Dużo małych emisji i trudnych pytań

Dużo małych emisji i trudnych pytań

Pod względem liczby emitentów, którzy zwrócą się do inwestorów indywidualnych z propozycją objęcia obligacji na podstawie prospektów emisyjnych, ten rok może być lepszy niż rekordowy 2017. Ale kwoty zbierane w emisjach z pewnością nie będą tak duże.

Aktualnie ważnym prospektami dysponuje dziesięciu emitentów, a rekord z 2017 r. to prospektowe emisje przeprowadzone przez jedenaście firm. Trzy kolejne zapowiedziały złożenie prospektów emisyjnych, więc rekord byłby na wyciągnięcie ręki, ale prawie na pewno dwóch emitentów z ważnymi prospektami nie przeprowadzi na ich podstawie ofert dla indywidualnych inwestorów (prospekt PCC Exol niebawem straci ważność, a Alior Bank zaprosi do book buildingu inwestorów kwalifikowanych, zresztą banki od dawna już nie celują z obligacjami w indywidualnych nabywców). Choć pod względem liczby emisji zapowiada się rok naprawdę różnorodny, to wielkość emisji jak dotąd pozostaje skromna. Największą w tym roku ofertę przeprowadził Kruk (emisja warta była 50 mln zł), pozostali emitenci (było ich jeszcze pięciu) celowali w 20-25 mln zł, Marvipol pozyskał 35 mln zł przy skromnej, 13-proc. redukcji zapisów. Tylko jedna emisja nie zakończyła się pełnym powodzeniem i choć w pozostałych zapisy redukowano, bywało, że znacznie, nie zmienia to faktu, że tegoroczne emisje – na tle historycznych danych – osiągają rozmiary raczej skromne. Licząc z uruchomioną właśnie emisją Cavatiny, nie uzbierało się jeszcze 200 mln zł. W rekordowym roku 2017 było to 1,85 mld zł.

Niemniej, trzeba podkreślić, że tegoroczne „zbiory” są efektem coraz prężniej działających niezależnych domów maklerskich. Duże, bankowe domy maklerskie, które aktywnie oferowały obligacje w 2017 r. (wtedy wynik wypracowały emisje m.in. PKN, GPW, Echa i Bestu oferowane przez DM PKO BP), na razie włączają się w pojedyncze emisje i to w małym stopniu. Zwolnioną przez nie przestrzeń starają się opanować mniejsi gracze, ale z siłą sprzedażową największych polskich banków równać się jeszcze nie mogą.

Paradoks tej sytuacji polega zaś na tym, że obligacje korporacyjne podbijały portfele indywidualnych inwestorów, kiedy WIBOR był niski, tak jak i marże płacone przez emitentów. Obecnie, kiedy zarówno WIBOR jak i marże osiągają pułapy najwyższe od lat, o pozyskanie środków od inwestorów trzeba się starać szczególnie mocno.

Konkurencją dla korporacyjnych papierów są – chyba tylko chwilowo – fundusze dłużne. Co prawda spread między rentownością papierów skarbowych i korporacyjnych rośnie w miarę jak spada rentowność skarbówek, ale na wyobraźnię inwestorów działają osiągane stopy zwrotu. A te są potężne – mija wszak pół roku od czasu, kiedy rentowność naszych dziesięciolatek zahaczyła o 9 proc.

Niemniej, inwestorzy nie mogą kupić przeszłości. Kupują przyszłość. Jaką? Rentowność dziesięciolatek zgubiła kolejnych 10 punktów bazowych (teraz to już 5,7 proc.), wzrost cen obserwowaliśmy także w przypadku papierów niemieckich i amerykańskich. Rynek wpadł w poważny dysonans – bieżące dane wskazują na długo wyczekiwany spadek inflacji, spada też aktywność gospodarcza (szklanka w połowie pełna), ale silny rynek pracy wskazuje na możliwość utrzymania podwyższonej inflacji (szklanka w połowie pusta). Czy jest więc sens kupować papiery oferujące 5,7 proc. w nadziei na dalszy spadek rentowności mimo topniejących szans na prędki i głęboki spadek stóp procentowych? Jeśli myślisz, że to pytanie jest trudne, spójrz za ocean, gdzie 5 proc. płacą dziś jednomiesięczne bony USA, a dziesięciolatki 3,4 proc. Nikt już chyba nie powie, że obligacje są nudne.

Emil Szweda, Obligacje.pl
Foto: wGospodarce.pl

Publish the Menu module to "offcanvas" position. Here you can publish other modules as well.
Learn More.