Odczytana przez inwestorów zapowiedź ograniczenia skupu aktywów przez Fed zadziałała na rynki obligacji tak, jakby banki centralne zamierzały zwiększyć skalę skupu – ceny rosły, a rentowności spadały.
Rentowność niemieckich obligacji dziesięcioletnich spadła do minus 0,5 proc., co w zasadzie wymazuje cały wiosenny rajd (do minus 0,1 proc.). Amerykańskie papiery jeszcze w piątek przed tygodniem osiągały 1,37 proc., ale siedem dni później było to już 1,23 proc. A przecież okoliczności zdają się wskazywać na scenariusz wprost przeciwny – kolejne dane o inflacji z niemal każdego zakątka świata zaskakują skalą tempa wzrostu cen (w każdym razie przekraczają uśrednione oczekiwania ekonomistów), a jeszcze przed rozpoczęciem tygodnia dziennikarze CNBC podsumowali wypowiedzi członków rady gubernatorów Fed i doszli do wniosku, że opcja opowiadająca się za rozpoczęciem ograniczenia skupu aktywów przez Fed ma już większość. Pytaniem jest tylko tempo i skala cięć. Publikacja protokołu z ostatniego posiedzenia FOMC potwierdziła spekulacje dziennikarzy.
A mimo to, z każdym kolejnym dniem rentowności obligacji spadały, a ich ceny rosły. Jak wytłumaczyć ten paradoks? Być może chodzi tylko o strach inwestorów z rynków akcji i surowców. To w działaniach banków centralnych upatruje się przyczyn wzrostu indeksów. Inwestorzy, którzy wycofywali się z rynków akcji starali się ulokować bezpiecznie uwolnione środki. Obligacje świetnie się do tego nadają, nawet jeśli grozi im później spadek cen i wzrost rentowności. Ktoś, kto realizuje zyski rzędu 100 proc. z ostatnich 15 miesięcy (takie jest tempo wzrostu indeksów w USA), nie przejmuje się tym, że na obligacjach może stracić 1 czy 2 proc.
W rzeczy samej, jeśli prześledzić napływy środków do funduszy inwestycyjnych, okaże się, że fundusze dłużne w USA od kwietnia zeszłego roku są miesiąc w miesiąc na sporym plusie. Inwestorów zupełnie nie zraża perspektywa zatrzymania skupu obligacji i podwyżek stóp, co obserwatorzy próbują wytłumaczyć rosnącą liczbą starzejących się inwestorów. Wiek emerytalny osiąga pokolenie powojennego baby-boom i zgodnie z podręcznikowymi teoriami, coraz większą część emerytalnych oszczędności lokują w funduszach dłużnych, kosztem akcyjnych.
Czy oznacza to, że cokolwiek zrobi Fed i inne banki centralne, rentowności obligacji pozostaną niskie? Oczywiście, że nie. Od początku pandemii zaangażowanie Fed w obligacje skarbowe wzrosło o 2,6 bln dolarów, a dług USA wzrósł w tym czasie o 5 bln dolarów. Fed kontroluje łącznie 18,5 proc. zadłużenia USA i przez kilkanaście miesięcy był graczem numer jeden na rynku obligacji. Jego wyjście z rynku będzie miało wpływ na rentowności, a być może także wydatki rządu, ale długoterminowy. W perspektywie godzin i dni zwyciężać będą chwilowe potrzeby i emocje.
Czy wszystko, co dzieje się na rynku amerykańskim, koniecznie musi wpłynąć na polski? Wszystko nie, ale kierunek raczej będzie się zgadzał. Zakończenie skupu, a później – jeśli trzeba – podwyżki stóp. Warto zwrócić uwagę na fragment konferencji wynikowej GNB, którego przedstawiciele tłumaczą, że zysk ograniczyła rewaluacja posiadanych obligacji skarbowych. Otóż to – rosnące rentowności zabolą ich posiadaczy w różnym stopniu. Ktoś, kto zabiera pieniądze z rynku akcji nawet tych strat nie poczuje, a ktoś, kto żyje z obligacji, może cierpieć bardziej.
Foto: wGospodarce.pl
Emil Szweda, Obligacje.pl