Politycy formacji rządzącej odtrąbili sukces. Oto na oczach całego świata zmusili Unię Europejską do działania i zajęcia się ukraińskim zbożem. Zdaje się jednak, że bagatelizują znacznie poważniejszą sprawę. Polska stworzyła bowiem precedens mogący rozsadzić UE od środka. Tak właśnie wygląda "brudne członkostwo" w praktyce – podał serwis Money.pl
Czegoś takiego właściwie nikt się nie spodziewał. Polska, nie mogąc poradzić sobie z napływem ukraińskiego zboża, zdecydowała się na najbardziej radykalny krok z możliwych. Uznała, że nie będzie przestrzegać unijnego prawa - zgodnie z którym, to UE ma wyłączne prawo prowadzenia polityki handlowej względem państw trzecich - i postanowiła, że zamknie swoją granicę dla żywności z Ukrainy – czytamy w informacji.
Uderzyła tym samym w samo serce Unii Europejskiej. Wspólny rynek, bo o nim mowa, od 30 lat jest źródłem gospodarczego sukcesu wielu państw i - o czym nie każdy wie - przynosi znacznie więcej korzyści niż bardziej medialne unijne fundusze. Aby to zrozumieć, wystarczy rzut oka na raport Polskiego Instytutu Ekonomicznego, z którego wynika, że Polska ma obecnie o ok. 31 proc. wyższe PKB per capita według parytetu siły nabywczej, niż miałaby, gdyby nie weszła do Unii Europejskiej – wskazano w tekście.
Fundamentem wspólnego rynku jest zgodne przestrzeganie regulacji dotyczących zarówno postępowania wewnątrz Unii, jaki i wobec państw spoza wspólnoty – czytamy w informacji.
I na tę "świętość" PiS postanowiło się w ostatnich dniach zamachnąć. Co niepokojące, ze sporą satysfakcją. Z ust polityków rządzącej partii można usłyszeć dumę, że wprowadzając embargo na produkty z Ukrainy, Polska stała się liderem regionu, uświadomiła Unii problem i zmusiła do działania. I że oczywiście to UE ponosi winę za to, co stało się ze zbożem – podano w serwisie.
To funkcjonariusze KAS mają nadzorować ukraińskie zboże. Ich pensje zżera inflacja, a liczba odejść ze służby jest rekordowa - wskazał Money.pl
Bruksela, świadoma jak potężne działa wytoczyła Warszawa, postanowiła reagować spokojnie, w swoim stylu, nie chcąc zaogniać i tak już napiętej sytuacji. Tym bardziej, że na podobny krok zdecydowały się zachęcone ostrożną reakcją Węgry i Słowacja. Unia musiała też oczywiście wziąć pod uwagę kluczową pozycję Polski w kontekście wojny w Ukrainie.
Komisja Europejska wezwała więc do negocjacji i wypracowania wspólnego podejścia, zamiast stosowania jednostronnych rozwiązań. Podkreślane w każdym komunikacie wezwanie do unikania "stosowania jednostronnych rozwiązań" jest w tym wypadku szczególnie istotne. Wskazuje bowiem, że Unia zdaje sobie sprawę z konsekwencji, jakie może przynieść brak porozumienia i przyzwolenie na łamanie unijnego prawa przez członków wspólnoty – wskazano w informacji.
Polska stworzyła bowiem groźny precedens, który może zachęcić innych członków Unii Europejskiej do wybiórczego stosowania wspólnotowego prawa. Łatwo sobie wyobrazić, że w przyszłości jedno z państw, biorąc przykład z obecnej sytuacji, uzna, że nie podoba mu się np. zakaz sprzedaży nowych samochodów spalinowych. I ogłosi wszem wobec, że nie będzie respektować nowych regulacji. Albo inne stwierdzi, że cło nałożone na jakiś towar jest za niskie i grozi uderzeniem w istotną dla danego kraju branżę. Jednym słowem, pojawi się druzgocący dla wspólnego rynku i całej UE efekt domina – podkreślono w informacji.
O takim efekcie domina pisano już w listopadzie 2021 r., gdy Polaków rozgrzewała debata na temat praworządności i pojawiały się głosy nawołujące do polexitu. Tygodnik "The Economist" zauważył wówczas, że tak jak istnieje wiele sposobów na opuszczenie UE, tak też jest wiele sposobów na pozostanie w niej. Jest wersja czysta, w której kraje akceptują unijne reguły. Jest też wersja "brudna", w której rządy mogą od wewnątrz niszczyć wspólnotę – przypomniał serwis.
Daniel Sarmiento z Uniwersytetu Complutense w Madrycie powiedział wówczas, że "brudne członkostwo" jest czymś bardziej szkodliwym niż sam polexit. - Ryzyko polega na tym, że porządek prawny UE powoli będzie zanikać - podkreślił. Wszak, jeśli rząd dowolnego unijnego państwa może odmówić podporządkowania się decyzjom UE, nie obawiając się jednocześnie kar, to proceder ten może stać się kuszącą opcją dla wszystkich – napisano dalej.
