Seniorzy, którzy wiele lat temu pobierali wcześniejszą emeryturę, nie wiedzieli, że świadczenia te będą im odliczone od "właściwej emerytury". Przez zmiany w prawie w 2012 r. dostają dziś niższe emerytury. Trybunał Konstytucyjny nakazał zmianę przepisów, ale państwo naprawiło swój błąd tylko wobec rocznika 1953. A co z pozostałymi? Jest ich ok. 200 tysięcy.
- Należę do osób poszkodowanych przez ZUS. Takich osób jest znacznie więcej. Chodzi o pieniądze, które ZUS zabiera emerytom z ich indywidualnych kont emerytalnych na podstawie art. 25 ust. 1b Ustawy o emeryturach i rentach z FUS - napisała do serwisu money.pl, emerytowana nauczycielka i czytelniczka.
Jak czytamy w artykule, pani Janina urodziła się w 1956 r. I jak twierdzi, przez całe życie ciężko pracowała na dwóch etatach, w tym nauczycielskim. W 2007 r., kiedy miała 51 lat, dowiedziała się, że jeśli chce zostać w starym systemie emerytalnym i pobierać z niego emeryturę, po osiągnięciu wieku emerytalnego musi zgłosić się do ZUS do końca 2008 r., by poświadczył jej prawo do emerytury.
Co ważne, w tamtym czasie wcześniejsza emerytura kobiet i mężczyzn była powszechna. Mieli do niej prawo ci, którzy ukończyli w przypadku kobiet 55 lat, a mężczyzn - 60 lat. Do tego osoby wykonujące pracę w warunkach szczególnych oraz nauczyciele mieli - na podstawie odrębnych przepisów -możliwość przechodzenia na wcześniejsze świadczenia po spełnieniu kryteriów, m.in. ws. stażu pracy. W przypadku nauczycieli kwestie te reguluje Karta Nauczyciela - czytamy.
Pani Janina zgłosiła się więc do ZUS, wcześniej wypowiadając w szkole umowę o pracę, gdyż był to wtedy warunek uzyskania poświadczenia w ZUS.
Mając już status emerytki, czytelniczka nie przestała pracować i ponownie się zatrudniła. Nie pobierała wcześniejszej emerytury, pomimo że ZUS przyznał jej takie prawo. Emeryturę zaczęła pobierać dopiero w 2010 r. po utracie pracy w szkole, pracując jednocześnie nieprzerwanie od 1981 r. w innym zakładzie pracy.
Były okresy, kiedy zarabiałam więcej niż wynosił dopuszczalny wtedy limit dochodów i ZUS zawieszał mi emeryturę. Były też miesiące, kiedy moje dochody były niższe, wtedy dostawałam część emerytury - wyjaśniała money.pl pani Janina.
W 2017 r. pani Janina osiągnęła powszechny wiek emerytalny (po zmianach przepisów było to 61 lat i dwa miesiące), ale nadal pracowała. Po emeryturę (tę, która należy się ubezpieczonym po osiągnięciu wieku emerytalnego) zgłosiła się do ZUS dopiero w 2022 r. – czytamy dalej.
Wtedy okazało się, że Zakład odliczył jej od zgromadzonego kapitału wszystkie wcześniejsze wypłaty emerytur brutto (czyli kwot przed odliczeniem od nich zaliczki na podatek i składki zdrowotnej). Wyszło, że jej świadczenie jest o 1/3 niższe od tego, które by dostała, gdyby nie pobierała wcześniejszych emerytur nauczycielskich.
W 2012 r. Sejm uchwalił bowiem niekorzystny dla niej wyżej wspomniany przepis (art. 25 ust. 1b Ustawy o emeryturach i rentach z FUS), na którego postawie ZUS miał prawo odliczać od kapitału emerytalnego wszystkie wcześniej pobrane przez emeryta świadczenia. Szkopuł w tym, że przepis wprowadzono dopiero kilka lat po tym, jak pani Janina zdecydowała się na wcześniejszą emeryturę i cofnąć swojej decyzji już nie mogła – czytamy w wyjaśnieniu.
W takiej sytuacji jest ok. 200 tysięcy Polaków. Są to seniorzy, którzy urodzili się w innym roku niż 1953 i korzystali z wcześniejszych emerytur. ZUS potrąca im te wypłaty od ich kapitału. Dlaczego rocznik 1953 jest tu wyjątkiem?
W 2019 r. Trybunał Konstytucyjny rozpatrzył zapytanie sądu w Szczecinie w sprawie kobiety z tego rocznika i orzekł, że "zaskakiwanie obywateli zmianami prawa, odbieranie im praw nabytych" jest sprzeczne z porządkiem prawnym, Konstytucją i zasadami państwa prawa oraz zasadą zaufania do państwa i stanowionego przez nie prawa. Nakazał uchwalenie ustawy naprawczej, ale nie uchylenie samego przepisu – podano w treści.
Taka ustawa weszła w życie 1 stycznia 2021 r., ale tylko w stosunku do rocznika '53. Nie objęła innych pokrzywdzonych. Sądy w całym kraju zostały zalane pozwami od seniorów z innych roczników. Seniorzy napisali apel do rządu, Rzecznika Praw Obywatelskich oraz marszałek i posłów PiS o podjęcie prac nad ustawą, która objęłaby również ich – pisze serwis.
Senatorowie przygotowali w 2020 r. projekt ustawy naprawczej obejmujący wszystkie osoby, które pobierały wcześniejsze emerytury przed styczniem 2013 r., a wiek emerytalny osiągały po 2012 roku. PiS go jednak zablokował.
