Oficjalnie przeciętne wynagrodzenie w lipcu osiągnęło rekordowy poziom prawie 6,8 tys. zł brutto. Dotyczy to jednak tylko 6,5 mln z 17 mln pracujących w Polsce. Na dodatek, zatrudnienie w branżach, w których płaci się powyżej średniej, nie przekracza miliona. Sprawdzono, jak GUS liczy płace, kto zawyża statystyki i jak ma się to do podwyżek cen. Ekonomiści szacują, że po "oczyszczeniu" danych wzrost zarobków był w lipcu wyraźnie mniejszy.
Od pewnego czasu trwa wyścig między wynagrodzeniami i inflacją. Argument o tym, że zarobki rosną szybciej od cen, był jednym z kół ratunkowych rządu. Stracił go po publikacji danych GUS za maj i czerwiec, gdy dynamika cen przebiła podwyżki płac. Niespodziewanie statystyki za lipiec pokazały znowu skok w zarobkach – podał serwis Businessinsider.com.pl
Przypomniano, że piątek okazało się, że przeciętne wynagrodzenie w przedsiębiorstwach w lipcu 2022 r. wzrosło o 15,8 proc. rok do roku i wynosiło 6 tys. 778 zł 63 gr brutto. To spore zaskoczenie, bo ekonomiści oczekiwali 13,3-proc. podwyżek przy inflacji na poziomie 15,6 proc. Dane GUS rozgrzały nie tylko ekonomistów, ale też media społecznościowe i fora, na których (delikatnie mówiąc) podano w wątpliwość statystyki, z których wynika, że przeciętne wynagrodzenia sięga w Polsce prawie 6,8 tys. zł brutto. Pojawiły się np. wyliczenia, z których wynika, że przy stałym, blisko 16-proc. wzroście zarobków w skali roku, za 18 lat miesięczna wypłata byłaby na poziomie 95 tys. zł brutto, co dałoby rocznie ponad milion złotych. Postanowiono więc przyjrzeć się bardziej szczegółowym danym na temat płac i odkłamać kilka elementów – czytamy w informacji serwisu Businessinsider.com.pl
Należy zacząć od ukazania, jak urzędnicy obliczają przeciętne wynagrodzenie. Dzięki temu będzie łatwiej zrozumieć ostatnie wyniki.
Po pierwsze kwota prawie 6,8 tys. zł brutto odnosi się do tzw. sektora przedsiębiorstw. Statystyki pochodzą z firm zatrudniających co najmniej 10 pracowników, w których prowadzona jest działalność gospodarcza zaklasyfikowana do wybranych rodzajów działalności PKD 2007. W związku z tym badanie nie obejmuje m.in. administracji publicznej, edukacji, opieki zdrowotnej, pomocy społecznej i całej masy małych i mikrofirm. W efekcie średnie wynagrodzenie w praktyce wyliczane jest na podstawie zarobków 6,5 mln pracowników, podczas gdy w sumie pracuje w Polsce prawie 17 mln osób – wskazał serwis.
Po drugie do wynagrodzeń wliczane są różnego rodzaju premie kwartalne, półroczne, motywacyjne, jubileuszowe, a w lipcu — jak zauważa sam GUS — mieliśmy też nagrody z okazji Dnia Leśnika czy
Dnia Energetyka oraz np. wypłaty odpraw emerytalnych, które obok wynagrodzeń zasadniczych także zaliczane są do składników wynagrodzeń. Są one najczęściej skierowane tylko do kilku wybranych zawodów – wylicza Businessinsider.com.pl
Po trzecie w ramach poszczególnych branż brany jest pod uwagę cały przekrój pracowników. Od zatrudnionych na najniższych stanowiskach, aż po kierowników i menedżerów – wskazano dalej.
Po czwarte przeciętne wynagrodzenie wyliczane jest najpierw dla poszczególnych branż. Następnie średnia krajowa to po prostu średnia ważona, gdzie brany jest pod uwagę procentowy udział osób zatrudnionych w danym sektorze – wyjaśnił portal.
Warto więc zwrócić uwagę na ogromne różnice w zarobkach wynikające z takiej, a nie innej metodologii obliczeń. W sekcji "rolnictwo, leśnictwo, łowiec¬two i rybactwo", gdzie w przeliczeniu na pełne etaty jest 33 tys. pracowników, zarobki z uwzględnieniem wszelkim premii w zaledwie miesiąc zwiększyły się o 62,6 proc. do 11 tys. 910 zł 56 gr brutto. Miesiąc wcześniej w statystykach widniała kwota 7 tys. 323 zł 11 gr brutto.
Na uwagę zasługuje też "górnictwo i wydobywanie", gdzie pracę ma około 98 tys. osób. Tam w miesiąc średnie wynagrodzenie podskoczyło o 26,1 proc. (w rok o prawie 82 proc.) do 14 tys. 975 zł 43 gr brutto. W porównaniu z czerwcem wyszło ponad 3 tys. zł brutto podwyżki. W podobnej skali zaszły zmiany też np. w sekcji "wytwarzanie i zaopatrywanie w energię elektryczną, gaz, parę wodną i gorącą wodę".
Powyżej przeciętnego wynagrodzenia zarabiają jeszcze m.in. informatycy (sekcja "informacja i komunikacja"), zatrudnieni w obsłudze nieruchomości i szeroko rozumiani naukowcy i technicy ("działalność profesjonalna, naukowa i techniczna"). W sumie zatrudnienie w dotychczas wymienionych branżach nie przekracza miliona etatów (wychodzi około 914 tys.). Z kolei ponad 5,5 mln pracowników zarabia poniżej średniej wskazanej przez GUS – zaznaczono w treści.
