Polski przemysł wygląda w tej chwili najgorzej na świecie, przynajmniej jeśli oceniamy go za pomocą wskaźnika PMI. Mamy też załamanie popytu na kredyty w bankach. Jednocześnie wciąż mamy rekordowo niskie bezrobocie, jest też nowa prognoza dotycząca rychłego zakończenia cyklu podwyżek stóp procentowych. A największy w kraju producent prądu zadeklarował, że nie będzie w tym roku próbować podnosić jego ceny dla gospodarstw domowych. Oto pięć najciekawszych wydarzeń w gospodarce teraz.
Sytuacja w polskim przemyśle wygląda coraz gorzej. Sugeruje to indeks PMI obrazujący poziom aktywności właśnie w sektorze przemysłowym. Jego wartość spadła właśnie do 42,1 pkt z 44,4 pkt miesiąc wcześniej. Ekonomiści oczekiwali spadku, ale nie aż tak głębokiego. Odczyt PMI powyżej 50 pkt oznacza ekspansję, a poniżej tego poziomu – recesję. 42,1 pkt to już bardzo wyraźna recesja, to najgorsze dane od maja 2020 r. i pierwszej fali koronawirusa, której towarzyszyły lockdowny. Co więcej: 42,1 pkt to w tym miesiącu najgorsze dane na świecie – wszystkie pozostałe kraje, dla których liczone są te wskaźniki, wyglądają lepiej – informuje serwis Businessinsider.com.pl
Polski przemysł jest dziś w fazie bardzo wyraźnego spadku produkcji i spadku zamówień. Firmy drugi miesiąc z rzędu ograniczają liczbę zatrudnionych pracowników. Z drugiej strony koszty produkcji i ceny wyrobów gotowych rosną w historycznie szybkim tempie. To właśnie podwyższona inflacja, a także niepewny klimat geopolityczny związany z wojną w Ukrainie powoduje spadek popytu na rynkach w Polsce i w Europie. Autorzy badania, czyli S&P Global zauważają jednak, że wspomniany spadek popytu zaczyna przekładać się na mniejszą dynamikę inflacji – wyjaśniał serwis.
Inflacja, choć wciąż wysoka, wyraźnie słabnie – koszty wzrosły w lipcu w najmniejszym stopniu od 20 miesięcy — napisał w komentarzu do wyników badań ekonomista S&P Global Market Intelligence Paul Smith.
Skoro według wskaźnika aktywności PMI polski przemysł wpadł w sporą recesję, to zapewne załamaniu uległ też rynek kredytów dla przedsiębiorstw. Dokładnie taki obraz widać w ankiecie przeprowadzonej wśród banków przez NBP. Ich zdaniem popyt na kredyt na finansowanie inwestycji już spadł, a w kolejnym kwartale zobaczymy jego dalszy istotny spadek – czytamy w informacji.
Bardzo podobna sytuacja jest na rynku kredytów mieszkaniowych – tu też popyt spadł i ma dalej spadać, co będzie reakcją na wyższe oprocentowanie długu, zaostrzenie kryteriów udzielania kredytów (dotyczące m.in. wyliczania zdolności kredytowej), a także pogorszenie sytuacji finansowej w gospodarstwach domowych – czytamy dalej.
Do kompletu mamy jeszcze kredyty konsumpcyjne. Tu banki raportują, że w ostatnim kwartale widać było wprawdzie wzrost popytu, ale w kolejnych trzech miesiącach ma być już jego spadek – pisze serwis.
Jeśli chodzi o presję inflacyjną w polskiej gospodarce, to będzie ona w tym roku nieco mniejsza niż można było oczekiwać, ponieważ największy producent prądu w kraju zadeklarował, że nie będzie składał wniosku o podniesienie taryfy. Niestety obietnica nie dotyczy 2023 r. – prezes Polskiej Grupy Energetycznej Wojciech Dąbrowski powiedział w rozmowie w Polskim Radiu, że jeszcze nie wie, jak spółka zachowa się w przyszłym roku, ale w tym roku Polska Grupa Energetyczna pozostawi ceny na obecnym poziomie.
