W II kwartale wartość wszystkich niebankowych emisji obligacji korporacyjnych wyniosła 5,5 mld zł i był to drugi do wielkości wynik kwartalny, od kiedy podobne statystyki mogą być prowadzone. Rekord padł za to w statystykach 12-miesięcznych.
Najlepszy dotąd czas dla niebankowych emisji obligacji przypadł na rok 2021, gdy w sumie przeprowadzono ich 378, a łączna wartość sięgnęła 16 mld zł. Warto jednak pamiętać, że był to rok bardzo specyficzny. Rynek wychodził z szoku wywołanego pandemią i lockdownami, a emitenci chcieli nadrobić stracony czas. Do tego banki centralne wciąż upierały się, że wzrost inflacji ma charakter przejściowy, a inwestorzy wpłacali pieniądze do funduszy dłużnych nie dostrzegając, że skoro nawet rentowności obligacji dziesięcioletnich spadły do 1 proc. (a czasem nawet poniżej), nie bardzo jest sens nadal kupować dług. Zarządzający funduszami musieli coś z tą nadpłynnością robić, a emitenci obligacji skwapliwie wyciągali koszyczki by sięgnąć po półdarmowe (z dzisiejszej perspektywy) finansowanie. Na II kwartał 2021 r. przypadło apogeum tego procesu (już w wakacje rynek zaczął dyskontować przyszłe podwyżki stóp, choć prezes NBP gorliwie im zaprzeczał).
I dopiero w takim kontekście można spojrzeć na wynik II kwartału 2024 r. Formalnie rekord wartości przeprowadzonych emisji nie padł, ale w praktyce, biorąc pod uwagę, że jesteśmy raczej na płaskowyżu stóp procentowych, niż przed kolejną rundą ich silnego wzrostu, obecne liczby prezentują się nawet lepiej niż w 2021 r. Zresztą jeśli wziąć pod uwagę wynik z pełnych 12 miesięcy, okaże się, że wartość niebankowych emisji obligacji korporacyjnych sięgnęła 16,5 mld zł wobec 16 mld zł zanotowanych w całym 2021 r., więc w praktyce można mówić o najlepszym okresie dla pierwotnego rynku obligacji (a więc także i dla emitentów).
Niedoścignione pozostają statystyki dotyczące liczby przeprowadzonych emisji. W 2021 r. było ich 378, a w ostatnich 12 miesiącach 317, w tym w II kwartale br. było ich 63 i był to najsłabszy kwartał w statystykach prowadzonych przez Obligacje.pl. Niekoniecznie jest to złą wiadomością, bo te same cyfry oznaczają wzrost średniej wartości emisji do 87 mln zł wobec 61 mln zł przed trzema laty. Tu jednak na średnie - zarówno aktualną jak i historyczną - mocno wpłynęły pojedyncze emisje dużych firm jak KGHM czy Enea. Dlatego jest jeszcze zbyt wcześnie by stwierdzić, że wpływ inflacji zaczął być widoczny w średnich ticketach. Lecz jest to zapewne kwestią czasu. Skumulowana inflacja z lat 2021-24 przekracza 30 proc., nie ma powodów, dla których emitenci mieliby przywiązywać się do dawnych rozmiarów emisji, skoro obecnie potrzebują więcej pieniędzy by sfinansować ten sam zakres wydatków.
Emisje rosną, rynek pierwotny się rozwija, ale bankructw od tego nie przybywa. Z piętnastu ostatnich niewykupionych w terminie emisji obligacji obecnych na Catalyst, czternaście przypadło na obligacje
Getin Noble Banku. Gdyby nie GNB, a wcześniej GetBack, Catalyst mógłby być uznawany za symbol niskiego ryzyka związanego z inwestowaniem w dług korporacyjny, oczywiście jeśli zapomnieć też o pladze defaultów z pierwszych lat funkcjonowania tej platformy. Oznacza to, że emitenci obecni na Catalyst przetrwali zawirowania związane z pandemią, wzrostem stóp procentowych i wybuchem wojny znacznie lepiej niż cała gospodarka. Niestety lub na szczęście, pamięć o najgłośniejszych defaultach na Catalyst nie zgaśnie. I dobrze, inwestorzy, zwłaszcza indywidualni, nie powinni zapominać o ryzyku związanym z inwestycjami w obligacje korporacyjne.
Średnie stopy zwrotu funduszy dłużnych spadają z wysokich poziomów, ale zakres 7-9 proc. wciąż sprawia pozytywne wrażenie. Warto jednak pamiętać, że wyniki funduszy zależą od wydarzeń na rynkach globalnych. Pod koniec tygodnia rentowności spadają pod wpływem słabych danych z amerykańskiego rynku pracy, ale trudno mówić o trendzie spadkowym rentowności, skoro rosną one od grudnia ub.r.
Emil Szweda, Obligacje.pl
Foto: wGospodarce.pl // Fratria / AS