Umocnienie obligacji skarbowych i informacje o odbiciu w sprzedaży mieszkań przełożyły się na wzrost notowań obligacji korporacyjnych na Catalyst (w tym obligacji deweloperów). Ale plasowanie obligacji wciąż jest drogie i trudne.
Na koniec roku aktywa obligacji korporacyjnych spadły poniżej 8 mld zł wobec 14 mld zł rok wcześniej i prawie 16 mld zł we wrześniu 2021 r. W istocie zła passa trwa od lutego 2018 r. (w marcu 2018 r. wybuchła afera GetBacku), kiedy po raz ostatni aktywa tej grupy funduszy przekraczały 20 mld złotych. Spadek aktywów oznacza, że emitentom bardzo trudno jest dziś pozyskać finansowanie, nawet rozmowy o refinansowaniu zapadających obligacji podejmowane są niechętnie, o czym wiemy także z naszych rozmów z emitentami i oferującymi.
Mimo to, wyceny na Catalyst wyraźnie wzrosły w ostatnich tygodniach, w przypadku najniżej wycenianych obligacji deweloperów przesunięcia sięgają kilku punktów procentowych. Częściowo może to być zasługą wzrostu notowań obligacji skarbowych (rentowność obligacji dziesięcioletnich oscyluje wokół 6 proc. wobec 9 proc. trzy miesiące temu) czy też – w szerszym ujęciu – większej tolerancji dla ryzyka wśród inwestorów, czego dowodów dostarczyły szybko rosnące indeksy giełdowe. Jednak postrzeganie rentowności obligacji korporacyjnych rzadko zależy od zbiorowego nastawienia inwestorów, a najczęściej od indywidualnej kondycji każdego z emitentów z osobna. Dlatego największy wpływ na notowania, szczególnie obligacji deweloperów, mogły mieć doniesienia o rosnącej sprzedaży mieszkań w końcówce roku, potrwierdzone później raportami bieżącymi.
Raporty o sprzedaży i przekazaniach nie są tak szczegółowe jak raporty okresowe, ale inwestorzy mieli okazję przypomnieć sobie, że kondycja deweloperów obecnych na Catalyst jest w gruncie rzeczy całkiem niezła, a obawy związane z topniejącym saldem gotówki widoczne po publikacji raportów za I półrocze i trzeci kwartał mogły być wyolbrzymione wobec faktu, że to na IV kwartał przypada zazwyczaj największa liczba przekazań i – w związku z tym – napływ gotówki oraz poprawa wskaźników zadłużenia. I nawet jeśli deweloperzy nie mogą w tej chwili liczyć na finansowanie ze strony funduszy inwestycyjnych, to wciąż zachowali zdolność do obsługi i spłaty istniejącego zadłużenia za sprawą realizowanych inwestycji sprzedawanych w okresie boomu. Dobry przykład dał Lokum Deweloper, który wykorzystał napływ gotówki do przedterminowego skupu własnych obligacji – utrzymywanie dwucyfrowo oprocentowanych papierów jest po prostu drogie, jeśli pieniądze nie są angażowane do pracy na wyższym zwrocie operacyjnym.
Poprawa notowań nie oznacza oczywiście, że problemy zniknęły. Nikt lub prawie nikt nie może być dziś pewny pozyskania refinansowania nie wspominając o zdobyciu nowych środków. Otwarte na obligacje są portfele inwestorów indywidualnych, ale dotarcie do nich jest relatywnie drogie (średnio 3,7 proc. w ramach emisji realizowanych na podstawie prospektów emisyjnych), a efekt niepewny. A odbicie sprzedaży mieszkań nie musi być trwałe.
Obecnie jednak inwestorzy mają powody do zadowolenia, także ci, którzy pozostali uczestnikami funduszy dłużnych. Najlepsze z nich zarobiły ponad 30 proc. (to nie pomyłka, ponad trzydzieści procent), na odbiciu z ostatnich trzech miesięcy, a pięćdziesiąt z nich zarobiło w tym czasie więcej niż 10 proc. Stopy zwrotu przyciągną zapewne nowych inwestorów i sytuacja także na rynku pierwotnym będzie miała szasnę się poprawić.
Foto: Puls Biznesu