Urząd Regulacji Energetyki, który analizuje i zatwierdza taryfy z cenami prądu dla gospodarstw domowych, informował ostatnio, że wnioski o podwyżki złożyły Tauron, Energa i Enea, czyli wszyscy oprócz PGE najwięksi producenci energii w Polsce. Ekonomiści obawiają się, że jeśli URE zgodzi się z ich propozycjami i zatwierdzi wyższe ceny, wtedy inflacja, która ostatnio stanęła w miejscu, znów wystrzeli wyżej – prognozuje serwis.
PGE obsługuje 5,5 mln klientów, jej udział w rynku dystrybucji energii w Polsce wynosi 25 proc. – przypomniał Businessinsider.com.pl
Bezrobocie w Polsce od wielu miesięcy jest rekordowo niskie, a mimo to nadal maleje. Według najnowszych danych Eurostatu liczba bezrobotnych w Polsce spadła w czerwcu o 6 tys. osób do 465 tys. Stopa bezrobocia utrzymała się na poziomie 2,7 proc. Niżej jest tylko w Czechach, gdzie wynosi 2,4 proc. Za nami są Niemcy z bezrobociem na poziomie 2,8 proc. – napisano dalej.
Stopa bezrobocia w strefie euro też pozostaje na rekordowo niskim poziomie 6,6 proc., a w całej Unii na poziomie 6,6 proc. Najwyższą, przekraczającą 12 proc. stopę bezrobocia, mają Hiszpania i Grecja - czytamy.
Eurostat mierzy stopę bezrobocia jako odsetek osób w wieku 15-74 lata pozostających bez pracy, zdolnych podjąć zatrudnienie w ciągu najbliższych dwóch tygodni, którzy aktywnie poszukiwali pracy w ciągu ostatnich tygodni, w odniesieniu do grupy wszystkich osób aktywnych zawodowo w danym kraju – napisano dalej.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego, który mierzy to inaczej, stopa bezrobocia mierzona jako odsetek bezrobotnych zarejestrowanych w urzędach pracy wobec wszystkich aktywnych zawodowo, na koniec czerwca 2022 r. wyniosła 4,9 proc. – wyjaśnia portal.
Analitycy z Bank of America zgadzają się z tym, co prezes NBP Adam Glapiński mówił w słynnej już rozmowie na molo w Sopocie kilkanaście dni temu – stopy procentowe w Polsce pójdą w górę jeszcze tylko jeden raz i będzie to podwyżka o mniej niż 50 pb. W rezultacie główna stopa procentowa w banku centralnym zakończy cykl wzrostu na poziomie poniżej 7 proc. – prognozuje serwis
Oznacza to dość istotną zmianę zdania, bo Bank of America do tej pory prognozował, że główna stopa w Polsce dojdzie aż do 8,5 proc. w październiku. Na zmianę poglądów wpłynęły wstępne sygnały tego, że inflacja osiągnęła swój szczyt (w lipcu przestała rosnąć) oraz "ostatni gołębi przekaz z NBP", czyli zapewne właśnie rozmowa z sopockiego molo, a także wypowiedzi prezesa NBP na konferencji po ostatnim posiedzeniu Rady Polityki Pieniężnej w lipcu, gdy wspominał, że zbliżamy się do końca cyklu podnoszenia stóp – skomentowano artykule.
Bank of America widzi jednak jeden dodatkowy warunek do spełnienia, aby scenariusz zakończenia podwyżek już we wrześniu mógł się zrealizować. Tym warunkiem jest siła złotego. Ich zdaniem RPP nie będzie musiała dalej podnosić stóp tylko pod warunkiem, że złoty nie osłabi się względem euro do poziomu 4,9-5 zł. Na razie nic takiego się nie dzieje, a w ostatnich dniach pomimo sygnałów spowolnienia gospodarczego i zakończenia cyklu podwyżek złoty nawet się nieco umacniał. Euro w tej chwili kosztuje 4,72 zł, czyli o ponad 10 gr mniej, niż w połowie lipca – stwierdził portal. (jmk)
Źródło: Businessinsider.com.pl