogo youtuber świadczy usługę reklamową: odbiorcy krajowego czy zagranicznego. A to zależy od tego, w jakim kraju jest opodatkowana usługa reklamowa. Także zakładając swój kanał, który zaczyna nam generować zyski na platformie należy zainteresować się czy czasem nie musimy odprowadzić należnego podatku.
M.S.
Źródło: rp.pl
Zdjęcie: pracawsieci.net