Od 1 sierpnia zmieniają się zasady zakazu pracy w handlu w niedzielę. Właściciele sklepów nie będą mogli już wykorzystywać przepisów covidowych, które ułatwiały działanie sklepów w niedziele. Zatrudniający wciąż korzystają jednak i zapewne będą korzystać z innych sposobów na obchodzenie ograniczeń – podał serwis Onet.pl.
Od zakazu handlu w niedzielę na stałe obowiązują 32 wyjątki, więc trudno dziwić się, że systematycznie pojawiają się informacje o kolejnych metodach na obchodzenie ograniczeń. Jedną z nich w praktyce umożliwiała specustawa covidowa - czytamy.
W czasie obowiązywania stanu epidemii albo zagrożenia epidemicznego (i przez 30 dni po ich odwołaniu) zakaz handlu nie obejmował prac przy przyjmowaniu, rozładowywaniu i ekspozycji towarów pierwszej potrzeby, czyli np. spożywczych. W niedzielę kasę mógł więc obsługiwać tylko właściciel sklepu albo członkowie jego rodziny, ale w placówce mogli przebywać też pracownicy, którzy np. ustawiali towary na półkach. To w praktyce ułatwiało ich otwieranie w ostatni dzień tygodnia.
Stan zagrożenia epidemicznego został jednak odwołany od 1 lipca 2023 r., więc po 31 lipca znów będą obowiązywać bardziej restrykcyjne ograniczenia niedzielnego handlu. Jakie skutki w praktyce to wywoła dla zatrudniających i pracowników? – wyjaśniono dalej.
Od wtorku 1 sierpnia br. właściciele sklepów nie mogą już polecać zatrudnionym pracy w niedziele, np. przy wspomnianym rozładunku.
— Niektóre sieci handlowe zobowiązywały do tego zatrudnionych. Niedzielna zmiana miała uporządkować sklep po wydłużonych godzinach pracy w sobotę, posprzątać, dołożyć towaru na półki. W praktyce pracownicy musieli przychodzić do pracy w niedzielę, bo właściciele sklepów zatrudniają zbyt mało pracowników w stosunku do potrzeb — wskazał Alfred Bujara, szef handlowej "Solidarności".
Podkreślił jednocześnie, że niektóre sieci nie decydowały się na pracę w niedziele.
— Uporządkowane wcześniej placówki zamykano w soboty np. o godzinie 22. Ich przykład potwierdza, że można lepiej zorganizować pracę, bez niedzielnych grafików. Nie można też pomijać tego, że przepis covidowy przyjęto w początkowym okresie pandemii. Szybko okazało się jednak, że problemy z pełnym zatowarowaniem sklepów trwały w Polsce krótko i jedynie w zakresie niektórych produktów. Tymczasem przepis umożliwiający zlecanie pracy w niedzielę, właśnie z uwagi na epidemiczne problemy, obowiązuje do tej pory. Dobrze, że wreszcie zostanie uchylony. Zabiegaliśmy o to od roku — dodał szef handlowej Solidarności.
Rzeczywiście w praktyce pracodawcy z branży handlowej korzystali na tym, że tak długo obowiązywały przepisy na czas pandemii. Przez trzy lata mogli planować np. zatowarowanie w niedziele, choć w praktyce w okresie pandemii w Polsce nie doszło do znaczących problemów z dostawą towarów - stwierdzono.
W praktyce omawiany przepis covidowy ułatwiał też omijanie ograniczeń w niedzielnym handlu – czytamy dalej.
— Zdarzały się np. przypadki otwierania placówek z kasą samoobsługową, w których przebywał pracownik, ale miał — teoretycznie — zajmować się wyłącznie np. ekspozycją towaru. Często wyłączana była wtedy sprzedaż alkoholu, aby nie było konieczności weryfikowania wieku — wskazał Alfred Bujara.
Oczywiście pracownik nie powinien uczestniczyć w żadnych innych pracach oprócz tych przewidzianych w regulacji covidowej (czyli nie powinien np. pomagać klientom przy obsłudze kasy), ale ryzyko ujawnienia tego typu naruszeń nie było znaczące, zwłaszcza jeśli podwładny sporadycznie podejmowałby takie zadania. Obecność zatrudnionego w sklepie ułatwiała też otwieranie większych placówek.
