Na Catalyst notowanych jest 90 serii obligacji z oprocentowaniem ustalonym na co najmniej 4 pkt proc. powyżej WIBOR, a połowa z 263 serii wejdzie w nowe okresy odsetkowe powyżej 6 proc.
Niektóre serie, które weszły na rynek z oprocentowaniem poniżej 5 proc. już dziś naliczają ponad 7 proc. odsetek. Jednak największa liczba obligacji w nowe okresy odsetkowe wejdzie na przełomie roku, zatem skok oprocentowania papierów notowanych na Catalyst dopiero przed nami. Z odsetkami powyżej 6 proc. od wybranych serii obligacji po raz pierwszy od wielu lat zmierzą się takie marki jak Kruk czy Echo, a oprocentowanie obligacji Ghelamco przekroczy nawet 7 proc.
A to przecież nie koniec. Z czwartkowej konferencji Adama Glapińskiego, prezesa NBP, dowiedzieliśmy się, że choć Rada Polityki Pieniężnej nie chce mówić o cyklu podwyżek, to jednak, jeśli warunki się istotnie nie zmienią, RPP będzie nadal podwyższać stopy procentowe mniej więcej w dotychczasowym tempie. Co oznacza, że przekroczenie przez WIBOR progu 3 proc. jest kwestią czasu. Dla emitentów obligacji, którzy zdecydowali się zaoferować przynajmniej 4 pkt proc. marży oznacza to, że wkrótce zaczną płacić 7-proc. odsetki, a czasem będzie to nawet powyżej 8 proc.
Adam Glapiński zadeklarował także, że NBP nie będzie, przynajmniej na razie i o ile nic się nie zmieni, kontynuował skupu obligacji z rynku. Oczywiście NBP i tak celował tylko w papiery skarbowe i gwarantowane przez skarb państwa, ale deklaracja ta może mieć także wpływ na papiery korporacyjne. Po prostu nie ma podstaw do tego, żeby stawiać dziś mocno na papiery skarbowe nie licząc spekulacyjnych zakupów obliczonych na korektę wyceny po ostrych spadkach jesienią br. Stąd można oczekiwać napływu środków raczej do funduszy korporacyjnych, które w październiku i listopadzie straciły łącznie 1,5 proc., ale dzięki dużemu udziałowi papierów opartych o WIBOR mogą wkrótce wyjść na plus. Poza tym w ich przypadku „rynkowa” wycena, której zasady nakazały im obniżyć wyceny niektórych posiadanych papierów korporacyjnych, to straty czysto papierowe. Utrzymanie papierów do dnia wykupu spowoduje, że odzyskają one „straty” i stopy zwrotu zostaną dodatkowo wzmocnione. Oczywiście mowa tylko o tych funduszach, które nie postawiły zbyt mocno na papiery skarbowe i gwarantowane przez skarb państwa. Tu oczekiwanie na wykup papierów może się niemiłosiernie dłużyć (niektóre kupione serie zapadają w okolicach 2030 r.).
Problemem NBP, ale i większości banków centralnych, jest oczywiście inflacja oraz jej charakter. Obok argumentów przemawiających za jej czasowym charakterem istnieją także te, które temu przeczą. Wpływ zmian klimatycznych na ceny żywności jest dziś bezdyskusyjny. Drugą zmienną są ceny energii i paliw. Można się długo spierać na temat wyższości konwencjonalnych źródeł energii nad niskoemisyjnymi, ale droga do ograniczenia skutków zmian klimatycznych jest tylko jedna i wiedzie przez energetykę niskoemisyjną. Ergo – inflacja związana z tymi dwoma czynnikami jest trudna do ujarzmienia.
Wracając do obligacji – papiery korporacyjne po kilku latach przerwy mają szansę wrócić do łask inwestorów, ponieważ oferują im przewidywalny i nominalnie wysoki zwrot, pewniejszy i wyższy niż cechujące się znaczną zmiennością notowań papiery skarbowe. Rok 2022 będzie należał do tego segmentu rynku, ale podejmując decyzje inwestycyjne, już dziś trzeba zadawać sobie pytanie o to, czy emitenci obligacji udźwigną wyższe koszty odsetkowe przy – tego należy się spodziewać – odpływie klientów. Niskie wskaźniki zadłużenia, wysokie wskaźniki płynności gotówkowej – wszystkie te wyliczenia, które wydawały się w ostatnich latach mało istotnym niuansem inwestowania, nabiorą wkrótce dużego znaczenia.
Foto: Inwestycje.pl