Cięcie stóp przez Fed, choć przekroczyło oczekiwania przynajmniej części obserwatorów, zostało przyjęte wzrostem rentowności obligacji amerykańskich. Tak jak pisaliśmy przed tygodniem, rynek wycenił obniżkę z wyprzedzeniem i inwestorzy sprzedawali fakty.
Ci inwestorzy, którzy są nieco skonfundowani reakcją rynku mogą rzucić okiem na wykres rentowności obligacji amerykańskich i jej wzrost, który początek wziął jeszcze w wakacje 2020 r., a więc na rok przed tym, jak Jerome Powell (przewodniczący Fed) zapewniał, że wzrost inflacji ma charakter przejściowy. Logika jest prosta - im dłużej bank centralny zwleka z podwyżkami stóp, tym mocniej wzrośnie późniejsza inflacja, a w efekcie także stopy. Z obniżkami stóp jest podobnie. Rynek dyskontuje je od kwietnia… ubiegłego roku (pisałem wówczas o okazji do zajęcia długiej pozycji, jaką stworzył rynek w komentarzu „Ostatnia linia obrony”). Przed tygodniem przestrzegałem natomiast, że rynek zdyskontował już w znacznym stopniu i przyszły spadek inflacji i obniżki stóp.
Czy to oznacza, że pora wycofać się z długich pozycji? Część inwestorów mogła ulec trudnej do odparcia pokusie realizacji zysków, ale rynki mają tendencję do przereagowywania i kontynuacji trendów, nawet jeśli z boku wydają się one absurdalne (vide rentowności poniżej 1 proc. w 2020 r.). Po prostu obecnie długie pozycje nie są już okazją do zakupu tanich obligacji, ale do uczestniczenia w trendzie, przy czym z każdym kolejnym spadkiem rentowności ryzyko nadziania się na zakończenie cyklu będzie rosło. Czy nie za wcześnie by mówić o zakończeniu cyklu, który dopiero się rozpoczął? Cóż, sytuacja na rynku długu nie jest bynajmniej sielankowa. Słabnący dolar to wszak wzrost kosztów importu, a i warunki dla handlu międzynarodowego zaostrzają się. Do tego dochodzi konieczność zwiększenia podaży długu ze strony budżetu.
Z rynku obligacji korporacyjnych płyną mieszane wiadomości. Banki jeden po drugim przeprowadzają z sukcesami kolejne emisje, ale inwestorów szukają przede wszystkim na euro rynku, bo nasz jest po prostu zbyt mały by wchłonąć tego rodzaju oferty. Ale krajowym inwestorom też trafi się tłusty kąsek. Tauron zamierza pozyskać z programu emisji obligacji 3 mld zł, a Polenergia 1 mld zł. Ponieważ napływy do funduszy dłużnych wciąż się utrzymują, emitenci mogą być spokojni o popyt. Zwłaszcza, że deweloperzy raczej ograniczają swoje zapotrzebowanie, co idzie w ślad za mniejszym popytem na mieszkania. Przedstawiciele Echa zapewnili, że zrealizowali już plany refinansowania długu zapadającego w latach 2024-25, na rynek nie zamierza wychodzić również Lokum. Develia przeprowadzi emisję refinansującą zapadające obligacje (100 mln zł), podobnie Ronson, który zamierza sięgnąć po 160 mln zł (równolegle wykupi papiery za 100 mln zł).
Inwestorzy indywidualni muszą poczekać na emisje skierowane do nich. Komisja zatwierdziła w tych dniach prospekty PragmaGo i Kruka i wydaje się, że to pierwsza z firm szybciej zgłosi się do inwestorów. Co prawda w III kwartale przeprowadziła trzy emisje i pozyskała z nich 65 mln zł, ale też dokładnie taką kwotę przeznaczyła na przedterminową spłatę starszych serii. Raport za I półrocze wskazuje, że koszty odsetkowe zjadają zbyt dużą część zysku operacyjnego, a przy tym sama spółka dynamicznie rozwija biznes, także przez akwizycje na innych rynkach. Pragma będzie więc zainteresowana pozyskaniem zarówno tańszego w obsłudze finansowania by zastąpić nim zbyt kosztowne starsze serie jak i nowym długiem wspierającym rozwój. Kruk natomiast generuje gotówkę operacyjną w ilościach magazynowych i nowe obligacje nie są mu dziś potrzebne. Inwestorom pozostaje więc czekać na decyzje emitentów lub próbować szans na rynku wtórnym, gdzie obligacje z każdym tygodniem coraz mocniej drożeją.
Emil Szweda, Obligacje.pl
Foto: wGospodarce // Pixabay