Właśnie taki scenariusz może teraz brać pod uwagę Komisja Europejska. I prędzej czy później będzie musiała jakoś zareagować. Jak mówił w rozmowie z money.pl prof. Artur Nowak-Far, specjalista ds. prawa europejskiego, Polska, podejmując jednostronne, niezgodne z unijnym prawem decyzje, stara się jakoś zmieniać rzeczywistość.
- Przyzwolenie na takie postępowanie może zniszczyć Unię Europejską od środka. Przy okazji obserwujemy swego rodzaju słabość UE, która nie spodziewała się frontalnego i w sumie niewyszukanego łamania prawa. Bo z tym właśnie mamy tutaj do czynienia – ocenił rozmówca.
- W pierwszej kolejności Unia będzie musiała wypracować systemowy sposób reakcji na tak nagłe zjawiska, jak to polegające na nieradzeniu sobie przez administracje niektórych państw członkowskich z zarządzaniem tranzytem ukraińskiego zboża. Być może wzmocni reguły, które są zawarte w Unijnym Kodeksie Celnym. Chodzi m.in. o wymuszanie na państwach szybszego reagowania na kryzysy i wnioskowania do Komisji o zastosowanie istniejących środków zaradczych. Przecież ten problem ze zbożem nie wziął się znikąd i nagle. On narastał od miesięcy - zaznaczył.
Jego zdaniem następnym krokiem, gdy problem zostanie okiełznany, będzie wystąpienie ze skargą przeciwko państwom, które podjęły jednostronne środki - podano.
- KE nie może postąpić inaczej, ponieważ jej głównym zadaniem jest stanie na straży prawa unijnego i rynku wewnętrznego - mówił.
Inaczej na sprawę patrzy prof. Andrew Tettenborn z Uniwersytetu w Swansea, który w brytyjskim, konserwatywnym tygodniku "The Spectator" napisał:
- Jeśli Bruksela nie zmieni się dość szybko ze scentralizowanej technokracji wydającej polecenia wasalom w organizację opartą na szerokim konsensusie między pochodzącymi z wyboru rządami, prawdopodobnie znajdzie się na uboczu lub nawet stanie w obliczu kontynentalnego rozłamu.
Jego zdaniem, spór o ukraińskie zboże pokazuje, jak bardzo "brukselska eurokracja" nie rozumie państw z Europy Wschodniej i to, że jeśli nie zmieni tego podejścia, "grozi to nawet rozpadem Unii Europejskiej".
Artur Nowak-Far zwraca uwagę, że "takie poronione podejście doprowadziło do brexitu, z którego Brytyjczycy nie mogą być zadowoleni". - Zupełnie się nie zgadzam z takim stawianiem sprawy przynajmniej w odniesieniu do kwestii wspólnej polityki handlowej. Wiele osób w przedbrexitowej Wielkiej Brytanii z uporem maniaka powtarzało takie tezy i to doprowadziło do wyjścia kraju z UE. Efekt widzimy dzisiaj. Gospodarka Zjednoczonego Królestwa znajduje się w poważnym kryzysie - ocenia ekspert.
- Nic, kompletnie nic, nie usprawiedliwia złego zarządzania przywozem zboża i prób wyjścia z chaosu poprzez łamanie prawa - dodał.
To unijne rozbójnictwo PiS-u może mieć też znacznie dalej idące konsekwencje. Efekty możemy zobaczyć w niedalekiej przyszłości, ponieważ od dłuższego czasu trwa debata na temat reformy Unii. I przeważają w niej głosy wzywające raczej do ściślejszej integracji, choćby poprzez rezygnację z zasady jednomyślności w głosowaniach dotyczących kluczowych kwestii – stwierdzono dalej.
- Uważam, że część unijnych państw - obserwując, że podejmowanie decyzji w ramach wspólnoty staje się coraz trudniejsze, a niektórzy członkowie zwyczajnie nie szanują prawa - w pewnym momencie uzna, że chce się bardziej integrować w węższym gronie. Po prostu powiedzą: "Nie chcecie z nami współpracować? To zostańcie, a my jedziemy dalej" - mówił w rozmowie z serwisem Artur Nowak-Far.
- To doprowadzi do tego, że Unia się lekko zwinie i powstanie swego rodzaju gremium "pierwszego członkostwa", z państwami chcącymi głębszej integracji. Pozostałe kraje zostaną na dalszej orbicie - podkreślił.
Zastrzegł jednocześnie, że Unia nie ma interesu w tym, żeby pozbyć się Polski czy Węgier.
- Ale też nie potrzebuje hamulcowego, którym ewidentnie jesteśmy. W efekcie pozostaniemy w Unii, ale trafimy na jej peryferia. Kluczowe decyzje z punktu widzenia Europy będą podejmowane gdzie indziej – podkreślił w podsumowaniu. (jmk)
Foto: Money.pl
Źródło: Money.pl