Właściciel sklepu lub członek jego rodziny mógł stać za ladą i obsługiwać kasę (co jest dozwolone), a w tym czasie zatrudnieni przebywali na terenie sklepu, zajmując się rozładunkiem lub ekspozycją towaru. Od 1 sierpnia nie będzie to już możliwe. Wciąż jednak będą obowiązywać inne przepisy, które ułatwiają unikanie zakazu – wskazał serwis.
Furtką do omijania ograniczeń są wyjątki przewidziane w ustawie o ograniczeniu handlu w niedzielę. Praca w niedzielę jest możliwa m.in.:
• na stacjach paliw,
• w placówkach handlowych, w których przeważająca działalność polega na handlu kwiatami,
• w aptekach i punktach aptecznych,
• w placówkach handlowych, w których przeważająca działalność polega na handlu prasą, biletami komunikacji miejskiej, wyrobami tytoniowymi, kuponami gier losowych i zakładów wzajemnych (czyli w kioskach),
• w placówkach pocztowych, w których przeważająca działalność polega na świadczeniu usług pocztowych,
• w placówkach handlowych w jednostkach prowadzących działalność w zakresie kultury, sportu, oświaty, turystyki i wypoczynku,
• w placówkach handlowych na dworcach i w hotelach.
Początkowo pracodawcy np. podpisywali umowy z operatorami pocztowymi i otwierali swoje sklepy, powołując się na wyłączenie przewidziane dla placówek pocztowych. Ten wyjątek jednak ostatecznie uszczelniono (wprowadzono zasadę, że dana placówka może być otwarta, jeśli co najmniej 40 proc. miesięcznego przychodu uzyskuje ona z usług pocztowych).
— Nie powinniśmy z góry mówić o wykorzystywaniu przepisów w negatywnym kontekście. Jeśli dany przedsiębiorca dostrzegł, że format placówki handlowej, którą prowadzi, umożliwia skorzystania z któregoś z wyjątków od ograniczeń, to czemu nie miał z niego skorzystać? Przecież prawo jest tak sformułowane, wskazuje wyłączenia, w tym np. dla placówek pocztowych. Jeśli przedsiębiorca spełnia warunki do otwarcia placówki, to decydował się na to, a w gestii inspekcji pracy pozostaje sprawdzenie, czy odbyło się to zgodnie z prawem — wskazała Renata Juszkiewicz, prezes Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD).
Związkowcy zwracili jednak uwagę, że wciąż pojawiają się inne próby unikania zakazu np. poprzez prowadzenie działalności kulturalnej w placówkach handlowych (np. wypożyczalni książek) albo otwierania placówek samoobsługowych z pracownikami ochrony (którzy jednak w praktyce wykonują czynności związane z handlem).
— Działa zły przykład. Skoro jedni właściciele otwierali sklepy, powołując się na wyjątki z ustawy, np. dotyczące placówek pocztowych i nie ponieśli negatywnych konsekwencji, to inni też chcą spróbować takiego rozwiązania. Potrzebne jest albo ujednolicone orzecznictwo, które zawęzi próby obchodzenia prawa, albo uszczelnienie ustawy, tak aby ograniczenia nie budziły już żadnych wątpliwości. Przy czym już obecne przepisy wskazują, że sklep może działać np. na stadionie lub w teatrze, a nie na odwrót. Trzeba złej woli, aby tego nie dostrzegać — zauważył Alfred Bujara.
Pracodawcy oceniają tę kwestię z innej perspektywy – wskazał serwis Onet.pl.
— Ustawa dotycząca zakazu handlu i przewidziane w niej wyjątki podzieliły rynek. To dysfunkcyjne prawo, bo jednym umożliwia otwieranie placówek w niedzielę, a innym zabrania. Zakaz miał chronić pracowników, zapewnić im korzystanie z wolnych niedziel, a nie obniżać konkurencyjność firm, dając większe możliwości małym sklepom. Te ostatnie i tak się zamykają — podsumował prezes POHiD. (jmk)
Foto: Business Insider //
Źródło: Onet.pl