Prezes NBP zaskoczył rynek, zapowiadając, że obniżki stóp procentowych mogą nadejść dopiero w 2026 r. Gdyby faktycznie tak się stało, co nie jest wcale przesądzone, oznaczałoby nie tylko wciąż bardzo wysokie raty kredytów płaconych przez gospodarstwa domowe i firmy, ale też negatywnie wpływałoby na wzrost gospodarczy. Byłoby to również utrudnieniem dla Ministerstwa Finansów. Rząd musi bowiem sfinansować wielki deficyt, a brak obniżek stóp oznaczałby jeszcze większy koszt obsługi długu – wskazał serwis Businessinsider.com.pl
Wiele czynników wpływa na koszty obsługi zadłużenia. Jednym z nich, obok wielkości samego długu i decyzji głównych banków centralnych, jest poziom stóp NBP – napisano.
Rząd zakładał spadek stóp i brak realizacji tego scenariusza byłby złą wiadomością dla budżetu, przynosząc wzrost kosztów liczony w miliardach
W całym 2024 r. na obsługę długu wydamy rekordowe 90 mld zł, czyli 2,3 proc. rocznego PKB. W 2025 r. może to być odpowiednio 113 mld zł i 2,6 proc.
Na razie jednak rynki nie zakładają zupełnego braku obniżek stóp w 2025 r. Inwestorzy wciąż wyceniają ok. 1,25 pkt proc. obniżek w przyszłym roku – zaznczono.
Obserwatorzy życia gospodarczego i zwykli kredytobiorcy mogli być mocno zaskoczeni czwartkową konferencją Adama Glapińskiego. Prezes NBP znowu zmienił retorykę i nie twierdzi już, że dyskusja o obniżkach stóp może nadejść w marcu 2025 r. Teraz sygnalizował, że przesuwa się ona na jesień 2025 r., co jego zdaniem może w praktyce oznaczać cięcia kosztu pieniądza dopiero w 2026 r. - podał serwis.
Sprawa staje się przedmiotem sporów politycznych. Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej na prezydenta w wyborach, które odbędą się w maju 2025 r., zarzucał prezesowi Glapińskiemu niekompetencję.
— Wzywam prezesa NBP do obniżenia stóp procentowych — mówił na wiecu w Gliwicach.
I choć nie jest pewne, czy faktycznie w 2025 r. stopa referencyjna pozostanie nietknięta na poziomie 5,75 proc. (jest na nim od października 2023 r.), to tak restrykcyjna polityka pieniężna miałaby negatywny wpływ na budżety gospodarstw domowych i aktywność polskiej gospodarki. Oczywiście głównym celem NBP jest sprowadzenie inflacji do celu, ale sporo ekonomistów uważa, że warunki makroekonomiczne powinny pozwolić na obniżki od wiosny 2025 r. Dłuższe utrzymywanie wysokich stóp to także nie najlepsza wiadomość dla Ministerstwa Finansów, bo może przełożyć się na jeszcze wyższe koszty obsługi zadłużenia - podkreślono.
Kluczowe dla resortu finansów będzie nie tylko to, co ostatecznie zrobi RPP w sprawie stóp procentowych, ale najpierw także to, jak jej ruchy przewidywać będzie rynek. Bo to na podstawie oczekiwań inwestorów ukształtują się rentowności kolejnych emisji obligacji skarbowych, które z kolei wpłyną na koszt obsługi długu w kolejnych latach – zauważył serwis.
Zaskakujący zwrot prezesa NBP motywowany politycznie? Obniżki stóp możliwe po wyborach – napisano.
— Na razie reakcja rynku na pivot prezesa Glapińskiego jest niewielka. Wcześniej inwestorzy zakładali, że w 2025 r. stopy w Polsce zostaną obniżone łącznie o 1,5 pkt proc., teraz spodziewają się ruchu w dół o 1,25 pkt proc. Ostrożnie reagują na kolejne zmiany narracji prezesa NBP. Skupiają się głównie na czynnikach makroekonomicznych i na trendach na rynkach bazowych. Dlatego nie dowierzają w pivot prezesa i wciąż zakładają, że obniżki stóp zaczną się w Polsce w I połowie 2025 r., gdy może dojść do dwóch cięć po 0,25 pkt proc. — mówił Piotr Bartkiewicz, ekonomista Banku Pekao.
Zdaniem ekonomistów Santander Banku Polska prezesowi Glapińskiemu, który jest również przewodniczącym RPP i jego głos jest decydujący w przypadku remisu na głosowaniu (organ ten liczy dziesięć osób), powinno być łatwo zablokować obniżki stóp (oczywiście o ile jego jastrzębie nastawienie się utrzyma, co nie jest pewne). Oprócz głosów jego i prawdopodobnie Joanny Tyrowicz potrzeba do tego zaledwie trzech innych członków Rady – stwierdzono dalej.
