W 2021 r. wartość przeprowadzonych publicznych emisji obligacji na podstawie prospektów emisyjnych wyniosła 338 mln zł i była o 25 proc. niższa niż rok temu i aż o 78 proc. niższa niż w rekordowym 2017 roku. Optymistyczne są za to prognozy.
Można mówić o kolejnym roku niewykorzystanych szans, ale to przecież zwyczajny biznes. Dyrektorzy finansowy najchętniej korzystali z tańszych od obligacji kredytów bankowych, a jeśli decydowali się na emisje obligacji, to raczej kierowane do inwestorów profesjonalnych. Indywidualni stoją na końcu kolejki i trudno się dziwić.
Procedury zatwierdzenia prospektu są mozolne i drogie, podobnie jak i dotarcie do inwestorów indywidualnych, którzy na koniec okazują się też grupą najbardziej chimeryczną, łatwo wpadającą w skrajne emocje, co na płytkim rynku wtórnym grozi przeceną i nieprzyjemnymi komentarzami z tego wynikającymi.
Przyczyny mamy więc z grubsza omówione. Co zmieni się pod tym względem w 2022 r.? Przede wszystkim postawa inwestorów profesjonalnych. W drugiej połowie roku obserwowaliśmy bezprecedensową przecenę polskich papierów skarbowych, która zatopiła wyniki funduszy zaangażowanych w tę cześć rynku i sprowokowała inwestorów do umarzania jednostek, co dodatkowo napędziło przecenę itd. Fundusze obligacji korporacyjnych ucierpiały tylko nieznacznie i nie zawsze „zasłużenie” – wiele z nich miało niewiele, a czasem w ogóle nie posiadało obligacji skarbowych trafnie przewidując ryzyko związane z papierami skarbowymi, ale owcze pędy mają to do siebie, że zabierają ze sobą wszystkich, nawet widzów. Z kolei w obligacjach korporacyjnych lokują środki również fundusze papierów skarbowych i uniwersalne – na tyle, na ile pozwala im na to status. Odpływ aktywów oznacza, że – zachowując proporcje w portfelach – pieniędzy na papiery korporacyjne będzie mniej. Może być problem nie tylko z pozyskaniem nowych środków, ale nawet z refinansowaniem zapadających emisji, jeśli właściciele jednostek funduszy nie ostudzą emocji (głównym czynnikiem ryzyka są perspektywy inflacji, a konstytuujący się konsensus zakłada, że sprawy wyglądają i będą wyglądały źle).
Dlatego jest szansa, że emitenci zwrócą się w stronę inwestorów indywidualnych, na co ci ostatni czekają. Popyt z ich strony przekroczył w ub.r. podaż 2,2-krotnie i jest to lepszy wynik nawet niż w 2016 r., gdy było to 2x. Chętnych do zakupu obligacji korporacyjnych nie brakuje, to z podażą był problem przez trzy ostatnie lata. U progu 2022 r. ważnymi prospektami dysponuje ośmiu emitentów, dziewiąty stara się o zatwierdzenie dokumentu, a rok jeszcze się nawet nie zaczął. Jeśli do tego grona dołączy PKN Orlen, który ma do zrefinansowania zapadające w tym roku papiery za 0,8 mld zł (200 mln zł już zapadło), rynek może łatwo wrócić do rozmiarów z okresu największej świetności.
Wzrost stóp procentowych będzie sprzyjał popytowi. Przy obecnym WIBOR i zachowaniu marż, oprocentowanie oferowanych obligacji sięgnie 6-7 proc. (oczywiście bez Orlenu), ale przecież RPP nie zakończyła jeszcze cyklu podwyżek. Co prawda, obligacje antyinflacyjne mogą generować i wyższe kupony, ale po pierwsze, trzeba na nie czekać przez rok (w pierwszym roku oprocentowanie jest stałe i niskie), po drugie – ich wyniki są nieprzewidywalne. W ostatnich latach ten przymiotnik oznaczał raczej niespodzianki (inflacja okazuje się coraz wyższa, odsetki osładzają więc rzeczywistość posiadaczom obligacji), ale przewidywania inflacji coraz bardziej przypomina bukmacherskie zakłady, nawet szef resortu finansów obstawia różne wyniki w ustawie budżetowej i wywiadach prasowych.
Foto: Puls Biznesu