Na przetargu w środę NBP nieoczekiwanie nie kupił żadnych obligacji skarbowych, zadowalając się antycovidowymi papierami BGK. Zaskoczony rynek podbił rentowność naszych 10-latek o 20 punktów, mimo niewielkich zmian na rynkach bazowych.
Jak zwykle, sytuacja jest trochę bardziej skomplikowana, by udało się opisać ją w jednym zdaniu. NBP nie kupił obligacji skarbowych na przetargu w Dniu Matki, a rentowności poszły mocno w górę po tym wydarzeniu, ale rynki bazowe trochę jednak w tym pomogły. Rentowność niemieckich bundów spadła do wsparcia w okolicach -0,2 proc., skąd należało się spodziewać odbicia (i faktycznie, doszło do niego w czwartek). Również w USA sprzedający wyprowadzili wartą kilka punktów kontrę, ale w piątek – mimo wyższego niż oczekiwano odczytu inflacji w USA – rentowności na rynkach bazowych wracały do wcześniejszych wartości, natomiast nasze dziesięciolatki strat nie odrobiły, ale utrzymały się względnie wysoko.
To wydarzenie może jeszcze okazać się niezbyt istotnym incydentem, po którym nasze papiery będą poruszały się pod dyktando ważniejszych od siebie papierów, ale też ilustruje dwie rzeczy. Po pierwsze, nieprzewidywalność działań NBP kosztuje uczestników rynku sporo nerwów i pieniędzy, a w dłuższym terminie może poważnie odbić się na rentownościach. Na razie nikt nie wie, dlaczego NBP nie kupował – mimo zapowiedzi – papierów skarbowych. Po drugie, reakcja rynku daje też pojęcie, co może się stać, jeśli banki centralne ograniczą ingerencje rynkowe (skup aktywów). Althea Spinozzi, analityk Saxo Banku, komentując wyniki ostatniej aukcji 15-letnich obligacji Niemiec, pytała, czy w ogóle ktoś poza EBC kupuje jeszcze niemieckie obligacje? Niemieckie piętnastolatki mimo dodatniej rentowności zanotowały najniższy w historii wskaźnik bid-to-cover (1,06x).
Sygnałów ostrzegawczych nie brakuje, ale póki rynki są nadpłynne, rentowności są w miarę bezpieczne. W miarę, bo jest jeszcze inflacja, która może rozbić poczucie bezpieczeństwa. Przy inflacji rzędu 3-5 proc. trudno będzie przekonać inwestorów, że 1-2 proc. rentowności na dziesięcioletnich papierach to doskonały interes, tylko dlatego, że od lat rentowność nie sięgała tak wysoko.
Płynność wylewa się z rynku skarbowego na korporacyjny. Orlen uplasował kolejną emisję obligacji „zrównoważonego rozwoju” na 0,5 mld euro, a zapisy sięgnęły 3 mld euro. Inwestorzy mieli pochodzić z 26 krajów. Wprawdzie zarząd Orlenu uważa przychylne nastawienie inwestorów za wyraz zaufania do „silnych fundamentów i kompleksowego podejścia do zagadnień ESG”, ale inwestorom nie chodzi raczej ani o jedno, ani o drugie. Rynki są nadpłynne, a jednocześnie inwestorzy boją się obligacji skarbowych, bo ich rentowność wciąż jest niska, a ryzyko zakończenia skupu aktywów jako konsekwencji wzrostu inflacji rośnie.
Sezon publikacji raportów kwartalnych potwierdził to, co wiedzieliśmy już wcześniej. Emitenci obligacji obecni na Catalyst mają mocne bilanse i wielu z nich zdołało obniżyć wskaźniki zadłużenia mimo trzeciej fali pandemii, która tak mocno dotknęła świat i Polskę akurat w I kwartale. Rynek obligacji korporacyjnych pozostaje więc bardzo mocny. W ostatnich dniach o sukcesach w plasowaniu długu informowały Pekabex (40 mln zł), Pozbud (18 mln zł), Ghelamco (80 mln zł) i wspomniany wyżej PKN Orlen. Nic nie zapowiada, aby ten dobry dla emitentów okres miał się szybko skończyć.
Emil Szweda, Obligacje.pl