Zdecydowanie najliczniejsze "przetwórstwo przemysłowe" ma prawie 2,4 mln etatów i tam przeciętne wynagrodzenie w lipcu było na poziomie 6 tys. 289 zł brutto. To prawie 500 zł mniej niż średnia krajowa.
Ciągle też w "pozostałej działalności usługowej" i "administrowaniu" przeciętne zarobki krążą wokół 5 tys. zł brutto. Do nich zaliczają się m.in. fryzjerzy, kosmetyczki, trenerzy fitness, pracownicy pralni, specjaliści od napraw sprzętów, pracownicy call center, sekretarki, osoby zajmujące się sprzątaniem itp. Lista jest długa i obejmuje ponad 430 tys. zatrudnionych – wskazał serwis.
W takiej sytuacji warto zrobić porządki w danych GUS i dokonać kilka przetasowań. Wnioski są bardzo ciekawe – wskazał Businessinsider.com.pl.
Z pomocą przychodzą ekonomiści banku Pekao, którzy w celu "uchwycenia" fundamentalnego wzrostu wynagrodzeń "oczyścili" dane GUS z efektu premii w górnictwie i energetyce. Policzyli "bazowy" wzrost wynagrodzeń i wyszło im, że rok do roku podwyżki płac wyniosły 13,5 proc. To dynamika o 2,3 pkt proc. niższa od średniej krajowej. W ostatnich latach różnice nie były aż tak duże – zaznaczono w treści.
Gdybyśmy uwzględnili 13,5-proc. podwyżkę płac zamiast oficjalnych 15,8 proc., przeciętne wynagrodzenie w lipcu nie sięgałoby 6,8 tys. zł brutto, a zamiast tego byłoby bliżej 6,6 tys. zł. – wskazano dalej.
Co więcej, po wyłączeniu kilku branż, w których odnotowano nadzwyczajnie wysokie wzrosty płac w skali miesiąca, średnia ważona wynagrodzeń byłaby jeszcze niższa — wyniosłaby 6 tys. 516 zł brutto.
Można jeszcze pokusić się o wyłączenie ze statystyk informatyków, którzy z górnikami czy leśnikami zdecydowanie zawyżają wynagrodzenia. W takiej sytuacji średnia ważona wynagrodzeń z pozostałych 11 sekcji (na wszystkie 15 wyszczególnianych przez GUS) jest na poziomie 6 tys. 280 zł brutto, a średnia arytmetyczna to 6 tys. 180 zł brutto – czytamy.
Dotychczas skupiano się na nominalnych wynagrodzeniach. Za sprawą bardzo wysokiej inflacji od kilku miesięcy wiele mówi się o realnym wzroście płac. Co z tego, że w czerwcu zarobki w Polsce zwiększyły się rok do roku o 13 proc., skoro w tym samym czasie ceny wzrosły średnio o 15,5 proc. W takiej sytuacji typowy pracownik był stratny 2,5 pkt proc. W lipcu wyszliśmy minimalnie na plus (o 0,2 pkt proc.), ale tylko oficjalnie – napisano dalej.
Biorąc pod uwagę wzrost płac oczyszczony przez ekonomistów Pekao z premii i bonusów (13,5 proc.), realnie przeciętne wynagrodzenie zmniejszyło się o 2,1 pkt proc. Podobny bilans wychodzi w samym "budownictwie", "informacji i komunikacji" czy "działalności naukowej".
Są jednak branże, w których pracownicy znacznie bardziej odczuwają inflację. W lipcu najgorzej wypadła "pozostała działalność usługowa". Tu w skali roku podwyżki wyniosły 3,5 proc., więc realnie zarobki spadły o ponad 12 pkt proc. Ponad 6 pkt proc. pod kreską są zatrudnieni w sekcji "gospodarowanie ściekami i odpadami, rekultywacja", a po 5 pkt proc. stracili pracownicy handlu czy ludzie od obsługi nieruchomości.
"W naszej ocenie w kolejnych miesiącach przeciętne wynagrodzenie będzie zapewne rosło wolniej niż inflacja. Słabnąca koniunktura ogranicza dotkliwość braków kadrowych, a w otoczeniu gorszego popytu firmy będą mniej skłonne do spełniania żądań płacowych" — ocenili ekonomiści PKO BP.
Wskazali, że pomimo lipcowej poprawy dynamiki realnego funduszu płac, dochody z pracy nie będą wspierały wzrostu konsumpcji.
"Na dziś wydaje się, że kwestia ewentualnych renegocjacji wynagrodzeń w związku z inflacją ścigać się będzie z obserwowanym spowolnieniem gospodarczym. Im bliżej końca roku (coraz bardziej widoczne spowolnienie), tym siła negocjacyjna pracowników będzie słabsza" — przyznali eksperci mBanku.
Dodali jednocześnie, że w najbliższych miesiącach argumentów po stronie pracowników będzie wciąż sporo.
"Argumentów za wyraźnym spadkiem dynamik wynagrodzeń w kolejnych kwartałach, przynajmniej w naszym scenariuszu, ubyło po piątkowych danych" — podkreślili. (jmk)
Foto: Money.pl
Źródło: Businessinsider.com.pl