Wartość i liczba defaultów spadła do zera w ostatnich 12 miesiącach, co jest pierwszym takim okresem od kiedy mierzymy Indeks Default Rate. Inne dane statystyczne są bardziej zatrważające – wartość emisji obligacji korporacyjnych spadła o 54 proc. w III kw. (r/r).
Wiemy już, że IDR nie utrzyma się na rekordowo niskim poziomie. W IV kwartale jego wartość zacznie rosnąć z powodu umorzenia obligacji podporządkowanych Getin Noble Banku. Default GNB będzie wpływać na indeks aż do końca 2025 r. A jak długo będzie oddziaływać na rynek? Choć umorzono obligacje warte 700 mln zł, nie jest to przypadek o takiej sile rażenia jak GetBack. GNB od lat znajdował się w programie naprawczym, obligacje notowane były coraz niżej i niżej, ceny spadały nawet do 15 proc. nominału. Mówiąc krótko – inwestorzy na rynku wtórnym znali ryzyko, jeśli decydowali się na zakup. Inwestorzy, którzy kupowali obligacje w ramach emisji, mogli go nie znać. Mówimy o emisjach z 2015, 2016 i 2017 r., czyli z lat, w których rynek pierwotny osiągał najlepsze wyniki (także za sprawą emisji GNB) i cieszył się największym zainteresowaniem inwestorów. Dopiero kolejne lata przyniosły przebudzenie, zmianę reguł i ograniczenia dla emitentów, w tym także banków.
Czy ta sytuacja ma jakieś dobre strony? Każdy duży default powinien rozbudzać świadomość i przypominać o ryzyku. Takie sytuacje zdarzały się i będą się powtarzać. Zwłaszcza w okresie gorszej koniunktury gospodarczej. Każda decyzja inwestycyjna powinna zostać poparta możliwie wnikliwą analizą, a o raz kupionych obligacjach nie można zapomnieć. Trzeba do sprawozdań finansowych regularnie zaglądać i pilnować swoich pieniędzy.
Rynek pierwotny przechodzi głębokie załamanie. Wartość emisji obligacji korporacyjnych (z wyłączeniem banków i ich przedsiębiorstw finansowych) spadła w III kwartale o 54 proc. – wynika z obliczeń Obligacje.pl. W II kwartale spadek był mocniejszy (61 proc.), ale to żadne pocieszenie. Statystykę tworzą niemal wyłącznie emisje bilateralne, kierowane do instytucji takich jak EBI czy PFR lub funduszy private debt. Kto takich koneksji nie ma, może liczyć co najwyżej na refinansowanie istniejących zobowiązań lub na inwestorów indywidualnych. Ruszyła właśnie emisja PragmaGO przeprowadzana na podstawie prospektu.
Tymczasem w grze o płynność uczestniczy też resort finansów, który w jednym z dokumentów okołobudżetowych przyznał, że w skrajnie niekorzystnych okolicznościach Polsce grozi uznanie za niewypłacalną. Kalkulowanym ryzykiem jest zapewne wprowadzenie nowego wskaźnika referencyjnego (WIRON) przy braku instrumentów pochodnych i tym samym brakiem możliwości zabezpieczania się przed ryzykiem stopy procentowej. Inwestorzy mogą z tego powodu nie być zainteresowani naszym długiem, a potrzeby pożyczkowe są akurat rekordowe. Wprowadzenie okresu przejściowego jest też przejściowym rozwiązaniem, trudno będzie plasować dług długoterminowy, zwłaszcza nie znając wysokości spreadu wyrównującego różnicę między WIBOR i WIRON. Dyskusyjne jest jego wyznaczanie na podstawie pięcioletniej średniej w różnicy wartości obu wskaźników. Obecna sytuacja jest bardzo daleka od przeciętnych warunków rynkowych z ostatnich pięciu lat.
Na globalnym rynku sytuacja wcale nie przedstawia się lepiej. Apel ONZ do Fed o wstrzymanie się z podwyżkami stóp trąci desperacją. Szkoda, że apele w drugą stronę (od ekonomistów do polityków) o ograniczanie wydatków, zwłaszcza socjalnych i finansowanych długiem, nie były brane pod uwagę, gdy był na to czas.