Wartość oszczędności na rachunkach bankowych przekroczyła 1 bilion złotych, a ich posiadacze wciąż nie mają dobrej alternatywy ich ulokowania. Część posiadaczy oszczędności próbuje szukać miejsca dla nich w obligacjach oszczędnościowych, których sprzedaż może osiągnąć w marcu rekord.
Już dziś wiadomo, że rekordowy poziom sprzedaży padnie w przypadku obligacji trzymiesięcznych, bo Ministerstwo Finansów wydało aneks do listu emisyjnego i zwiększyło wartość dostępnych papierów z 2 mld złotych do 3 mld zł. Po raz pierwszy bariera miliarda złotych dla jednej serii padła w styczniu ub.r., ale wtedy inwestorzy szturmowali czteroletnie papiery indeksowane inflacją. Teraz chętniej stawiają na obligacje trzymiesięczne, oprocentowane znacznie niżej, bo na 0,5 proc. Szturm możemy powiązać z wycofaniem oferty depozytowej przez dwa największe banki w Polsce – obligacje trzymiesięczne mogą być od biedy traktowane jako zamiennik rachunku oszczędnościowego lub trzymiesięcznej lokaty.
Ale dwa miliardy złotych od biliona to wciąż tylko dwa promile. Nawet jeśli promili uzbiera się trzy, cztery lub sześć, a wartość wszystkich wyemitowanych obligacji oszczędnościowych przekroczy 50 mld zł jeszcze w I półroczu (na koniec stycznia było to 42,9 mld zł, o 1,3 mld zł więcej niż w grudniu), Polacy wciąż będą woleli oszczędności trzymać w bankach niż wiązać się z jakimkolwiek produktem rynku kapitałowego. Być może to jest właśnie cena afer, zaniedbań i misselingu z poprzednich lat, nie chodzi jednak o wskazywanie winnego, ale o odpowiedź na popyt, który zdaje się buzować pod powierzchnią oprocentowanych na 0,01 proc. produktów bankowych. Od czasu do czasu popyt znajduje ujście w ofercie rynkowej, ale są to wszystko zaledwie szpary. Lutowa emisja publiczna Kruka (ostatnia z publicznych emisji) wyceniana jest na Catalyst na 102,65 proc. i oferuje 3,6 proc. brutto. Tak tanio inwestorzy są dziś skłonni lokować pieniądze na pięć lat, w dodatku biorąc na siebie ryzyko stopy procentowej (obligacje mają stałe oprocentowanie). Ale mało kto z tych możliwości korzysta, a emisja Kruka warta jest zaledwie 20 mln zł. Dwa promile z dwóch miliardów, które trafiły już do skarbu państwa w zamian za 0,5 proc. odsetek naliczanych przez kwartał.
Inwestorzy nie mają co kupować również na Catalyst, bo rynek został przetrzebiony regulacjami i wyraźnym spowolnieniem emisji w latach 2018-20. Starsze serie zapadają, a nowych jest zbyt mało, żeby je zastąpić lub nie są adresowane do inwestorów indywidualnych. Obrót utrudniają wysokie nominały, szczególnie papierów bankowych. Pod koniec ub.r. obserwowaliśmy wysyp tzw. małych emisji publicznych, często jednak oferujących ponadprzeciętne ryzyko, za które premie kasowali oferujący naliczając słone opłaty za uplasowanie emisji.
Być może pewnym rozwiązaniem okaże się publiczna oferta funduszy inwestycyjnych zamkniętych, także skoncentrowanych na ryzyku kredytowym, ale – w odróżnieniu od inwestorów indywidualnych – zarządzający nimi są w stanie je wycenić i nim zarządzać. Dobra wiadomość z tego tygodnia to zatwierdzenie prospektu dla FDK Rentier FIZ (po ponad dwóch latach od złożenia wniosku), zarządzanego przez CVI DM, największy w naszym regionie niezależny podmiot wyspecjalizowany w inwestycjach wysokodochodowe obligacje przedsiębiorstw. Bilateralne umowy z emitentami o objęciu emisji powodują, że fundusze tego typu mogą kasować pełnię premii za ryzyko (nie ma pośredników lub ich rola jest ograniczona do doradztwa prawnego i działań administracyjnych). Nie wiemy tylko jednego – czy ich oferta przyjmie się na rynku.
Emil Szweda, Obligacje.pl