Warto jednak zauważyć, że z RPP po głośnym wystąpieniu prof. Glapińskiego napływają dość różne głosy. Ireneusz Dąbrowski, wypowiadający się zwykle zgodnie z szefem NBP, podtrzymał opinię, że cięcie będzie możliwe w III kwartale 2025 r., ale dodał, że decyzja ta niekoniecznie musi być przesunięta na 2026 r. (wbrew temu, co na konferencji w czwartek powiedział prezes Glapiński). Bardzo jastrzębio wybrzmiał komentarz Gabrieli Masłowskiej, która powiedziała, że obniżki stóp procentowych to raczej perspektywa drugiego półrocza 2025 r. lub nawet I kwartału 2026 r. Dodała, że ewentualne łagodzenie polityki pieniężnej musi być stopniowe – czytamy w treści.
RPP utrzymuje stopę referencyjną NBP na poziomie 5,75 proc. od października 2023 r. włącznie. Dotychczas dominującym scenariuszem był start obniżek wiosną 2025 r. | opracowanie własne na podstawie danych GUS i NBP - przypomniano.
Cezary Kochalski podtrzymał, że dyskusja o obniżkach będzie możliwa w marcu 2025 r., a w określonych okolicznościach już wtedy mógłby ją poprzeć. Zastrzegł jednak, że nie jest pewny, czy w marcu lub w kolejnych miesiącach będą spełnione do tego warunki. W podobnym tonie wypowiedział się Henryk Wnorowski, który stwierdził, że planowane na IV kwartale 2025 r. odmrożenie cen energii (mogącego podbić inflację, czego tak obawia się prezes Glapiński) nie przekreśla możliwości rozpoczęcia dyskusji o obniżkach stóp marcu 2025 r., po zapoznaniu się z najnowszą projekcją inflacji - podkreślono.
Także Ludwik Kotecki powtórzył, że rozmowy o obniżaniu stóp mogą się rozpocząć w marcu, bo gospodarka nie odbija i presja inflacyjna jest mniejsza od oczekiwań. Dodał, że decyzje dotyczące mrożenia cen energii mają charakter administracyjny, dodatkowo wcale nie jest pewne, że w październiku 2025 r. cena prądu będzie wyższa niż we wrześniu (bo sytuacja na rynku energii jest lepsza). Podkreślił, że poglądy dotyczące ścieżki stóp, wyrażone przez prezes Glapińskiego na ostatniej konferencji, nie odzwierciedlają stanowiska RPP i w jego ocenie mogły być motywowane politycznie - zasugerowano.
Przemysław Litwiniuk w poniedziałek w TOK FM wskazał, że nie jest przywiązany do dat podanych przez prezesa NBP. W jego opinii ciągle niektórzy w radzie widzą możliwość obniżenia stóp procentowych w marcu 2025 r. Jego zdaniem warunki do obniżki mogą pojawić się po lipcu 2025 r., czyli po "ustaniu ryzyk cyklu wyborczego" (chodzi o wybory prezydenckie, których wynik będzie znany prawdopodobnie po czerwcowym posiedzeniu RPP) - napisano.
Wbrew słowom prezesa Glapińskiego rynki nie zakładają, że obniżek stóp w 2025 r. nie będzie. — Zatem wpływ niewielkiego obecnie przesunięcia ścieżki cięć w małym stopniu przełoży się na wzrost kosztów obsługi długu w najbliższych latach. Poza tym to działa w dwie strony: gdyby rynki w obecnych warunkach wyceniały bardziej "upartą" RPP, niechętną do obniżek, to wyższe rentowności obligacji o krótszym terminie zapadalności powinny być równoważone przez niższe rentowności papierów długoterminowych — mówił Piotr Bartkiewicz.
Dodał, że polski budżet i tak funkcjonuje przy wysokich stopach procentowych, a teraz kluczowa dla kosztów obsługi zadłużenia jest jego wielkość nominalna. Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w 2023 r. dług sektora instytucji rządowych i pozarządowych (tzw. EDP, szersza miara stosowana przez Eurostat) wzrósł o 178 mld zł, do 1,69 bln zł. To nie koniec, bo ze względu na spory deficyt, w latach 2024 i 2025 przyrost ma sięgnąć odpowiednio aż 295 mld zł i 391 mld zł. To oznaczałoby wzrost wskaźnika długu do PKB do 54,6 proc. na koniec 2024 r. z niespełna 50 proc. w 2023 r. oraz do 58,4 proc. w 2025 r. (i lekkie przebicie konstytucyjnego progu ostrożnościowego 60 proc. w 2026 r.) - wskazano w treści.
Prognoza na lata 2024-2028 opiera się na danych MF (Średniookresowy Plan Budżetowo-Strukturalny na lata 2025-2028) - zaznaczono.
— Zmniejszenie wycen rynkowych cięć o 0,25 pkt proc. przy długu sięgającym 60 proc. PKB oznacza wyższe koszty obsługi długu jedynie o 0,1-0,2 pkt proc. w relacji PKB — oszacował ekspert Banku Pekao.
