Z najnowszego raportu rynkowego wynika, że w I półroczu br. ponad 60 proc. firm miało problemy z nieuregulowanymi lub opóźnionymi płatnościami ze strony swoich kontrahentów. Średnia wartość zaległości najczęściej wynosiła 5-20 tys. zł. Jedynie niespełna 30 proc. przedsiębiorców nie odnotowuje żadnych zaległości.
Na kolejnych miejscach najczęściej zalegających kwot znalazły się te poniżej 5 tys. zł oraz 20-40 tys. zł. Najmniej wskazań miały najwyższe przedziały - 80-100 tys. zł i powyżej 100 tys. zł. Eksperci zwracają uwagę na to, że tylko na pierwszy rzut oka dane wydają się uspokajające. Uważają, że przedsiębiorcy mogą ukrywać prawdę o zatorach finansowych. I dodają, że omawiane dane pokazują, iż problem jest poważny, ale jednocześnie zróżnicowany.
Raport „Zaległości i opóźnienia w płatnościach wśród firm” (autorstwa UCE Research) zawiera dane z badania, przeprowadzonego wśród ponad pół tysiąca właścicieli firm i kadry zarządzającej wyższego szczebla. Respondenci zostali zapytani o to, ile średnio wynosiły zaległości. Mieli do wyboru 7 przedziałów (od poniżej 5 tys. zł do ponad 100 tys. zł). Chodziło o nieopłacone i zapłacone z opóźnieniem przez ich kontrahentów faktury lub rachunki. 28,3% firm ten problem nie dotyczył. Z kolei 11,1% badanych nie potrafiło się określić. Komentując deklaracje przedsiębiorców o braku opóźnień w płatnościach.
Andrzej Zabielski, Dyrektor Generalny Ogólnopolskiej Federacji Małych i Średnich Przedsiębiorców (OFMiŚP), zastrzega, że należy do takich wskazań podchodzić z ostrożnością. – W praktyce wielu najmniejszych przedsiębiorców nie ujawnia problemów z płynnością, nawet w badaniach anonimowych, obawiając się naruszenia wizerunku firmy lub potencjalnych negatywnych konsekwencji w relacjach z kontrahentami, bankami czy instytucjami publicznymi. Z kolei grupa ponad 11% respondentów, która nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, może wskazywać na brak bieżącej kontroli nad finansami, co często wynika z ograniczonych zasobów kadrowych i braku dostępu do wyspecjalizowanego wsparcia – dodaje Andrzej Zabielski.
Z kolei Adrian Parol, doradca restrukturyzacyjny i radca prawny, uważa, że przedsiębiorcy mogą ukrywać prawdę o zatorach finansowych, gdyż postrzegają przyznanie się do problemów z płynnością jako dowód swojej słabości. Podobnego zdania jest Łukasz Goszczyński, radca prawny i doradca restrukturyzacyjny z kancelarii GKPG, który uważa, że w grę często wchodzi zwykły wstyd. Mówiąc wprost, przedsiębiorcy nie lubią oficjalnie przyznawać się do tego, że ktoś im coś zalega. – Problem zatorów płatniczych bywa niedoszacowany, bo często jest akceptowany jako element codziennej praktyki rynkowej. Przedsiębiorcy próbują radzić sobie z nim nieformalnie, co pokazuje, jak bardzo potrzebne są systemowe rozwiązania oraz uproszczone procedury dochodzenia należności, skierowane w szczególności do firm z sektora MŚP. Wiele z nich świadczy usługi lub dostarcza towary dużym kontrahentom, od których zależy znaczna część ich obrotów. W takich relacjach asymetria sił powoduje, że przedsiębiorcy często obawiają się egzekwowania terminowych płatności, by nie ryzykować utraty kontraktu. W efekcie tolerują opóźnienia, co czyni ich szczególnie podatnymi na skutki zatorów płatniczych – mówi ekspert z OFMiŚP.
Z raportu wynika również, że średnia wartość nieuregulowanych lub opóźnionych płatności za faktury lub rachunki najczęściej wynosiła od 5 do 20 tys. zł – 12,7%. Przeważnie deklarowali to respondenci pracujący lub prowadzący firmę w mieście liczącym od 200 tys. do 499 tys. mieszkańców. Głównie były to osoby z wykształceniem zasadniczym zawodowym, będące na stanowisku founder lub co-founder (startup lub scaleup), z firm zatrudniających od 10 do 50 osób, w branży energetyki bądź OZE. W tym miejscu mec. Łukasz Goszczyński zauważa, że na pierwszy rzut oka ww. przedział wydaje się niewielki. Jednak taki nie jest, szczególnie jeżeli chodzi o małe firmy, dla których może mieć znacznie krytyczne. W skali ogólnopolskiej problem jest poważny, ale też w pewien sposób zróżnicowany. Jego znaczenie zależy od wielkości i stabilności danej firmy. – Ten przedział odpowiada równowartości miesięcznych wynagrodzeń, składek ZUS czy kosztów zakupu materiałów. Firmy z sektora MŚP, a w szczególności mikroprzedsiębiorstwa, rzadko dysponują rezerwami finansowymi, które mogłyby zamortyzować takie zaległości. Dodatkowo wiele z nich nie posiada zdolności kredytowej, która umożliwiłaby zaciągnięcie kredytu obrotowego. W takiej sytuacji luka płatnicza uruchamia często efekt tzw. domina – przedsiębiorca, który nie otrzymał należności, sam opóźnia płatności wobec swoich dostawców i kontrahentów, pogłębiając problem w całym łańcuchu dostaw – ostrzega Andrzej Zabielski.
Do tego mec. Łukasz Goszczyński uważa, że grupa respondentów, którzy wskazali poziom zaległości w granicach 5-20 tys. zł, raczej nie jest przypadkowa. Łączy ją specyfika działalności i struktura finansowa. – Tego typu firmy mają ograniczone zasoby. Brakuje im rozbudowanych narzędzi kontroli należności i jednocześnie wykazują dużą wrażliwość na nawet umiarkowane kwoty opóźnionych płatności – zwraca uwagę ekspert z kancelarii GKPG.
– Firmy wydłużają cykl płatności, traktując wierzycieli jak nieoprocentowane źródło finansowania, a długość terminów faktur dodatkowo sprzyja przesuwaniu płatności. Najbardziej wrażliwe są średnie firmy oraz startupy, które mimo ograniczonych zasobów i braku rozbudowanych procedur windykacyjnych podejmują ryzyko liberalnych warunków płatności. Z kolei najwyższe zaległości, przekraczające 60 tys. zł, choć występują rzadziej, często stanowią bezpośrednie zagrożenie dla stabilności finansowej i mogą szybko prowadzić do utraty płynności, a w konsekwencji do upadłości – podsumowuje mec. Adrian Parol.
Foto: Pixabay.com //
Źródło: MondayNews Polska