Sprawozdawcą projektu był senator Marek Borowski. W rozmowie z money.pl przyznał, że pisał do marszałek Sejmu Elżbiety Witek pisma z pytaniami, dlaczego od 2,5 roku projekt ten nie jest procedowany . Za każdym razem otrzymywał wymijającą odpowiedź – czytamy w informacji.
Według senatora Borowskiego polecenie zamrożenia projektu miał wydać premier Mateusz Morawiecki. On również podpisał się pod negatywną opinią rządu nt. senackiego projektu. Na negatywną opinię rządu zwraca uwagę również biuro prasowe Sejmu, do którego skierowaliśmy pytanie o przewlekłość w procedowaniu ustawy.
W rządowej opinii czytamy m.in. że: "wcześniejsza emerytura ma charakter przywileju (...). Przywilej ten jest jednak wygasający".
Jak przekonywał premier, umożliwienie stosowania tzw. starych zasad do ustalenia wysokości wcześniejszego świadczenia emerytalnego ma "charakter łagodzący". Chodzi o to, że wysokość emerytur wcześniejszych była tylko pośrednio powiązana z wysokością odprowadzanych składek, brano pod uwagę tylko najkorzystniejszy okres ubezpieczenia.
Ponadto - jak podkreślił w piśmie premier - pomimo wypłacania wcześniejszej emerytury ZUS nadal waloryzuje kwoty składek i kapitału początkowego zewidencjonowane na koncie ubezpieczonego.
Premier ocenił też, że różnica pomiędzy rocznikiem 1953 a pozostałymi polega na tym, że reszta miała możliwość zmiany konsekwencji podjętych decyzji. Pozostali seniorzy nie znaleźli się więc w takiej "pułapce prawnej" jak osoby z rocznika '53 - napisano.
Premier podkreślił w piśmie również, że objęcie ok. 200 tys. osób ustawą naprawczą generowałoby rocznie wydatek dla budżetu w kwocie 4,49 mld zł (z czego 3,38 mld zł kosztowałoby same świadczenia), a w ciągu 10 lat byłoby to 15,39 mld zł.
A co z łamaniem zasady nienaruszalności praw nabytych i zaskakiwaniem obywateli, o którym pisał w wyroku Trybunał? Według premiera Trybunał Konstytucyjny wielokrotnie podkreślał, że odstąpienie od zasady ochrony praw nabytych jest dopuszczalne, jeżeli "przemawiają za tym inne zasady, normy lub wartości konstytucyjne" – napisano w wyjaśnieniu.
Jednostka zawsze musi liczyć się z tym, że zmiana warunków społecznych lub gospodarczych może wymagać nie tylko zmiany obowiązującego prawa, lecz także niezwłocznego wprowadzenia w życie nowych regulacji prawnych" - napisano w dokumencie rządu.
Co ciekawe, opinia rządu w tej sprawie jest różna od opinii zastępcy Prokuratora Generalnego Roberta Hernanda, który opiniował w 2022 r. inny przypadek: mężczyzny z rocznika 1950., który za pośrednictwem adwokata wniósł do Trybunału w 2020 r. skargę konstytucyjną. Prokurator podzielił argumenty skarżącego. Mimo jednak upływu dwóch lat skarga ta nie została jeszcze przez Trybunał rozpatrzona. Do chwili publikacji tekstu serwis nie otrzymał również odpowiedzi na pytania o przewlekłość tego postępowania - czytamy.
Zdaniem prof. Pawła Wojciechowskiego, eksperta Instytutu Finansów Publicznych i byłego ministra finansów, sprawa emerytów pokazuje, że rząd PiS lekceważy prawa obywateli i wcale nie dba o seniorów, którzy są najsłabsi.
Jego zdaniem przestrzeganie zasad państwa prawa i dbanie o bezpieczeństwo prawne obywateli jest dużo ważniejsze niż wydatek 4 mld zł rocznie.
- Zważywszy, że rząd ma skłonność do rozrzutności i wydawania o wiele większych pieniędzy tam, gdzie dostrzega swój interes polityczny - dodał prof. Wojciechowski.
Jak podkreślił prof. Wojciechowski, najbardziej skandaliczne jest to, że projekt senacki, który próbuje te sprawy uregulować, czeka na pierwsze czytanie w sejmowej komisji spraw społecznych od 2,5 roku. W tym czasie - kiedy lekceważona jest zasada równego traktowania praw kilkunastu roczników seniorów (urodzonych w latach 1949-68 z wyjątkiem rocznika 1953) - procedowane są inne ustawy.
- To jaskrawy przykład nie tylko niesprawiedliwości, ale również braku elementarnego szacunku wobec osób starszych, o których podobno władza szczególnie dba - zauważył prof. Wojciechowski.
Pani Janina policzyła, że gdyby pracowała do 2002 r. na umowie o pracę, a po tym roku już tylko "na czarno" i nie odprowadzałaby w tym czasie żadnych składek do ZUS, wysokość jej emerytury niczym nie różniłaby się od tej, którą obecnie pobiera po pomniejszeniu jej przez ZUS stanu jej indywidualnego konta emerytalnego – czytamy w wyjaśnieniu.
Jej zdaniem rząd może mieć interes w opóźnianiu uchwalenia ustawy naprawczej. – Chcą pewnie, abyśmy, czekając w sądach na wyroki, poumierali, by było nas jak najmniej – mówiła pani Janina.
Wysłano w sprawie emerytów pytania również do Ministerstwa Rodziny i Polityki Społecznej. Na odpowiedzi wciąż oczekuje się. (jmk)
Foto: Money.pl
Źródło: Money.pl