Gdyby jednak rynek uwierzył Glapińskiemu i RPP faktycznie w ogóle nie obniżyła stóp w 2025 r., wtedy koszt finansowania urósłby w większym stopniu. Biorąc pod uwagę skalę przyrostu polskiego długu, różnica w oprocentowaniu długu rzędu 1,5 pkt proc. w 2025 r. byłaby warta około 33 mld zł. Podkreślić należy, że brak obniżek o wspomniane 1,5 pkt proc. nie przełożyłby się od razu i wprost na średnią wartość odsetek - czytamy.
Rząd przyjął, że średnie oprocentowanie długu w 2025 r. wzrośnie do 5,2 proc. z 4,9 proc. w 2024 r. oraz 4,7 proc. zanotowanych w 2023 r. Jednak resort finansów założył jednocześnie "wsparcie" z NBP w postaci cięcia stóp. Podano bowiem, że w prognozach na lata 2025-2027 uwzględniono założenia dotyczące stóp procentowych, bazujące na danych rynkowych z ankiety Refinitiv z końca lipca 2024 r. W przypadku stopy referencyjnej NBP mediana zakładała stopniowy spadek do 4 proc. w 2026 r. z 5,75 proc. obecnie. W latach 2026-2028 przyjęto konserwatywne założenie utrzymania się poziomu stóp procentowych na poziomie z 2026 r. - wskazano dalej.
Decyzje NBP to oczywiście niejedyny czynnik, wpływający na wycenę polskiego długu. Znaczenie mają również zewnętrzne aspekty takie jak sytuacja na rynkach bazowych (nastroje inwestorów i to, co robią czołowe banki centralne, takie jak Fed czy EBC) czy ryzyko geopolityczne, ale też wewnętrzne, takie jak wiarygodność kredytowa Polski, na którą wpływa m.in. sytuacja fiskalna (poziom zadłużenia, wielkość deficytu), tempo wzrostu PKB, stabilność instytucjonalna itd - wyróżniono.
Według przyjętego na początku października przez rząd Średniookresowego Planu Budżetowo-Strukturalnego oraz uchwalonej pod koniec września Strategii Zarządzania Długiem Sektora Finansów Publicznych na lata 2025-2028, koszt obsługi długu publicznego w 2024 r. ma wzrosnąć do 2,3 proc. PKB z 2,1 proc. w 2023 r. Dla porównania w latach 2010-2020 wskaźnik ten oscylował wokół 1,2 proc. Będzie jeszcze gorzej: według prognoz MF wskaźnik ten zwiększy się do 2,6 proc. i 2,5 proc. w latach odpowiednio 2025 i 2026.
Stopy procentowe z opóźnieniem przekładają się na kasowe koszty obsługi długu. Kluczowym czynnikiem stojącym za ich wzrostem jest spory przyrost długu przy wysokich stopach. Wysoko oprocentowane i liczne emisje obligacji zastępują papiery emitowane w czasie niższych stóp — wyjaśniał Piotr Bartkiewicz.
Z danych MF wynika, że prawie jedna piąta wartości zadłużenia ma stałe oprocentowanie, a średnia zapadalność polskiego długu to ok. pięciu lat.
Nominalnie na obsługę długu w latach 2015-2020 płaciliśmy co roku około 30 mld zł. W 2023 r. kwota ta urosła do około 75 mld zł, po raz pierwszy w historii przekraczając próg 50 mld zł. Kolejna bariera padnie w całym 2024 r., gdy dotrzeć może do 90 mld zł. W latach 2025 i 2026 ma to być odpowiednio 113 mld zł i 108 mld zł. W sumie koszty obsługi długu w pięciu latach (2022-2026) pochłoną ponad 430 mld zł. Dla porównania w poprzednich pięciu latach 2017-2021 było to tylko 142 mld zł - przypomniano.
Zadłużenie w ostatnich latach rośnie m.in. ze względu na wydatki związane z pandemią, wzrost świadczeń społecznych i duże koszty wzmocnienia armii - ustalono. |
Warunki dla MF są teraz dużo trudniejsze niż w poprzednich latach, gdy nominalny PKB rósł w wysokim tempie, a stopy procentowe były niskie. Teraz nominalny wzrost gospodarczy sięga 6-7 proc., stopy procentowe są wysokie i perspektywy na ich wyraźne obniżki pozostają odległe. Kluczowe dla MF są również realne stopy procentowe: średnie oprocentowanie długu publicznego w stosunku do inflacji. Ta relacja znacząco się pogorszyła w ostatnich kwartałach, znowu realne stopy są dodatnie. Spadek inflacji powoduje również negatywny wpływ na nominalne dochody podatkowe państwa — dodał w podsumowaniu ekspert Banku Pekao. (jmk)
Foto: Money.pl // FLickr, NBP
Źródło: Businessinsider.com.pl